niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział 10 cz.2 - WSZYSTKO, CO CZUJESZ

W poprzednim rozdziale:
Ojciec podał jej trzymany w dłoniach list. Rudowłosa pobieżnie przebiegła po nim wzrokiem, by tuż przed samym końcem rzuciła się jej data sprawy jej rodziciela w sądzie.
– Może masz już odłożoną kasę na jakiegoś prawnika? – spytała, chociaż spodziewała się już negatywnej odpowiedzi.
– Nie – odparł. Potarł dłonią po brodzie pokrytej dwudniowym zarostem. Twarz miał zmęczoną, zapadłą.
– To powinieneś się pośpieszyć – zauważyła. – I powiedzieć o tym mamie.
Rozprawa miała odbyć się za trzy tygodnie.

 Rozdział 10 cz.2
Wszystko, co czujesz...
Mogłoby się wydawać, że to sprawiło, że czas zaczął Maję gonić, jednak tak się nie stało. Dni jakby na przekór stawały się dłuższe, zlewały się w jedną niewyraźną całość.
Rodzice siedzieli jak na szpilkach wyczekując tego jednego dnia, a Maja nie wiedziała, w co włożyć ręce. Mama miała występować w roli świadka, tak samo ich sąsiadka, która pewnego dnia zobaczyła znajomych ojca pod domem.
Maja na ten czas miała być w domu i nic nie robić. Nic nie robienie oznaczało tylko jedno. Robienie tego, czego bała się robić w pobliżu rodzicieli, czyli doszukiwaniu informacji na temat tej całej zagadki, jaka obrosła wokół jej mamy. Wszystkie punkty zaczepienia były praktycznie niczym. Okazywały się ślepymi uliczkami.
Dlatego nieoczekiwanym zwrotem akcji była dla niej wiadomość, o jakiej dowiedziała się w szkole.
Pewnego wtorkowego dnia, na godzinie wychowawczej pani Lewandowska poruszyła temat wycieczki klasowej.
— To nasz ostatni wspólny rok i chociaż bywało z nami różnie, to chciałabym, abyście zapamiętali naszą klasę jako zgrany zespół — powiedziała.
— Proszę pani, my o tym wiemy nawet bez tego — krzyknął Antek i dostał kuksańca od Tomka.
— Ale nadal jesteśmy zainteresowani — dopowiedział drugi.
Pani Lewandowska uśmiechnęła się.
— To dobrze. Przecież wasze zdanie jest najważniejsze — zażartowała. — Pomyślałam o tym, aby pojechać na wycieczkę do Gniezna.
Na niektórych twarzach pojawiło się rozczarowanie. Niektórzy podekscytowani myślą o wycieczce już wybiegali myślą ku Warszawie, Zakopanemu, Gdyni... A tu takie Gniezno, do którego mogą równie dobrze pojechać sami.
— Więcej entuzjazmu, ludzie! — podniosła głos Daria, gdy po sali rozniósł się szum pełen dezaprobaty.
Maja, która obserwowała całą tę sytuację jedynie pokręciła lekko głową.
Będą narzekać, ale ostatecznie się zgodzą — pomyślała.
— Byłaby w piątek w ostatni dzień przed feriami zimowymi. O szczegółach dowiecie się później. I co wy na to?
Po klasie znowu poniósł się szum.
— Może inaczej — zaczęła wychowawczyni. — Kto jest za, niech podniesie ręce.
W górę uniosło się kilkanaście rąk. Była to zdecydowana większość. Maja również dołączyła do ich grona.
— Tak więc wszystko jasne. Demokracja wszystko załatwia. Plan wycieczki będzie przedstawiony na zebraniu waszych rodziców w tym miesiącu, a wszystkie szczegóły będą ustalane z czasem. Mam nadzieję, że pojedzie cała klasa.
Maja pokiwała głową. No cóż, było to raczej mało prawdopodobne. Zawsze się ktoś wykruszał, chorował i nie jechał. Zdarzało się to nie jeden raz.
Zastanawiało ją jedno. Kiedy ma o tej wycieczce powiedzieć rodzicom. Teraz nie było okazji. Zajmowali się tym całym rozgardiaszem związanym z rozprawą w sądzie. Potem pewnie nie będzie lepiej, a jeszcze gorszą opcją byłoby, gdyby jej mama dowiedziała się o wycieczce w dniu zebrania. O ile oczywiście poszłaby na nie.
Dziewczyna spojrzała na podręcznik od biologii, który leżał na jej stole. W pierwszej części lekcji wychowawczej pisała zaległą kartkówkę, której nie mogła napisać w terminie, ponieważ była u lekarza. Sprawdziła jedynie odpowiedź na jedno pytanie, o które martwiła się, że napisała źle, jednak poszło po jej myśli. Rudowłosa ziewnęła. Wstała dzisiaj dość wcześnie, ponieważ chciała się jeszcze poduczyć tej biologii, więc teraz była jak półżywa.
Maja poczuła dźgnięcie między łopatkami. Odwróciła się do tyłu, by zobaczyć, że Sandra trzyma w dłoni ołówek.
— Więc pojedziesz?
— Tak, raczej tak — potwierdziła rudowłosa.
— Ciekawe czy będzie tak samo nudno, jak w Warszawie, jak sądzisz? — spytała blondynka.
Maja zamyśliła się. Raczej pani Lewandowska nie popełniłaby tego samego błędu co rok temu, gdy jechali do Warszawy, tylko by zwiedzić jakieś nudne muzeum. Może w tym roku zaproponowałaby spacer po mieście, coś, co jest bardziej nowoczesne niż co najmniej pięćdziesięcioletnie zabytki. Gdyby tak zwiedzili coś naprawdę ciekawego... Albo mieli jakieś ciekawe wykłady z biologii. Przed testami gimnazjalnymi każda informacja jest na wagę złota, a przydać może się nawet w przyszłości. Szczególnie gdy rudowłosa zaczęła się poważnie zastanawiać nad czymś związanym z ścisłym.
— Nie wiem — mówiła powoli, myśląc — może w tym roku będzie kreatywna.
Sandra wzruszyła ramionami. Światło padające z lampy wiszącej na suficie odbijało się w jej bladoniebieskiej spince do włosów.
— Oby, inaczej tam zasnę i będziesz musiała mnie wszędzie zaciągać.
Dębkiewicz przewróciła oczami.
— Chyba trochę przesadzasz. Rok temu i tak ci się podobało. Denerwowałaś przewodnika tymi dociekliwymi pytaniami na temat Leonarda da Vinci.
Koleżanka roześmiała się po cichu, by nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki, która w tym samym czasie rozprawiała na temat tego, że cieszy się, ponieważ wszyscy wyjątkowo starali się o przyzwoite oceny.
— Przynajmniej mógł się pochwalić wiedzą.
— Raczej go zażenowałaś — powiedziała Maja. — Nowy był, mogłaś go nie stresować.
— Rzucony na głęboką wodę pływał — broniła się. — Udało mu się.
— Yhym, twoje szczęście. I tak wyglądał, jakby miał zejść na zawał.
Gdy zadzwonił dzwonek wszystkie tematy zostały omówione i uczniowie nieco rozespani po tak luźnej lekcji, poczłapali pod salę od polskiego.
— … i wtedy ja powiedziałam, że zupełnie o coś innego mi chodziło — tłumaczyła zawzięcie Sandra. Maja kiwała głową. Jej koleżanka opowiadało to, jak spędzała poprzedni dzień.
— Słuchaj — przerwała jej na chwilę. — Muszę iść do toalety. Poczekaj.
— Okej.
Rudowłosa zostawiła plecak pod salą. Sandra poszła za to do Kingi, która rozmawiała z Darią i Laurą.
Kiedy weszła do łazienki, przy oknie w najdalszym zakątku pomieszczenia stało kilka dziewczyn z równoległej klasy. Maja znała je z widzenia, z czego z jedną z nich chodziła do podstawówki. Wszystkie cztery paliły papierosy. Rudowłosa lekko zmarszczyła nos.
— Ktoś tutaj szedł? — spytała Asia, wysoka, atletyczna dziewczyna z klasy 3a. Maja pamiętała ją jako niską koleżankę z klasy, która zawsze nosiła dwa blond warkocze. W gimnazjum ścięła włosy do ramion, przestała je upinać i zaczęła się bujać z innymi dziewczynami ze swojej klasy, które starały się być takie... dorosłe. No cóż, nie tędy droga — skonstatowała rudowłosa.
— Nie. — Było jasne, że blondynce chodziło o nauczyciela dyżurującego.
Dym z papierosów unosił się wysoko, po to by uciec przez uchylone okno. Jedynym dźwiękiem odbijającym się od ścian był szum wody wypływającej z kranu oraz drżące oddechy wydychające dym z płuc.
Maja rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku dziewczyn. Trzeba się było stąd jak najszybciej zmyć. Nigdy nie wiadomo, co może komuś wpaść do łba, szczególnie gdy twoje gimnazjum już miało parę podobnych historii kończących się w szpitalu. Dziewczyna wytarła ręce ręcznikiem papierowym i jak najszybciej wyszła z łazienki.
Kiedy wydostała się na korytarz, ulżyło jej w zupełności. Aśka wraz z koleżankami stała się dziewczyną tego typu, z którą nie warto zadzierać. Ba! Nawet nie trzeba zadzierać, by w razie czego dostać.
Gdy wróciła pod salę od polskiego, Sandra na dobre rozgadała się z dziewczynami, a ona sama nie chciała jej przeszkadzać. Podeszła więc do okna i oparła się o parapet.
Za szybą było szaro. Drzewa gdzieniegdzie pozostawiły po lecie resztki liści zabarwionych na żółty kolor. Był to jedyny barwny element w burej, nijakiej rzeczywistości. Mimo że godzina wskazywała na samo południe, słońca w ogóle nie było widać.
Maja zamyśliła się przez chwilę. Patrzyła tak na park znajdujący się po drugiej stronie szkoły i na małe dzieci, które chodziły do okolicznego przedszkola. Nagle poczuła chęć, by cofnąć się w czasie i znowu mieć cztery lata. Wtedy było o wiele prościej. Nie miało się zadań domowych, żadnych stresów — oczywiście pomijając te niepoważne problemy typu „ona zabrała mi misia”.
Spoko, przeżyłaby to kolejny raz. Dziewczyna przetarła zmęczone oczy i parokrotnie nimi zamrugała, by odpędzić senność. Gdyby nie to, że było stosunkowo chłodno, nawet w murach szkoły, to byłaby zdolna paść twarzą na ziemię.
— Żyjesz? — usłyszała głos po lewej stronie. Spięła się mimowolnie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, kto to jest.
— Jak widać, jeszcze stoję.
Miękki śmiech podrażnił jej uszy. Adrian oparł się tuż obok niej, szturchając lekko ramieniem.
— Nadchodzi zima, co nie? — zauważył.
— A z ciebie taki fan Gry o Tron? — zripostowała go Maja.
— Masz mnie. Obejrzałem wszystkie sezony.
— Ekscytujące.
— Słuchaj — rozpoczął — Może źle wtedy zacząłem.
Maja odwróciła lekko głowę w lewą stronę i zlustrowała go spojrzeniem. Adrian wyglądał na rozluźnionego i spokojnego. Na takiego typka, co jednak ma szczere intencje.
Uniosła jedną brew.
— Ciężko nie przyznać ci racji.
— Hmm... Przepraszam? — powiedział trochę niepewnym tonem.
Maja zmarszczyła brwi. Jedną dłonią bawiła się wystającą nitką z bladoniebieskiego swetra, który założyła rano.
— No cóż...
Blondyn spojrzał na nią spod nielicznych kosmyków opadających na wysokie, blade czoło.
— No weź, przecież tylko cię przepraszam. Nie chcę, żebyś mi się wieszała z tego powodu na szyi... Chociaż byłoby to miłe... — urwał, widząc spojrzenie, jakim obdarzyła go rudowłosa.
— Okej. Tego ostatniego nie było. Czemu tak patrzysz?
— Bo zachowujesz się co najmniej dziwnie. Nie gadamy ze sobą, to po pierwsze. Po drugie, chyba nie mamy żadnego tematu do rozmowy, po trzecie jesteś sobą, oczywiście bez urazy — dopowiedziała szybko. Może i nie przepadała za Adrianem, ale nie był to powód do obrażania ludzi. Nie była takim typem człowieka.
Chłopak skrzywił się, jakby dostał po twarzy.
— Touche. Może w tym trochę prawdy. No ale możemy pogadać o Grze o Tron albo o Macieju... O wilku mowa.
Blondyn wskazał na postać stojącą za Mają.
— Cześć — przerwał Maciej. Przybił żółwika z Adrianem i spojrzał na niego z ciekawością.
Dziewczynie mimowolnie zrzedła mina, chociaż bardzo starała się niczego po sobie nie okazywać.
Czarnowłosy spojrzał po nich. Jego wzrok kierował się to na Maję, to na Adriana, jakby doszukiwał się czegoś. Czego?
— Hej. Co tam u ciebie? — spytał Adrian.
— A tam, normalka... — przerwał. — O czym tak gadacie?
— O Grze o Tron — wyjaśnił blondyn i uśmiechnął się.
— To może ja pójdę, czy coś — wymigał się Maciek. Zrobiło się jakoś dziwnie. Maja stała pomiędzy niczym między młotem a kowadłem. Od tamtego dnia, gdy dowiedziała się o rozprawie w sądzie, unikała Nowaka. Czuła się przy nim dość niezręcznie.
— Nie no, ja tu tylko na chwilę. Tylko tak sobie pogadać. No to cześć, Majka. Pomyśl nad tym, co powiedziałem — pożegnał się z dziewczyną, co spowodowało jeszcze większy ból głowy u dziewczyny. No bo dlaczego zachowywał się tak inaczej? Na początku roku był zupełnie inny. To zdecydowanie było dość podejrzane. Gdy odszedł spory kawałek dalej, rudowłosa odważyła się zagadać do Maćka.
— Ty wiesz, co mu jest?
— No co ty, sam chciałem ciebie o to zapytać. Na serio tak po prostu podszedł?
— Yhym — przytaknęła, przyglądając się blondynowi z 3e. Poszedł prosto do swoich kumpli z klasy.
— Nie, żeby coś, ale może uważaj — doradził chłopak, spoglądając na nią z troską.
— Czy ty właśnie twierdzisz, że twój kumpel to nie jest hmm... dobry materiał?
Maciek zaśmiał się lekko, wyginając prawy kącik ust w górę, by po chwili poważniejąc.
— Oczywiście, że tak.
Pod jego spojrzeniem Maja czuła jak na jej szyję wkrada się gorąco. Spuściła wzrok w dół, pocierając kark, by pozbyć się żenującej czerwieni opanowującej jej ciało. Powoli wypuściła nieświadomie wstrzymany oddech, modląc się, aby chłopak niczego się nie domyślił.
Jezu, czego ja chcę. On nie jest idiotą — zbeształa siebie.
— To... Sorki, ale muszę iść do Sandry — wymigała się nie patrząc Maćkowi prosto w twarz. Ten jedynie pokiwał głową.
— Okej...
Rudowłosa szybkim krokiem obeszła Nowaka, a jednocześnie w myślach zwyzywała siebie, jak tylko mogła. Teraz musiała iść do Sandry i przerwać jej rozmowę. Przecież nie mogła tego nie zrobić, wyszłoby na to, że unika Macieja, a tego chciałaby uniknąć. Jeszcze nie daj Boże, dojdzie do jakichś konkluzji. Niebezpiecznych, co podkreśliła dziewczyna w myślach.
Po prostu cholera, coś się stało. To musiała przyznać. Przyznać, ale niekoniecznie przyjąć do świadomości. Wszystko miał być zupełnie inaczej.
Podeszła do paczki dziewczyn. Sandra właśnie się śmiała z czegoś, co powiedziała jej Kinga.
— O, już jesteś — zauważyła blondynka.
— Tak, trochę się zagadałam — wyjaśniła.
Druga dziewczyna skinęła głową.
— A wracając do tematu — podjęła ponownie wątek Daria. — Rozmawiałyśmy o gwiazdce.
— Już? — zdziwiła się Maja. — Znaczy się, mamy jeszcze sporo czasu.
— Tak, ale zastanawiamy się, czy w ogóle ją robić. W sensie z losowaniem prezentów — wyjaśniła Kinga. Laura przyglądała się wszystkiemu w milczeniu. Nigdy nie wyrywała się do odpowiedzi, a w klasie z nikim się specjalnie nie przyjaźniła, oprócz Darii. Tym razem jednak wyraźnie coś pchało się na jej usta, ale zdecydowanie nie chciała przerywać rozmowy. Maja miała szansę z nią rozmawiać jedynie parę razy i odczuwała od niej pewną niechęć od samego początku gimnazjum.
— To ostatni rok w naszej klasie, więc można byłoby coś takiego zrobić — wyraziła swoje zdanie Maja.
— Też tak uważam, ale niektórzy myślą inaczej. Że to dziecinne, a my jesteśmy za starzy i tak dalej — Daria przewróciła oczyma.
— Na przykład Tomek — zażartowała Sandra.
— Chociażby.
— Także na następnej wychowawczej pogadamy i tym — podsumowała Daria. Wszystkie dziewczyny zgodnie pokiwały głowami. Porozmawiały jeszcze przez chwilę o wycieczce do Gniezna i tak minęła duża przerwa.
Wychodząc ze szkoły, zwlekała ze wszystkim. Dwukrotnie sprawdziła, czy zapięła plecak, jak najwolniej zeszła do szatni, pogadała z Sandrą, robiła cokolwiek, żeby tylko nie wracać z Maćkiem do domu. Na samą myśl o tym coś ją ściskało w żołądku i dostawała dreszczy.
Mówiąc szczerze, naprawdę źle się czuła z całą tą sytuacją. Przecież nigdy nie była zawstydzona w obecności Nowaka. A teraz? Szkoda gadać. Najchętniej nie wychodziłaby z domu przez dłuższy czasu, by tylko go nie widzieć. Może to by coś dało? Pomogło wyprzeć się temu małemu, tyciusieńkiemu zarodkowi czegoś większego niż „przyjaźń” między nimi.
— Ty idiotko — mruknęła do siebie, naciągając na głowę czapkę. — Myśl o rzeczach realnych. Czy tylko moje życie jest takie beznadziejne?
— Dam sobie głowę uciąć, że nie tylko twoje — usłyszała szept po prawej stronie. Z jej ust wyrwał się cichy okrzyk i obróciwszy się, by zobaczyć, kto ją tak nastraszył, wpadła na ściankę. Serce waliło jej szybko w piersi, jakby chciało się wyrwać na wolność.
— Hej, uspokój się — zobaczyła, jak Maciek szczerzy zęby w uśmiechu.
— Nigdy. Więcej. Tak. Nie. Rób. — Wycedziła, odwracając się do niego plecami, by podnieść plecak, który strąciła.
— Przepraszam, ale powinnaś się lepiej orientować.
— Powinieneś przestać istnieć — sparowała Maja, nie myśląc o tym co mówi. Zorientowała się dopiero po chwili, gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Odwróciła się i spostrzegła, że chłopak w milczeniu stał przy wyjściu z pomieszczenia. Jedyne co robił, to nie spuszczał jej z oczu.
Gdy chciała wyjść, nie przepuścił jej.
— Może przeprosisz? — zasugerował.
Maja westchnęła cicho i wydęła dolną wargę. Może i żałowała tego, co powiedziała, ale wymówić to na głos? Nie, to stanowczo nie leżało w jej naturze. Była po prostu zła. Zła za to, że pokrzyżował jej plany dotyczące tak naprawdę niego.
— Przepraszam — wymamrotała niewyraźnie, przytłumiona szalikiem. Nie powtórzy tego za nic w świecie. Nie powiedziałaby tego, gdyby nie to, że... Gdyby nie... NIE PRZYZNAWAJ SIĘ DO TEGO! — zbeształa się w myślach.
— Możesz powtórzyć?
— Nie! Przepuść mnie.
Chłopak poczekał jeszcze chwilę, by ustąpić. Wiedziała, że nie zabolało go to tak bardzo, jak udawał.
— Typowe. Na nic więcej nie mogę liczyć.
— Znasz mnie. Sorki, ale śpieszę się — powiedziała, wymijając go. Ten jednak niezrażony wysłużył swój krok i się z nią zrównał.
— Jakoś na to nie wygląda. Jest już piętnaście minut po dzwonku. Raczej się nie śpieszysz. — zauważył.
— Może śpieszę się właśnie dlatego? Zagadałam się z Sandrą, a nie powinnam — zmyśliła szybko.
— Naprawdę? — Maciek uniósł brew ze zdziwienia.
— Tak.
Wyszli w ciszy z budynku szkoły. W głowie rudowłosej toczyła się wielka bitwa myśli. Skoro powiedziała A, to teraz pora na B. Śpieszyła się do domu, to głupio byłoby zboczyć w inną stronę. Uparcie milczała. Tylko tyle mogła zrobić, nie pogrążając się jeszcze bardziej.
Nowak nie zaczynał rozmowy, zupełnie jakby wyczuwając humor Mai.
To był najgorszy kwadrans w jej życiu. Wręcz pędziła do domu, byleby tylko nie musieć spędzić z Nowakiem więcej czasu. Co było bezsensowne.
Musiała jeszcze oddać pracę na plastykę, chodzić do szkoły, gdzie prawdopodobieństwo spotkania niego wzrastało do... no cóż, stu procent i po prostu mieszkać z nim okno w okno.
Przecież... Przecież nie tak miało być — pomyślała. — Przecież go nie lubiłam. To wszystko przez rodziców i plac zabaw. To przez szkołę i ten projekt.
Kiedy dochodzili już obydwoje do domu i już mieli się rozejść do dwóch bloków, niespodziewanie poczuła dotyk na swoim ramieniu.
— Na pewno wszystko okej? — usłyszała.
— Może nie jest, ale będzie — powiedziała nie patrząc w jego kierunku z dużą pewnością.
W domu nie było jeszcze nikogo. Tata od czasu otrzymania powiadomienia z sądu wychodził z domu i wracał późnym wieczorem. Ani Maja, ani jej mama nie wiedziały dokąd, ale miały nadzieje, że nie popełni drugi raz tych samych błędów.
Powoli zajęła się swoimi sprawami. Nie była jeszcze głodna, a że jej matka miała wrócić stosunkowo wcześnie zadecydowała, że poczeka na nią. Zaciągnęła rolety w oknach i włączyła radio w kuchni.
Nie mając co ze sobą zrobić, położyła się na łóżku, mając wzrok wbity w sufit. Kiedy była mała i miała może pięć lat, rodzice robili remont jej pokoju, zdecydowali, że poprzyklejają na nim małe gwiazdki. Dzień były prawie niewidoczne, za to nocą, gdy w pokoju było ciemno, lekko świeciły.
Ciężko westchnęła i dźwięk ten rozniósł się po pomieszczeniu. Obróciła się na bok tak, by móc nie patrzeć na okno, które wprost kazało jej myśleć o sąsiedzie.
Wierciła się i kręciła, ale to i tak nic nie dawało. Ostatecznie leżąc na brzuchu, ułożyła głowę na poduszce.
— Bo to nie tak — zaczęła mówić na głos, do siebie — że ja... Boże, Majka powiedz to na głos. Nikt ciebie nie słucha, nikt nie chce ciebie słuchać!
Wzięła głęboki oddech i powoli go wypuściła.
— Wcale się nie zakochałaś — no dobrze, powiedziała to na głos. Czy jej w jakimś stopniu ulżyło? W żadnym razie. Supeł w brzuchu jeszcze bardziej się zacisnął. — To nie może być tak proste! To wcale nie to. Po prostu rzuciło ci się na mózg. Bardzo — zdecydowała.
I to nie mogło wyjść na światło dzienne. Nie dość, że jak tylko sięgała pamięcią do podstawówki, to zawsze znalazł się ktoś, kto musiał twierdzić, że w przyszłości będą ze sobą, co było jedną gigantyczną bzdurą. Prawda?
No, chyba, że miało to formę samosprawdzającej się przepowiedni.
Udręczała się jeszcze przed dobre dziesięć minut, kiedy usłyszała dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Zwlokła się z łóżka, by stanąć w drzwiach od pokoju.
— A ty co wyglądasz jak trup? — powiedziała na przywitanie mama Mai.
— Dzięki.
— Jadłaś?
— Nie, czekałam na ciebie.
Obie skierowały się ku kuchni. W jednej ręce Małgorzata trzymała siatkę z zakupami, a w drugiej torebkę, którą odłożyła na krzesło.
— Coś chcesz powiedzieć? — spytała mama.
Nie... — No cóż, raczej nie chciała się dzielić z rodzicielką o tym, co działo się wokół niej. — Chociaż w sumie... Pani Lewandowska planuje wycieczkę. Znaczy, będzie z wami rozmawiać na zebraniu, ale już tak teraz mówię.
— A gdzie?
— Do Gniezna — odpowiedziała dziewczyna, wyciągając z siatki ziemniaki.
— Uhm. Kiedy?
— Przed feriami.
— Dość wcześnie o tym mówi.
— Nie wiem, może chce, żebyśmy się namyśleli. No wiesz, testy — wyjaśniła Maja.
— Skoro tak twierdzisz.
— No i tak się zastanawiam, czy jest sens jechać. Pani nie mówiła, co planuje, abyśmy zwiedzili. Czy w Gnieźnie jest coś ciekawego?
— A skąd ja mogę wiedzieć? — mama wzruszyła ramionami.

Maja spojrzała na nią uważnie. W myśli jedynie błąkało się jej jedno pytanie: „Czemu się nie przyznasz, że się tam urodziłaś”.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział genialny jak zwykle, cały czas zastanawiam się co tak naprawdę ukrywa jej mama. Oczywiście zawsze, gdy o tym myślę przypominam sobie tą panią (bodajże) z piekarni , która wyglądała jak jej starsza wersja. Ciekawa jestem jak dalej rozwinie się ta historia...
      Co do braku weny, nie przejmuj się tym! Znajdź dla siebie trochę czasu wolnego, usiądź wygodnie w fotelu, sącz swoją ulubioną herbatę i patrz na świat za oknem. Kto wie? Czasem zwykłe patrzenie na pędzących gdzieś ludzi, na ich mimikę i gestykulację potrafi zainspirować nas do dalszej pracy.
      Trzymam kciuki i czekam na kolejny!
      Pozdrawiam cieplutko, Kasia :)

      Usuń

Obserwatorzy

Theme by Mia LOG