wtorek, 5 września 2017

Rezygnacja


Sam tytuł posta mówi sam za siebie, prawda?
Nie wiem co mam napisać, aby nie czuć się bardziej winną, niż już i tak się czuję.
Nie wiem jakich słów oczekujecie, więc nie chcę kłamać. Ja po prostu już dawno straciłam do tego bloga pomysły. Założenie tego bloga, rozpoczęcie DW miało być czymś zupełnie innym, miało mieć zupełnie inną fabułę, która miała się ograniczyć tylko do wątku romantycznego między Maćkiem i Mają, jednak coś mi nie wyszło i za bardzo zaszalałam. Pogubiłam się w tym wszystkim. Zapętliłam się w rozpoczętych wątkach, które nie wiem, jak chciałam doprowadzić do końca. Opowiadanie mnie przerosło i może po prostu zabrakło mi tyle samozaparcia, aby pociągnąć dalej fabułę. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że przecież mam też szkołę, a liceum niestety nie okazało się być bułką z masłem. Możecie pod tym postem, o ile ktoś to w ogóle czyta, pisać, co myślicie o tym wszystkim.
Postanowiłam być jednak uczciwa i napisać jakieś słowa wyjaśnienia, niż po prostu porzucić to wszystko bez żadnej informacji.
Zdecydowanie lepiej idzie mi w krótszych formach i może to jeszcze nie pora na własne światy. Potrzebuję czasu, a nie chcę pozostawiać was w niepewności.
Bloga nie usunę, niech sobie wisi. W końcu chyba te jedenaście rozdziałów nie wadzi nikomu. Ale zaraz, zaraz. Jak jedenaście, pytacie, skoro na blogu jest tylko dziesięć?
Ano zdecydowałam, że wstawię fragment tego, co napisałam od listopada zeszłego roku, chociaż tyle mogę zrobić dla was.
Nie mówię nie historii Mai i Maćka. Może powróci gdzie indziej i kiedy indziej, może pod inną postacią. Szukający ją znajdą :)

Tymczasem pozdrawiam Was wszystkich i życzę Wam mnóstwa zakończonych i dobrych opowiadań, ponieważ wiem, że moje nie zaliczało się do żadnej grupy.

 Rozdział 11
Wszystkie kłamstwa duże i małe
Dzisiaj miała się odbyć rozprawa. To nie było zbyt trudne, jak sądziła, że będzie. Miała po prostu czekać na rodziców w domu, gdy wróci ze szkoły. Mogłoby się wydawać, że nie jest to nic trudnego. W końcu niczego od niej nie wymagano, jednak naprawdę, ale to naprawdę nie potrafiła się nie stresować. Zajmowała się praktycznie wszystkim, by o tym nie myśleć.
Odrobiła wszystkie lekcje, posprzątała szafę, ale to nadal było za mało. Włączyła więc laptopa i otworzyła folder z dokumentami związanymi z jej mamą.
Prawdę mówiąc, było to dość żałosne, prawda? Zbieranie informacji jak jakiś podrzędny detektyw. To nic nie dawało. Owszem przecież niektóre sprawy nigdy nie doczekiwały się rozwiązania, ale liczyła na coś więcej, niż to, co miała. Jakąś podpowiedź, wskazówkę, która pomogłaby jej jakoś zacząć.
Miała zaledwie parę informacji o lekach, o których wspomniane było w karcie zdrowia. Nie wiedziała jednak z czyjej ani gdzie ta osoba przebywała. Totalnie ślepa uliczka.
Maja uważnie przyjrzała się nazwom plików. Karta, akt urodzenia_mama, akt urodzenia_tata, własne. Tak naprawdę nic jej to nie dawało. Trzeba to było jakoś zebrać w jedną spójną całość. Problemem było to, aby znaleźć jeden wspólny mianownik.
Nie wiedząc, co zrobić weszła na jeden z portali społecznościowych. Zobaczyła, że zielona kropka jest widoczna przy nazwisku jej koleżanki. Ta prawdopodobnie zobaczyła to samo, bo niecałą minutę później przyszła do niej wiadomość.
Sandra: No cześć :)
Maja: Hej
Sandra: Co robisz? Ja męczę się z matmą.
Maja: Nudzę się, nie wiem co ze sobą zrobić.
Sandra: Może włącz muzę na całość i zatańcz coś :P
Maja: Nie mam humoru.
Sandra: Coś się stało?
Maja: Nie, po prostu. Wiesz, jak jest :)
Kłamanie w Internecie było zaskakująco łatwe. Rudowłosa przez chwilę zrozumiała fenomen tego, jak ludzi podawali się pod inną osobę. To tylko zbitek liter tworzących złudny obraz. Dwa różne miejsca w przestrzeni, które dzielą od siebie dwoje ludzi.
Sandra: W razie czego to wiesz, wal śmiało.
Maja: Dzięki i jak tam matma?
Sandra: Funkcje mnie dobijają.
Maja: Za rok będzie jeszcze gorzej...
Sandra: Ale ty umiesz pocieszać.
Maja: Taka już moja rola.
Sandra: Na razie to musimy skończyć gimbazę. Mamy całe pół roku.
Maja: Co racja, to racja.
Sandra: A właśnie...
Maja: ?
Sandra: Myślę o wycieczce.
Maja: A kto nie myśli :P
Sandra: Nie wiem, czy warto jechać.
Maja: Na razie nic nie wiemy. Wstrzymaj się.
Sandra: Moja mama mówi, że prawdopodobnie pójdziemy do katedry albo do muzeum.
Maja: Byłoby słabo. Z jakiegoś powodu jesteśmy w klasie d. Ponoć profil przyrodniczy...
Sandra: I co z tego xD Od pierwszej klasy nic z tym nie robimy. To tylko nazwa xD
Maja: Ja mam nadal nadzieję.
Sandra: W ogóle gdzie byśmy poszli? Coś jest ciekawego w Gnieźnie?
Maja: Nie wiem.
Sandra: Poczekaj...
Maja: Ok
Dziewczyna przełączyła kartę w przeglądarce na pocztę. Sprawdziła, czy nie dostała żadnych wiadomość, a gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk powiadomienia, wróciła na poprzednią zakładkę.
Sandra: Już jestem. Poszłam do kuchni po herbatę.
Maja: Okej, okej :D
Sandra: Przy okazji spytałam się mamy co ciekawego jest pod względem przyrodniczym...
Maja: I co?
Sandra: NIC
Maja: Mówiłam.
Sandra: Jest rezerwat przyrody...
Maja: A my mamy park, więc nie ma sensu.
Sandra: Chyba że psychiatryk xD Możemy tam usadzić kogoś z naszej klasy :P
Maja poczuła się tak, jakby poraził ją prąd. Czyżby to było to, czego szukała? Czy odpowiedź na wszystko mogła się mieścić w tym jednym zdaniu? To nie mogło być takie proste, inaczej przeklnęłaby siebie za swoją głupotę.
Zmarszczyła brwi. Nie szkodziło znaleźć pewnych informacji. Nadmiar wiedzy nie był czymś bolesnym.
Maja: Taa, to dobry pomysł. Słuchaj, muszę zejść. Nie wiem, kiedy wrócę.
Sandra: Okej :D Mam nadzieję, że idziesz do Maćka :3
Rudowłosa zaczerwieniła się, czytając te słowa. To nie tak, do diabła!
Maja: To nie jest śmieszne.
Sandra: No już, już. Nie bulwersuj się tak :)
Maja: Pa :*
Sandra: Pa i wiesz, ja i tak wiem swoje ;P
Dębkiewicz nie zamierzała już nawet komentować ostatniej wiadomości od koleżanki i po prostu ją zignorowała.
Była trochę podekscytowana tym, o czym się dowiedziała. To mogło jakoś pomóc ruszyć sprawie. Wpisała w wyszukiwarkę słowa kluczowe i po chwili kliknęła pierwszy odnośnik do strony szpitala. Pierwsze co, to rzuciła się jej w oczy uboga szata graficzna, jednak po krótkim namyśle rudowłosa stwierdziła, że to zupełnie nie przeszkadza. Tu chodziło jedynie o informacje, a nie o bycie miłym dla oka.
Kto z własnej woli wchodzi ot tak po prostu na stronę dziekanki. Od razu otworzyła plik z komputera, na którym miała notkę z karty zdrowia. Była w nim mowa o jednym z oddziałów. Postarała się go poszukać w szpitalu, na mapce obiektu, która była zamieszczona na jednej z podstron. Nie było to tak trudne, jak myślała, że będzie.
Pozostało jedynie przemyślenie wszystkiego. Szpital znajdował się w Gnieźnie. Tam też urodziła się jej mama. To w tym mieście schowała swoje dawne życie, rozpoczynając nowe w Poznaniu.
Dlaczego? — to pytanie błąkało się po myślach Mai. Co takiego musiało się stać, że jej matka była pacjentką w szpitalu psychiatrycznym. Biorąc pod uwagę informacje o lekach, jakie były wypisane na karcie, to nie było nic błahego. Tu chodziło o coś poważniejszego, o coś, czego normalnie nie da się ukryć. Ale jednak... Jednak coś jej nie pasowało. Skoro tak było, to dlaczego jej mama żyła normalnie. Owszem niektóre schorzenia da się wyleczyć, ale czy takie też można?
Nie, to za mało — stwierdziła w myślach dziewczyna. — Muszę coś zrobić.
Pytanie tylko brzmiało: co? Miała związane ręce. Przecież nie podejdzie do matki i nie spyta się: Cześć mamo jak tam w pracy? A przy okazji, powiesz mi, czy byłaś leczona psychiatrycznie?
To nie brzmiało zbyt dobrze. Tylko że naprawdę nie widziała innej opcji. Mimo wszystko poczuła napływ nadziei. Coś ruszyło. Minimalnie, ale jednak. Być może nie powinna chwalić dnia przed zachodem słońca, ale była dobrej myśli. Przecież kiedyś wszystko musiało się wyjaśnić. Pozostawało jedynie czekać, ale to nie leżało w naturze rudowłosej. Mimo że lubiła spokój i ciszę, to musiała działać. Podejmować decyzję, byleby nie zostać w jednym miejscu. Inaczej byłoby to zbyt niewygodne.
Podsumowała wszystkie fakty w jednym miejscu. Początkowo cała sprawa wydawała się prosta, jednak z każdą kolejną informacją, pojawiały się coraz to nowsze pytania, które sprawiały, że sytuacja robiła się zagmatwana i w swój tajemniczy sposób przerażająca. Może w tej chwili Maja nieco dramatyzowała i przerysowywała sytuację, ale tak właśnie czuła. Coś się zmieniło.
Zupełnie jakby w jednej chwili otworzyła puszkę Pandory, a w następnej całe zło wydostało się na światło dzienne.
Rudowłosa zamrugała oczyma. Bo to wcale nie wyglądało na przypadek. To wszystko zaczęło się już wcześniej, tylko nie widziała żadnych objawów. Całe jej życie zbliżało się do tego momentu. Napięta sytuacja w domu wybuchnęłaby w każdej chwili, a teraz był na to najmniej dogodny moment. Mimo to cała sytuacja śmierdziała. Ktoś ewidentnie podłożył coś od siebie. Inaczej nie natrafiłaby na wszystkie te rzeczy, nie byłaby ich świadkiem i prawdopodobnie nie miałaby o niektórych rzeczach zielonego pojęcia.
Tylko kto to miał być? Kto mógł wiedzieć, o całej tej sytuacji? Maja tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że wszystkie tropy prowadzą do jej matki, więc musiała zacząć tam, gdzie ona zaczęła.
Musiała jedynie poczekać do wycieczki, o ile miałaby dojść do skutku.

W ciągu kilku następnych dni siedziała jak na szpilkach. Nie dość, że musiała się pilnować w domu, aby nie palnąć jakiejś głupoty, która wydałaby ją na tacy, to w szkole, jak i zarówno poza nią starała się unikać Macieja. W gruncie rzeczy stało się to łatwe. Projekt z plastyki został już oddany, więc nie mieli już pretekstu do rozmowy, pomijając zwykłe sąsiedzkie dyskusje, ale nawet i one odeszły na dalszy tor. Maciek jakby to wyczuł. Kiedy kilka razy z rzędu Maja wychodziła bardzo wcześnie z domu, by tylko razem nie iść do szkoły, a potem w klasie odzywała się do niego monosylabami, w sytuacjach, kiedy już nie miała innego wyjścia jak odezwać się, zrozumiał, że coś musiało być na rzeczy. Wyszedł jednak z założenia, że nie będzie pytał, co się stało, bo gdy przyjdzie odpowiednia pora, wszystko wyjdzie na jaw. Obydwoje jakoś radzili sobie w tej sytuacji, chociaż była niezwykle krępująca.
I to nawet nie dla nich samych. Ich znajomi w końcu nie byli ślepi, widzieli, co się działo i w ich małej społeczności klasowej zastanawiali się, co się mogło stać. Większość obstawiała zwykłą kłótnię, ale niektórzy wiedzieli więcej, niż mogłoby się wydawać i wysuwali odpowiednie wnioski.
Maja usilnie starała się to ignorować, ba! Nawet robiła wszystko, byleby odwrócić od siebie uwagę. Dementowała wszelkie plotki, byleby nie doprowadzić do jakiejkolwiek konfrontacji. Nie była na to gotowa i prawdopodobnie nigdy by nie była. Nie wiedziała jednak, że ktoś ma inne plany, co do jej życia.
Sandra w tym czasie uspokoiła się, nie wypytywała, ponieważ miała swoje podejrzenia. Uważnie obserwowała dwójkę przyjaciół i wręcz pragnęła, by cała ta sytuacja została doprowadzona do końca. Szczęśliwego końca. Nie było nic dziwnego w tym życzeniu, bowiem dziewczyna była niepoprawną romantyczką. No i uwielbiała wtykać nosa w nie swoje sprawy, przyznawała się do tego nawet przed sobą, co było dość trudne. Pomoc była jej drugim imieniem, nawet gdy ktoś jej nie potrzebował, a nawet unikał. Taka po prostu była.
Nie pozostało jej więc niż innego jak zeswatanie tej dwójki. Nie było bowiem nic piękniejszego na świecie niż miłość.
Dźwięk dzwonka przeszył korytarz w mieszkaniu Dębkiewiczów. Nagie ściany sprawiły, że akustyka doskonale rozniosła do wszystkich pomieszczeń. Maja siedząca tuż przy biurku, odrabiająca zadanie domowe z angielskiego z westchnieniem wstała z krzesła, żeby zobaczyć, kto dobija się do drzwi. Przyciszyła nieco radio, by do uszu gościa nie dobiegły szumy z radiostacji. Krzesło wydało z siebie cichy pisk, kiedy przesunęło się po podłodze.
Tuż przy drzwiach Maja odwróciła się w kierunku zasłoniętego okna. Dzwonek zmienił się w delikatne pukanie.
— Już, zaraz! — krzyknęła. Szybko podeszła do zasłony, by sprawdzić, czy jej sąsiad jest w swoim pokoju. Jak na złość Maciek miał spuszczone rolety. Rudowłosa zacisnęła mocno usta i w myślach pomodliła się, aby to nie był on. Niepotrzebnie się tak wydarłam — pomyślała. — Mogłam udawać, że nie ma. Gdyby to był ktoś ważny przyszedłby znowu.
No ale skoro powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć „b”. W końcu to nie musiał być Nowak. Mimo to Maja przechodząc obok lustra, zdążyła przygładzić włosy, które akurat tamtego dnia postanowiły zostać nieujarzmionymi.
— Już, już! — jeszcze raz krzyknęła. Zerknęła jeszcze przez wizjer, aby się upewnić, kto stoi za drzwiami i jedynie utwierdziła się w swoich przekonaniach.
Z szybciej bijącym sercem otworzyła drzwi i stanęła twarzą w twarz z Maćkiem. Opierał się o futrynę. Prawa ręka zwisała mu luźno wzdłuż tułowia. Kurtkę miał częściowo rozpiętą, ponieważ na klatce schodowej było ciepło. Po raz pierwszy ich współdzielenia postanowiła naprawdę grzać.
— Cześć — powiedział Maciek. Uśmiechnął się lekko i wskazał na korytarz. — Mogę wejść?
Maja przesunęła się w bok, pozwalając chłopakowi zrobić krok do przodu.
Dziewczyna w milczeniu przyglądała się, jak Maciek wchodzi i zdejmuje z siebie kurtkę. Bez słowa wskazała dłonią wieszak, dając milczące przyzwolenie, że może powiesić okrycie wierzchnie.
Wiedziała, że spytanie tak po prostu, po co do nie przyszedł, byłoby niegrzeczne, ale korciło ją to niemiłosiernie. Przyglądała się, jak chłopak pochyla się by zdjąć buty, chociaż wcale mu nie kazała tego zrobić. Mimo to rozumiała go. Maciek dość często przychodził do niej, kiedy w domu była jej mama, a to ona miała hopla na punkcie wygody stóp gości. Czyste wariactwo.
Wróciła bez słowa do pokoju. Usiadła na krześle, z którego przed chwilą wstała. Maciek przypatrzył się jej przez chwilę, po czym zajął wolne miejsce na łóżku, naprzeciwko dziewczyny.
— Maja... — zaczął. Widocznie nie wiedział, od czego zacząć, a rudowłosa wcale nie chciała mu tego ułatwić.
— Chcesz coś do picia? — spytała go, ignorując to, że widocznie bił się w myślach z samym sobą.
— Nie, ja tylko na chwilę.
Ciemnowłosy chłopak wiercił się przez chwilę na materacu. Dłonie zaplótł o siebie i oparł o podołek.
— Czy coś się ostatnio stało? Unikasz mnie, milczysz...
Dębkiewicz okręciła się trochę na krześle. W myślach ważyła słowa, jakby chcąc zmniejszyć ich wagę i konsekwencje ich wypowiedzenia. Westchnęła cicho. Trzeba było znaleźć wyjście i to na dodatek odpowiednie wyjście, by kłamstwa się nie napiętrzały. Powiedzenie prawdy nie wchodziło w rachubę, a ciągnięcie farsy... Nagle coś zaskoczyło w umyśle Mai. Wyjście okazało się zbyt oczywiste i proste, by mogła na nie tak po prostu wpaść. Przecież może powiedzieć prawdę, ale nie tą, o którą mu chodziło. Nic by nie zaszkodził, gdyby dowiedział się, co się dzieje u niej w domu. Prawdę mówiąc, potrzebowała jakiegoś sprzymierzeńca w poszukiwaniach i robieniu alibii.
— Nie wiem od czego zacząć — powiedziała, chcąc przedłużyć czas swojego namysłu.
— Może od początku — zachęcił chłopak.
I Maja powiedziała wszystko, co zaczęło się w tym roku. Od bójki, od tajemnic, od rozmowy telefonicznej, od wszystkiego, co ją spotkało, umiejętnie ukrywając tę jedną rzecz.
Po wysłuchaniu całego wywodu Maciek potrząsnął głową.
— Wow, to dużo informacji. Za dużo jak na jeden raz. Na pewno chciałaś mi to powiedzieć? ... Nie cofam, to było głupie pytanie. Skoro powiedziałaś, to znaczy, że chciałaś. Naprawdę... Nie wiem c powiedzieć.
— Wiem. I może zrozumiesz, że mam teraz inne rzeczy na głowie.
— Co zamierzasz zrobić?
Maja zastanowiła się przez chwilę. Milczała, a Maciek bacznie się jej przyglądał.
— Nie wiesz?
— No nie. Nie wiem, od czego zacząć. Tego wszystkiego jest za dużo jak na mnie.
— Na twoim miejscu skorzystałbym z okazji i kiedy będziemy w Gnieźnie to, co znajdziesz. Albo wybierz się kiedyś. To nie jest zbyt długo, a bilet na pociąg nie jest drogi.
— Niby tak, ale sam wiesz, jak jest. Niby kiedy?
— W jakiś piątek. Albo przed świętami, kiedy będzie więcej luzu. Musiałabyś tylko pojechać rano i szybko się wyrobisz.
W sumie to nie był zły pomysł, kiedy Maja się nad nim zastanowiła. Mogła powiedzieć, że idzie na zakupy, by kupić prezent dla kogoś z klasy, a tak naprawdę pojechałaby do Gniezna. Maciek jednak trafił w sedno. Musiałaby jedynie pojechać dość wcześnie, by szybciej wrócić, a to odrzucało dni szkolne, ponieważ jedynie czego jej brakowało do szczęścia to godziny nieusprawiedliwione.
— No ale ktoś musiałby mnie kryć. Mama wie, że sama nie chodzę na zakupy, bo nie mogę się nigdy zdecydować — powiedziała.
— A czy powiedziałem, że masz tam iść sama? — zdziwił się chłopak.
— No nie, ale...
— Oczywiście, że pojadę tam z tobą — zadeklarował, przykładając rękę do serca.
— Co?! No chyba nie! — wykrzyknęła Maja.
— Czemu? — sparował czarnowłosy. Wydawał się urażony tak szybką i odmowną reakcją.
Rudowłosa uniosła głowę i wbiła wzrok w sufit, nagle stał się bardzo interesującym punktem do prowadzenia obserwacji.
— Nie wiesz, co może się stać, a mimo wszystko jestem chłopakiem, a ty tylko...
— Jeżeli chcesz powiedzieć, że dziewczyny są słabsze, to się zamknij — przerwała mu. Zgromiła go spojrzeniem, aż nie zamknął ust.
— A nie mogę tak po prostu pomóc? Widzę, co się dzieje. Martwisz się.
— A ty byś się nie martwił? To jest tak zagmatwane. Może to wszystko — zamachnęła dłonią — to kłamstwo.
Chłopak przyjrzał się jej dokładnie. Ona się martwiła, więc i on się martwił. Maja to widziała w jego oczach. Nie bez powodu były nazywane oknami duszy.
— Tak — przyznał. Ułożył się wygodnie na jej łóżku. Rudowłosa jedynie zmarszczyła brwi. No cóż, Maciek dosłownie traktował słowa: „Czuj się jak u siebie”.
— Nie za wygodnie?
— Jak tak pytasz, to nie za bardzo. Masz twardy materac.
— Zawsze zostaje ci podłoga — zauważyła i wskazała na nią.
— Bardzo śmieszne.
Maja westchnęła cicho. Coś ścisnęło ją w żołądku, ale zignorowała to. To nie była odpowiednia pora na wewnętrzne przeżycia dotyczące życia romantycznego.
— Nie pojedziesz ze mną — powtórzyła.
Czarnowłosy jedynie przewrócił oczyma.
— Nie decydujesz za mnie, to po pierwsze. Po drugie: Jeżeli myślisz, że to sprawiłoby mi kłopot, to mówię nie. — Wyjaśnił łagodnym tonem, tak sprzecznym z jego postawą. Rzucał dziewczynie lekko wyzywające spojrzenie, jakby miała podnieść rękawicę do walki na słowa.
— Okej, okej — poddała się. Nie umiała być zbyt stanowcza, wiedziała, że to jest jej słabość. — Ale naprawdę przemyśl to. Nie chcę sprawiać kłopotu. Nie wiem, co może z tego wszystkiego wyniknąć.
— Czyli mówisz, że to może być niebezpieczne? — Chłopak ożywił się na samą myśl, o czymś takim.
— No naprawdę. To takie typowe dla chłopaków. Nie ma ryzyka, nie ma zabawy, czy nie? — Zironizowała.
Nowak puścił te słowa mimo uszu. Założył ręce za głowę i przyjrzał się uważnie koleżance.
— Może. Ale to dobrze, że już wszystko uzgodniliśmy.
— Tylko ty tak sądzisz.
— I mi to wystarcza — przyznał chłopak.
Po ostatnich słowach bruneta zapadła cisza. Słychać było jedynie cichy szum płynący z radia. Spiker zapowiadał kolejny hit Eda Sheerana, po czym zaczęły płynąć pierwsze nuty nowej piosenki. Zrobiło się niezręcznie. Dopóki istniał temat, rozmowa się jakoś kleiła, ale kiedy zabrakło celu rozmowy, wszystko się posypało.
— Ja robiłam angielski...
— To może ja...
Zaczęli jednocześnie. Maciej uśmiechnął się przyjaźnie i opuścił nogi na podłogę.
— I tak przyszedłem tutaj na chwilę, więc powinienem się zbierać.
— Nie wyganiam ciebie, czy coś — powiedziała szybko dziewczyna. Długopis, którym przed chwilą się bawiła, sturlał się z biurka i z cichym puknięciem uderzył w podłogę.
Chłopak machnął ręką, lekceważąc jej słowa.
— Wyganiasz, ale nie umiesz tego powiedzieć normalnie.
Maja otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nic z siebie nie wykrztusiła. Miał rację — przyznała. — Wie o tym doskonale i jeszcze z tego korzysta, bo inaczej by się tak nie zachowywał.
— Jak poproszę o spisanie zadania z majcy, to pewnie i tak odmówisz? — zmienił temat.
— Nie musisz się starać. I wiesz, że odmówię.
— Kiedyś się ugniesz — zawyrokował i wyszedł z pokoju. Maja wstała, by go odprowadzić do wyjścia.
— Nie sądzę. Nie wiem, co miałoby mnie do tego zmusić.
Maciek zaśmiał się złowieszczo. Ściągnął kurtkę z wieszaka i narzucił ją na siebie, namyślając się.
— Mam swoje sposoby.
Dębkiewicz uniosła jedynie brew w wyrazie zaciekawienia. Oparła się o ścianę i skrzyżowała ręce.
— Aż nie mogę się doczekać, kiedy je poznam. — Ciemnowłosy prychnął i pokręcił głową, jakby to, co mówiła dziewczyna, było herezją.
— Nawet się nie domyślisz. — Mrugnął zawadiacko okiem. Rudowłosa chyba tylko siłą woli powstrzymała rumieniec, który pchał się na jej policzki.
— No to cześć — powiedział chłopak. Otworzył szeroko drzwi, więc doskonale było widać klatkę schodową.
Maja mruknęła słowa pożegnania i kiwnęła głową. Zamknąwszy drzwi za Maćkiem, oparła się o obicie drzwi.

Nie, to wcale nie musiało być takie trudne.

1 komentarz:

  1. Przykro, że przestaniesz pisać, ale rozumiem 🙁 Sama nie dokończyłam pierwszego opowiadania, więc nie oceniam. Mam tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś zetknę się z twoją twórczością. Liceum jest trudne, a w szczególności klasa maturalna, mówię Ci to istny armagedon. No ale tego pewnie się domyślasz 😄
    Gdybyś kiedyś zaczęła jakiekolwiek, nowe opowiadanie to daj mi znać, z chęcią przeczytam!💖
    Pozdrawiam ciepło, Kasia.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Mia LOG