Rozdział 6
Wszystko, co jej kazano
Istnieje teoria, jakoby osoby ze snów, które uznajemy za kogoś,
kogo nie znamy, tak naprawdę przewinęły się już w naszym życiu.
W końcu żyjemy w morzu, ba! Oceanie ludzi. Dom, ulica, park,
szkoła. Tysiące osób, które pojawiają się w ciągu całego
naszego istnienia. Tyle ser bijących w jednym rytmie. Jedna wielka
Ziemia, złożona z miliardów oddechów.
Czy kiedykolwiek powtarzał się Wam jakiś sen? Trzy, cztery, a może
kilkanaście razy. Tak, że znaliście go na pamięć oraz
wiedzieliście, jak się zakończy? A może nigdy się nie kończył
i chcieliście wreszcie poznać zakończenie? Niektórzy tak mają.
Maja była jedną z nich. Owszem była zwykłym człowiekiem. Czasami
nie pamiętała tego, co śniła. W końcu nikt nie ma takich
zdolności. Jednak w zamian za to, pamiętała jeden sen, który jej
mózg ulubił sobie powtarzać.
Była mała. Widziała o tym, ponieważ było jej bliżej do ziemi
niż zazwyczaj. Dzień był słoneczny, a drzewa stały nieruchomo.
Powietrze było nasiąknięte wilgocią. Zbliżała się ulewa,
chociaż nic na to teoretycznie nie wskazywało. Zresztą to był
tylko sen, a one mają to do siebie, że zadziwiają swoją
konstrukcją.
W swoim śnie widziała, jak bawi się lalką. Była ona zwykłą
szmacianką z oczyma zrobionymi z niebieskich guzików. Znajdowała
się na placu zabaw, jednak nikogo z nią nie było. Opuszczone
huśtawki oraz zjeżdżalnie były przerażające. Wymarłe.
– Tala – mówiła do lalki. Tala mieszkała w zamku z piasku.
Była jej księżniczką. Była, dopóki zamek nie runął, jak to
zwykle bywa z tymi z takiego nietrwałego materiału.
Dziecięca wyobraźnia bywała krucha.
Właśnie wyprawiała wielki bal, gdy na jej małe ciałko padł
cień. We śnie zmrużyła oczy i spojrzała do góry.
Zobaczyła mamę. Jej rude włosy i ciepłe zielone oczy z brązowymi
plamkami.
– Majeczko, chodź do mnie – usłyszała głos. Ręce mamy były
bezpieczne, więc gdy zostały wyciągnięte w jej kierunku, bez
wahania weszła w ich objęcia. – Chodźmy do domu, skarbie.
Maja pokiwała głową. Tala wisiała bezwładnie w jej drobnej
dłoni. Szorstki materiał, z jakiego była zrobiona, drażnił
delikatną skórę. Dziewczynka i tak lubiła to uczucie igiełek na
ciele za każdym razem, gdy dotykała lalkę.
Mama pogłaskała ją po głowie i wzięła pod rękę. Poszły w
kierunku jakiegoś samochodu.
Dziewczynka ufnie robiła wszystko, co jej kazano, w końcu była
razem z mamą.
Obudziła się dość gwałtownie. Budzik obwieścił światu, że
jest godzina siódma. Maja jęknęła cicho w poduszkę. Tak bardzo
nie chciało się jej iść do szkoły. Sprawdzian z chemii oraz
kartkówka z angielskiego nie motywowały jej zbytnio do ruszenia się
z łóżka. Najchętniej leżałaby w nim cały dzień, czytając
ciekawą książkę.
Lenistwo było jej największym grzechem. Chociaż wszyscy znajomi
chwalili jej organizację czasu, to że zawsze miała wszystko
przygotowane terminowo i była przygotowana na lekcje, ona wcale tego
u siebie nie widziała. Do każdej roboty musiała się zbierać co
najmniej dwa razy.
Osobliwa była też jej motoryka zadań. Gdyby miała do wyboru
nauczenie się matematyki, a posprzątanie szafy, które zawsze
odkładała, wybrałby to drugie i nie potrafiłaby tego wytłumaczyć.
Taka po prostu była.
Przetarła oczy. Ciało było ospałe i niezdatne do jakiegokolwiek
ruchu.
– No daaaalej, Maja – powiedziała i ziewnęła jednocześnie. –
Dzisiaj tylko sześć godzin w tym wariatkowie.
Wsunęła na stopy kapcie i niemrawo, szurając po podłodze, poszła
do kuchni.
Masło leżało wyciągnięte, widocznie mama wcześniej
przewidziała, że będzie chciała zrobić sobie kanapkę. Albo
po prostu zapomniała schować do lodówki – zauważyła
rudowłosa.
Szybko pokroiła kawałek szynki, posmarowała kromkę chleba masłem
i zjadła wszystko z apetytem. Nie była fanką zbyt obfitych
śniadań.
Poranna toaleta również przebiegła dość pośpiesznie. Potem
wciągnęła na siebie swoją ulubioną koszulę i dżinsowe spodnie.
Przeciągnęła po włosach szczotką, by wyglądały chociaż trochę
przyzwoicie, co było dość trudnym wyzwaniem. Na ogół były
proste, ale zdarzały się takie dni, gdzie warunki klimatyczne
powodowały nieoczekiwane skręty. I nijak zdarzało się to
przewidzieć.
Ubrała kurtkę, założyła szalik i sprawdziła jeszcze raz
zawartość plecaka. Kiedy wszystko zostało odfajkowane, zakluczyła*
drzwi i wyszła z domu.
Zastanawiała się jak zachować się w szkole. Czy Sandra się do
niej odezwie? Czy poprzedni dzień pójdzie w niepamięć? Nie mogła
tego jednoznacznie stwierdzić. Sandra była dość prostolinijną
osobą, ale chwilami przebrzmiewała u niej duma.
Nigdy nie umiała pierwsza przeprosić lub wyciągnąć rękę na
zgodę, nawet gdy wina leżała tylko po jej stronie.
Owszem tym razem to była jej wina – Maja była tego świadoma.
Znowu nie zgodziła się z nią wyjść. Z drugiej strony jednak tlił
się w niej bunt. W końcu zaproponowała jej to tak późno. Wręcz
przed faktem dokonanym. Jak Sandra mogła od niej wymagać, że się
zgodzi? W końcu każdy ma własne obowiązki, a jak wiadomo, one
zwykle są przed przyjemnościami.
Stała na rozdrożu. Nie wiedziała jaką decyzję podjąć. Gdy sama
nie przeprosi, ta niezgoda może ciągnąć się dniami lub nawet
tygodniami. Naprawdę lubiła Sandrę. Była taka przyjacielska,
zawsze skora do pomocy. Dusza, nie człowiek.
Ale...
Dlaczego to zawsze od niej wymagano pierwszego kroku?
Westchnęła. Wiatr smagał ją po twarzy i plątał włosy. Maja
zanotowała w myślach, że już chyba najwyższa pora kupić sobie
porządną czapkę. Jeszcze brakowało jej przeziębienia, gdy tak
wszyscy przypominają o testach i co chwila robią sprawdziany.
O ile pogoda dnia poprzedniego była idealna, to dzisiejszy dzień
zaczął się okropnie. Niebo było ciemnoszare, jakby zaraz miał
lunąć deszcz. Do tego ten okropny wiatr.
To wszystko zwiastowało jesienno – zimową deprechę. Nic
dziwnego, że nie chciało się jej wstać.
Gdy doszła do szkoły wszyscy wydawali się przygaszeni. Nie było
biegających pierwszaków ani plotkujących trzecioklasistek, które
znała z widzenia. Każdy patrzył w telefon bądź rozmawiał z kimś
burkliwym tonem.
– Cześć Maja – usłyszała głos. Odwróciła się w stronę
kierunku, z którego dobiegał. Tuż za nią, przy schodach
prowadzących na piętro stał Michał.
– Hej. Okropna pogoda, co nie?
– Masz rację. Gdyby nie sprawdzian z chemii, to na serio. Nie
ruszyłabym się z domu – przyznała się.
– Haha, to byłby dobry wybór – powiedział, śmiejąc się.
Maja zrobiła krok w kierunku schodów prowadzących na poziom
piwnic, tam gdzie znajdowały się szatnie.
– Idziesz do szatni? W sumie to głupie pytanie. Pójdę z tobą,
dawno nie gadaliśmy.
– Okej – Maja zawahała się. W sumie to lubiła Michała. Kiedyś
zażartowała nawet, że to w ramach solidarności, ponieważ jako
jedyni w klasie mieli rude włosy. Pomijając to, mieli parę
wspólnych cech. Obydwoje dobrze się uczyli, może nawet
rywalizowali o najlepsze oceny, ale w gruncie rzeczy byli przyjaźnie
do siebie nastawieni. Nie raz podpowiadali sobie na sprawdzianach,
gdy jedno z nich zawiodło.
Jednak od połowy drugiej klasy Górecki bardziej zaangażował się
drużynę piłkarską, w której był wraz z Tomkiem, przez co
rozmawiali ze sobą coraz rzadziej, choć starali się do siebie
zagadywać. Tamten dzień był jednym z pierwszych od dwóch tygodni,
kiedy mogli ze sobą dłużej porozmawiać.
– Jak tam w drużynie? – spytała z ciekawości.
– Na razie ostro trenujemy. Od wiosny mamy startować w zawodach
międzyszkolnych. Wiesz, to ostatnia szansa dla naszego rocznika, by
zdobyć jakieś przyzwoite miejsce.
– Racja – przyznała dziewczyna – ciężko mi uwierzyć, że
już za rok o tej porze wszyscy będziemy w różnych szkołach.
– Masz już jakąś szkołę na oku? – spytał chłopak z
ciekawością.
Maja wzruszyła ramionami. Nie planowała tak dalekiej przyszłości,
skoro nie wiedziała, co się stanie w ciągu kilku tygodni, a co
dopiero miesięcy. Może zmieniać zdania co chwilę, a akurat
wybranie szkoły ponadgimnazjalnej nie jest prostym wyborem. Nie w
wieku szesnastu lat. Gdy jeszcze niczego nie jest się pewnym. W
szczególności w sytuacji dziewczyny.
– Nie. Może po tym semestrze... Jeszcze nie za bardzo wiem, co
robić. A ty?
– Myślę nad dwójką albo ósemką – Michał uśmiechnął się
– Oho, grubo – rudowłosa przypomniała sobie wszystko, co
wiedziała o tych szkołach. Obie miały dość wysokie standardy.
– Taa... Wiesz, jak to mówią. Trzeba mierzyć wysoko.
– Upadek wtedy jest bardziej bolesny.
– Wiem, ale chciałbym spróbować niż później gdybać „A co
by było, gdybym jednak poszedł...?”
Maja powiesiła kurtkę na swoim wieszaku. W pozostałych szatniach
też było parę osób. Gdy spojrzała na szatnię klasy 3e na
szczęście, nie wypatrzyła Adriana.
– Chciałabym mieć tyle odwagi – powiedziała na głos.
– Serio? – zdziwił się Górecki. – Zawsze – hmm –
uważałem, że masz jej w nadmiarze.
Rudowłosa uniosła brew w niedowierzaniu.
– Naprawdę. Zawsze muszę się parę razy zebrać w sobie, aby
cokolwiek zrobić, chociaż teraz i tak jest lepiej niż na początku
gimnazjum.
– Nie widać tego po tobie – policzki chłopaka pokryły się
rumieńcem, ale to jakoś nie speszyło Mai. Przy Michale czuła się
swobodnie.
Co przypomniało jej o poprzednim dniu.
– Ha! To przez mój kamuflaż i pokerową twarz – zażartowała,
myśląc czy nie poruszyć kwestii tego, co wczoraj zobaczyła po
wyznaniu Tomka w zachowaniu Michała.
Chłopiec roześmiał się.
– Fajnie, że tak sobie rozmawiamy. Jakoś ostatnio nie było
okazji.
– Tak, zauważyłam, że więcej czasu spędzasz z chłopakami. Z
Tomkiem – podkreśliła.
Wcześniej rozpalone policzki Michała zbladły. Dla oka kogoś
postronnego było to prawie niezauważalne, ale dla Mai stało się
to dość oczywiste. Wręcz oczekiwała tego.
– Huh, no wiesz. Drużyna.
– Yhym – mruknęła z umiarkowanym sceptycyzmem. – Skoro tak
twierdzisz. Nie naciskam.
Maja chciała, aby Michał wiedział, że ona się czegoś domyśla.
Sądziła, że warto byłoby, gdyby wiedział, iż ona nie ma nic
przeciwko.
Bądź co bądź rówieśnicy to sępy – czekają tylko na chwilę
słabości, a ona nie chciała zostać skatalogowana jako taki
padlinożerca.
– Nie wiem, o czym mówisz – wykręcił się. – Masz zadanie z
wosu?
Rudowłosa spojrzała na niego z ukosa. Końcówki uszu miał
zaróżowione, biło od niego zawstydzeniem, a może raczej
zażenowaniem.
– Mam – nie powiedziała nic więcej. Widocznie niepotrzebnie
cokolwiek mówiła. Nie chciała, aby się zamknął. To nie tak
miało wyglądać.
Weszli spokojnie na pierwsze piętro, gdzie miała się odbyć lekcja
wiedzy o społeczeństwie z panem Adenauerem.
Michał milczał. Albo nie chciał przyjmować tej rozmowy do
świadomości, albo po prostu chciał o tym zapomnieć i nie wracać.
Ludzie czasami uciekają przed wszystkim, jakby to miało w
czymkolwiek pomóc – pomyślała Maja. W duchu poczuła się
hipokrytką. Ile razy ona sama unikała wszelakich sytuacji, by nie
móc ich rozwiązywać.
Skoro już o tym pomyślała, rozejrzała się dookoła, by zobaczyć,
czy Sandra już jest pod salą.
Była i nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem, tylko kontynuowała
swoją rozmowę z Kingą.
– Pokłóciłyście się – spytał Michał.
– Skoro ty nie odpowiedziałeś mi, ja nie muszę tobie – rzuciła
chłodno Maja.
Chłopak spojrzał na nią z urazą.
Rudowłosa przygryzła wargę. Czasami mówiła o jedno słowo za
dużo i powodowało to jeszcze większy bajzel. Mogła milczeć.
Milczenie jest złotem.
Zostawiła go samego, a sama usiadła na ławce.
Wiedziała, że tak będzie. Ogólnie rzecz biorąc, jej miejsce w
klasie nie było złe. Z racji tego, że dobrze się uczyła, wszyscy
garnęli do niej na sprawdzianach czy kartkówkach. Rozmawiała z
innymi, miała kolegów. Jednak zawsze starczył jeden błąd, by to
wszystko zniknęło.
Zła decyzja, nieodpowiednia odpowiedź.
Nasuwało się wtedy pytanie, które zadaje sobie każdy: Dlaczego
ja?
Nie zauważyła, aby inni mieli problemy, a może inaczej – nie
tyle ile ona sama. Zupełnie jakby była magnesem na wszystkie takie
sprawy. Ile kłopotów może dźwigać jedna osoba, zanim nie
wytrzyma?
Szkoła, dom, przyjaciele. Gdziekolwiek spojrzeć na horyzoncie
widniały burzowe chmury i nie zapowiadało się, by szybko wyszło
zza nich metaforyczne słońce.
Maja westchnęła. Zrobiło się jej smutno i to nie tak, jak zwykle.
Chłód przeniknął ją na wskroś, aż do serca. To była
samotność. Najgorsze, co chodziło w parze z kłopotami.
Nikt tobie wtedy nie mógł pomóc.
Nagle poczuła, że czegoś jej brakuje. Zmarszczyła czoło. To było
takie nieswoje uczucie. Tak, jakby nie była całkowicie pełna. Była
sfrustrowana. Nie wiedziała, o co jej chodzi. Wzruszyła ramionami,
może później zrozumie, o co chodzi.
Ponownie westchnęła. Gdy nikt się do ciebie nie odzywa w szkole,
tak naprawdę nie masz nic do roboty.
Zadzwonił dzwonek, a wraz z nim do sali pan Wojciech otworzył
drzwi. Nigdy się nie spóźniał, bo nie chciał tracić cennych
minut lekcji.
Twierdził, że jedna godzina tygodniowo, to dla niego stanowczo za
mało, więc nadganiał lekcję, jak tylko się dało.
– Dzień dobry – rzucił na powitanie, od razu siadając przy
biurku, sprawdzając obecność. – Cieślak!
– Jestem – odpowiedział kolega Tomka, który razem z nim i
Michałem był w drużynie piłkarskiej.
– Czarnkowska!
– Jestem.
– Dębkiewicz!
– Obecna – powiedziała Maja.
Nauczyciel wywołał jeszcze kilkanaście osób, aż doszedł do „N”
– Nowak!
– ... – Maja rozejrzała się. Nigdzie nie zauważyła Maćka.
Owszem często wychodził późno do szkoły, ale zawsze cudem zdążał
na lekcję.
Kiedy cała lista została sprawdzona, pan Adenauer przeszedł do
tematu lekcji.
Sądownictwo w Polsce było dość nudne. Instancyjność,
odwoływanie się – słowa te krążyły w głowie dziewczyny.
Słuchała jednym uchem, by to zanotować, a drugim pojęcia od razu
wylatywały. Wiedziała, że i tak nic nie spamięta z lekcji i w
domu będzie musiała wszystko przeczytać jeszcze raz.
Ten dzień nie zaczął się dobrze.
Lekcje mijały jej stosunkowo wolno. Nikt nie zamienił z nią więcej
niż parę słów. Widocznie Sandra musiała coś powiedzieć albo
inni coś dopowiedzieli. Na przerwach siedziała ze słuchawkami na
uszach, słuchając co smętniejszych kawałków, tak by się jeszcze
bardziej dobić. Sprawianie sobie bólu było jedną z najlepszych
rozrywek ludzkości. Nie ma to, jak dotykanie bolącego zęba lub
budowanie nowego rodzaju broni. Ludzkość miała i nadal będzie
mieć tendencję do masochizmu.
Czekała ją jeszcze lekcja zajęć artystycznych – z czego w tym
tygodniu wypadła plastyka, a jej nie lubiła najbardziej – oraz
polskiego.
Zwykle na obu tych zajęciach siedziała z Sandrą, a teraz nie
wiedziała jak będzie wyglądać sytuacja.
Parę minut później wszystkie wątpliwości uleciały. Jej
przyjaciółka usiadła z nią, ale nie powiedziała ani jednego
słowa. W każdym razie nie do niej. Odwracała się do tyłu do
Darii i Tomka, zaczepiała siedzącą z przodu Kingę, a z nią nic.
To jest bolesne – pomyślała Maja – Za każdym
cholernym razem.
Maja szczerze nie lubiła kobiety, która uczyła tego szatańskiego
przedmiotu. Pani Iwona Kołodziejczyk była kobietą dobiegającą
pięćdziesiątki. Cały jej charakter można było opisać w trzech
słowach: uparta, zawzięta, perfekcjonistka.
Siedemdziesięcioprocentowy roztwór jadu w ciele człowieka.
Nie dość, że na jej lekcjach liczył się talent, a nie chęci, to
najgorsze były projekty grupowe, jakie zadawała raz na dwa miesiące
w zależności od własnego humoru.
– Moi drodzy, pierwszy projekt w tym roku będzie robiony w parach.
Z racji tego, że jest was parzyście, nie widzę żadnych problemów.
Dobranie się zostawiam wam, nie zamierzam się wtrącać. Tematem
projektu będzie wasze hobby i zainteresowania. Format dowolny,
wielkość pracy co najmniej kartki A3 – mówiła, a w klasie
tworzył się coraz większy szum. Już powoli zaczynały się
tworzyć pary. Maja z nadzieją zerknęła ku przyjaciółce, ale ta
siedziała niewzruszenie. – Oczywiście cała kompozycja musi być
spójna i tematyka musi się zgadzać, nawet jeśli wasze
zainteresowania się całkowicie od siebie różnią.
– A na, kiedy to? – spytał ktoś z rzędu przy oknie.
– Po świętach. Na pewno się wyrobicie, tylko nie odkładajcie
niczego na ostatnią chwilę – przestrzegła – A teraz otwórzcie
zeszyty i zapiszcie temat.
Oczywiście po lekcji okazało się,
że Sandra wzięła do pary Kingę, a to skazało Maję na bycie w
parze z jedyną osobą, która była nieobecna dzisiaj na lekcji.
Trudno – pomyślała
Maja. – Nieszczęścia chodzą parami. Ostatni
polski okazał się nawet przyjemną lekcją. Omawiali jeden z
wierszy Stanisława Barańczaka, który bardzo lubiła. Dodatkowo
nauczycielka okazała się miłosierna i nic nie zadała, a kazała
jedynie przeczytać krótką notkę biograficzną o Barańczaku.
Michał kiwnął jej głową na
pożegnanie, gdy wychodziła z klasy. Sandra nic nie powiedziała.
Jedynie podczas zajęć, gdy spytała ją o korektor, zaszczyciła ją
jakimkolwiek zdaniem.
Mówi się trudno, żyje się dalej –
pocieszyła siebie rudowłosa – Kiedyś jej przejdzie.
Pytanie brzmi: Kiedy?
Wpadła jeszcze do pani Joli – bibliotekarki – i spytała się
czy może skserować parę kartek. Tak tylko Maciek wepnie kartki
do zeszytu i już będzie miał notatki z lekcji – stwierdziła
– Niech zna moją dobroć.
Po wyjściu ze szkoły poczuła się
trochę lepiej. Niebo nadal miało tę ciemnoszarą barwę, ale nie
było tak zimno, jak rano. Tym razem poszła prosto do domu, przecież
musiała jeszcze powiedzieć Maćkowi o plastyce i dać lekcje. Nie
minęło dziesięć minut, a już widziała już swoje bloki.
– Dzień dobry, pani Agato – powiedziała do sąsiadki, która
wchodziła do bloku. Mieszkała tuż pod nimi, przez co słyszała
wszystkie kłótnie domowe. Jednak jak to bywa w sąsiedztwie –
ignorowała to.
– Dzień dobry, Maju. Już ze szkoły? – postawiła siatki na
ziemi. Była już kobietą przed osiemdziesiątką, więc została
już nadgryziona przez ząb czasu. Maja pamiętała ją jeszcze jako
młodszą dziarską i energiczną kobietę – babuleńkę z
dorosłymi dziećmi. Teraz pani Agata miała już wnuki, z czego
najstarszy miał już sześć lat.
– Tak.
– Słuchaj, dziecko. Miałam to powiedzieć twojej mamie, ale jej
nie widziałam, więc powiem tobie. Jak wychodziłam do sklepu,
widziałam jak ktoś schodził z waszego piętra. A wiesz, że pani
Dobrzynieckiej nie ma, więc to prawdopodobnie był ktoś do was.
Rudowłosa przypomniała sobie sytuację z poprzedniego dnia.
– Widziała pani, kto to był?
– Niestety nie. Już mignął mi w drzwiach wyjściowych.
Prawdopodobnie pani Agata mówiła prawdę. W tym wieku jej jedyną
rozrywką były trzy rzeczy. Primo – rozpieszczanie wnuków,
secundo – oglądanie telenowel, tertio – podglądanie życia
sąsiadów. Chociaż osobiście nie przeszkadzało to dziewczynie,
ponieważ do tej pory nie mieszała się do życia jej rodziny, to
żal jej było nowych lokatorów, którzy byli wprost przesłuchiwani
przez nią. Nikt nie mógł umknąć jej wzrokowi.
– Dziękuję, że pani mi to powiedziała. Przekażę rodzicom.
– Nie ma sprawy, po prostu mnie to zaciekawiło. Jeszcze nie wiesz,
jak to jest nie mieć własnego życia – zażartowała staruszka.
Maja uśmiechnęła się blado. Odprowadziła staruszkę do jej
klatki schodowej i pomogła zanieść najcięższą siatkę.
– Miłego dnia.
– Nawzajem, dziecko. Pozdrów rodziców.
Maja weszła do mieszkania.
Tym razem, nie tak jak poprzedniego dnia, nikogo nie było. Była
dopiero druga. Dziewczyna nie była głodna. Odłożyła plecak do
pokoju i odwiesiła kurtkę wraz z szalikiem. Przez podwinięte
rolety w oknie widziała Maćka, co przypomniało jej o tym, że
musiała mu przekazać wiadomości i lekcje. Niestety nie miała nic
na telefonie, więc nie miała jak się spytać go, czy może do
niego przyjść.
Otworzyła okno.
Kiedy byli młodsi mieli swoje sposoby na kontaktowanie się ze sobą,
a teraz przyszła pora, by je wykorzystać. Na parapecie stała
doniczka z rośliną, którą zasadziła w te wakacje. Przy podstawce
leżało kilka małych otoczaków, zebranych podczas któregoś z
wypadów nad jezioro.
Wzięła jeden do ręki i się zamachnęła. Nie martwiła się o to,
czy uderzy w szybę. Przez lata doświadczeń trafiała idealnie.
Między budynkami rozległ się cichy stukot. Kamyk uderzył we
framugę okna.
Maja zobaczyła, jak Maciek podchodzi do okna i je otwiera.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Dawno tego nie robiłaś! – krzyknął.
Rudowłosa wzruszyła ramionami.
– Mogę do ciebie przyjść? Mam lekcję.
Mina czarnowłosego zrzedła.
– Czyli tak po prostu się nie stęskniłaś? Wpadaj.
Dziewczyna uniosła kciuk w górę i zamknęła okno.
Wyrwała z leżącego na wierzchu zeszytu, którego używała do
liczenia zadań w domu, kartkę i napisała parę słów wyjaśnienia
dla mamy, gdyby ta wróciła z pracy wcześniej niż ona od kolegi.
Nie minęło może więcej niż półtorej minuty, a ona stała przed
drzwiami od mieszkania rodziców Macieja.
R. J. Nowakowie – widniało na posrebrzanej tabliczce,
umieszczonej na mahoniowych, grubych drzwiach.
Maja zapukała. Usłyszała szuranie nóg po podłodze, tak jakby
ktoś nie miał siły, by ich nawet ponieść oraz cichy trzask
zasuwy.
– Cześć – powiedziała.
Maciej kurtuazyjnym gestem zamachnął dłonią, zapraszając ją do
środka.
– Witam w skromnych progach.
Dziewczyna uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu. Czarnowłosy
chłopak jakimś cudem zawsze umiał ją rozbawić.
– Nie wygłupiaj się. Chociaż przyznam, że gdybyś był taki na
co dzień, to może wyszedłbyś na ludzi.
– Oj tam. Ja jestem doskonały, chociaż tego jeszcze nie widzisz –
mrugnął okiem.
Maja rozejrzała się po przedpokoju. Oprócz nich chyba nikogo nie
było, ale wolała się upewnić
– Jest Renata? – mama Maćka wolała, gdy Maja mówiła jej po
imieniu. Razem ze swoim mężem Jędrzejem byli dość młodym
małżeństwem. Obydwoje mieli dopiero trzydzieści osiem lat. Łatwo
można było obliczyć, że Maciek dość szybko przyszedł na świat.
– Nie ma, będzie dopiero o trzeciej. Szef ostatnio ją
przetrzymuje. Chcesz coś do picia?
– Nie, dzięki.
Poszli do jego pokoju. Był takiej samej wielkości jak jej. Panował
w nim okropny bałagan, chociaż było widać, że przez te półtorej
minuty chłopak starał się uprzątnąć to gorsze miejsca.
– Siadaj przy biurku. Sorry za – wskazał ręką na swoje cztery
ściany – ten burdel.
– Przynajmniej się do niego przyznajesz – zażartowała. Usiadła
na wskazanym miejscu. Znajdowało się tuż przy oknie, więc
dokładnie widziała swoje własne.
Przyjrzała się Maćkowi. Miał czerwony nos, włosy jeszcze
bardziej potargane niż zazwyczaj. Nawet jego skóra nabrała
bledszego odcienia. Chyba nawet nie natrudził się przebraniem w
jakieś luźne ciuchy, bo nadal chodził w piżamie.
– Przeziębiłeś się – stwierdziła.
– Bingo, wygrałaś... wygrałabyś tulasa, ale nie chce ciebie
załatwić. Kto przyniesie mi zadanie domowe.
– Oh. Jakie. To. Miłe – wycedziła.
– Nie foszkaj się – Maciek wyciągnął chusteczkę higieniczną
z paczuszki. Podniósł na chwilę rękę, jakby chciał zatrzymać
całą sytuację. – Sorry, ale ten katar mnie wykańcza. Wyglądam
z tym nosem jak pan Wiesio.
– Lepiej leż w tym wyrku – rozkazała – Cholera, a ja kazałam
ci otworzyć okno.
Maja uderzyła się dłonią w czoło.
– No co ty, przynajmniej przewietrzyłem pokój od tych bakterii.
W głowie dziewczyny uruchomił się tryb opiekuńczy. Chociaż na co
dzień kłócili się ze sobą jak kot z psem, to w końcu był jej
jakby nie patrzeć przyjaciel. Jego znała najdłużej i mogła
porozmawiać o wszystkim. A czasami nawet dało się z nim wytrzymać
i bywał przydatny, więc trzeba się było nim zająć.
– Leż
– Oho, dominacja. Podoba mi się to – złośliwe iskierki
błyszczały w oczach chłopaka.
– Przez chwilę byłeś grzeczny, mógłbyś taki zostać?
– Nie, tak jest lepiej, ale skoro tak mnie przekonujesz, to mogę
leżeć. Powiedz mi jak tam w szkole. Pewnie tęsknią za moją
błyskotliwą osobowością.
– Muszę cię rozczarować, niezbyt – odparła kąśliwie Maja.
Wyłożyła skserowane w szkole notatki i położyła obok komputera.
– Serce mnie zabolało – wskazał na klatkę piersiową. – Masz
stetoskop?
Rudowłosa przewróciła oczyma. On się tobie przyda, nie możesz
go zabić, tylko dlatego, że cię trochę denerwuje –
przekonywała siebie.
– Jest sprawa.
Maciek uniósł brwi w zdziwieniu.
– Poważny ton, czyli coś grubszego. Co się stało?
– Projekt z plastyki się stał.
– Z plastyki? Co tym razem wymyśliła?
Maja pokrótce przytoczyła słowa nauczycielki. Maciek z namysłem
podrapał się po brodzie.
– Kogoś się dobierze do pary, gorzej będzie z całym wykonaniem.
– Ekhem. À propos pary. Chyba będziemy musieli być ze sobą –
przyznała rudowłosa – Z tego, co widziałam, chłopacy już sobie
zaklepali partnerów, tak samo dziewczyny – znowu pomyślała o
Sandrze.
Na twarzy Nowaka wykwitł uśmiech.
– Jesteśmy na siebie skazani.
– Trafne. Tak więc błagam, ułatw mi to zadanie i nie marudź,
gdy będziemy robić ten projekt.
– Nie martw się, będę się powstrzymywał – obiecał szczerze
chłopak – Też mi zależy na ocenie.
– No to jesteśmy umówieni. Tu położyłam ci ksero, nie będziesz
musiał tyle przepisywać – wskazała na kartki na biurku – Ja
muszę iść, głodna jestem.
– Dzięki. Może ci coś dać do jedzenia?– zaproponował Maciek.
– Nie. Mama i tak powinna zaraz wrócić, a do tego jeszcze muszę
zrobić swoje lekcje. Ty leż i się kuruj.
– Tak jest pani doktor – zażartował. Wstał, by odprowadzić ją
do drzwi – Pa. Do końca tygodnia raczej nie wrócę, jakby co, to
możesz wysłać zdjęcia, by nie przychodzić.
– Aż tak mnie tu nie chcesz?
– Nie chce zarazić – sprostował – Chociaż doceniam, że
dbasz o mojego lenia.
– Po prostu za dobrze cię znam. Gdybym dała zeszyty, to byś nie
chciał przepisywać.
– Słusznie.
– To na razie.
Maciek kiwnął głową i zamknął drzwi za Mają. Nie wiedząc
czemu wychodząc z jego mieszkania, miała dobry humor.
Kiedy weszła do domu, od razu zganiła się za to, że zapomniała
wziąć komórkę. Kompletnie wypadło jej to z głowy. W żadnym z
pomieszczeń nie było rodziców. Weszła do swojego pokoju.
Ciemnozielone ściany od razu ją odprężyły. Komórka leżała tam
gdzie ją zostawiła, czyli na parapecie. Zielona dioda migała, co
znaczyło, że miała nieodebrane połączenie.
Mama – nieodebranych połączeń 5
– Świetnie, a jeszcze nie mam nic na koncie – zirytowała się –
Teraz muszę czekać.
Nie trwało to zbyt długo, może tylko trzy minuty jak po pokoju
rozniosła się piosenka Ordinary Human zespołu OneRepublic.
– Mamo? Czemu dzwoniłaś?
– Czemu do jasnej cholery nie odbierasz – usłyszała krzyk matki
– Dobijam się od pół godziny.
– Byłam u Macieja, dać lekcje ze szkoły.
– Czemu nie wzięłaś telefonu?
– Po prostu zapomniałam, może powiedz, co się stało, że
dzwoniłaś.
Maja usłyszała westchnięcie. Wyobraziła sobie, jak po drugiej
stronie jej mama przeciera czoło dłonią.
– Jestem na komisariacie.
– Co?! Dlaczego?
– Powiem ci w domu, zrób coś sobie. Wrócę za godzinę.
– Ale...
Usłyszała ciche pyknięcie obwieszczające rozłączenie się.
Co się stało, że jest na komisariacie? Co się znowu dzieje?
Mechanicznymi ruchami poszła do kuchni i zrobiła sobie zupkę z
torebki. Nie mogła się na niczym skupić, a co dopiero zrobić coś
jadalnego. Umyła miskę i usiadła przy biurku.
Jej wzrok ślizgał się po linijkach biografii, ale sens zdań
umykał. Oparła głowę na rękach. Na dźwięk otwierających się
drzwi wejściowych.
Małgorzata weszła do domu i powiesiła kurtkę na wieszaku.
– Powiesz mi, co się stało? – rzuciła na wstępie
Zielone oczy spoczęły na córce. Widać było, że słania się na
nogach.
– Zrobię sobie kawę – wymigała się.
– Masz – wskazała na filiżankę pełną czarnego napoju. –
Wiedziałam, że to powiesz. Przestygła już nieco, ale powinna być
dobra.
– Od czego zacząć – powiedziała mama. Jej rude włosy były
spięte w luźnego koka, który już prawie się rozwalił.
– Może od początku – zasugerowała córka. Pani Dębkiewicz
zmrużyła oczy, jakby nie chciała nic mówić.
– Wracałam z pracy i dostałam telefon z komisariatu. Zatrzymali ojca
za bójkę.
– CO!
Sądziła, że się przesłyszała. Bójka?
– To prawda, ale jest coś jeszcze. Maju, wiesz, o czym on nam nie
mówił?
*Może to opowiadanie czyta jakiś Poznaniak :D Ale gdyby tak nie
było, wyjaśniam. Zakluczenie drzwi to nic innego jak zamknięcie na
klucz. Ah, ten uczuć, gdy używasz regionalnej gwary :3
Cześć i czołem. Oto pachnący świeżością, nowy rozdział
Dokonując Wyborów. Jak było widać swoją obecność zgłosił
anst i fluff, aby wszystko się zharmonizowało. No i cliffhanger,
aby potrzymać w napięciu xD
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Czerwiec już tuż tuż, a co za tym idzie wakacje. Postaram się,
jak mogę, jak najszybciej wstawić kolejny rozdział, ale cudu nie
stworzę.
Mam do Was tylko jedno małe pytanie. Czy chcecie, abym stworzyła
zakładkę z bohaterami. Ułatwi to wam w czytaniu opowiadania?
Pozdrawiam was :D
Atramentowa.
I jeszcze jedno! Każdy komentarz karmi tego okrutnego stwora, zwanego weną.
I jeszcze jedno! Każdy komentarz karmi tego okrutnego stwora, zwanego weną.
OŻ TY WREDZIOLU, CO TO MA ZNACZYĆ KOŃCÓWKA? LICZ SIĘ Z MEGA NAPIĘCIEM W "POWIEWIE WIATRU" I "DZIESIĘCIU NIESZCZĘŚCIACH".
OdpowiedzUsuńSurprise motherfucker.
Zjawiłam się.
Yaaaaay i te sprawy.
Co mogę powiedzieć na temat rozdziału szóstego?
Cud, miód i malina.
Jak zwykle, hihihihi :3
Cieszyłam się, jak Majka wpadła odwiedzić Maćka i miałam wyszczerz :') A Sandra to menda (po części) - nie foszkajta się, bo pokażę, gdzie raki zimują :3
(Pewnie na oddziale onkologii, hehe <---- tak, to jest słabe, ale nie mogłam się powstrzymać)
No i jest akcja. Dobrze, że nie rodem z typowych akcji "pościg, strzelanina, pif paf, pyr pyr, wrrrr, bang bang" :v
Jestem cholernie ciekawa, kim byli ci goście, o których wspomniała pani Agata. Obstawiam przy komornikach lub "ziomeczków" tatusia Mai.
Pozdrawiam serdecznie <3
Piszajta kolejne rozdziały :3 Oczywiście bez pośpiechu, najlepiej ze spokojem. Dopracowane, lśniące jak włosy po użyciu odżywki i umyte fajnie pachnącym szamponie :3
... Boże, Jordbaer. ZASPOJLEROWAŁAŚ SOBIE. A miało być zaskakująco. I fabulous. Napięcie musi być, ponieważ macie umierać z niepewności. I jak to mówi Arya: Valar Morghulis.
UsuńLubię pisać fragmenty z Maćkiem. Zawsze ożywiają fabułę i nadają trochę... hmmm. Chemii organicznej.
Ciąg dalszy rozwija się w mej główce, rodząc co lepsze scenariusze, tak że nie wiem co wybrać. Postaram się bardziej przykładać do pisania dłuższych rozdziałów. ten miał 8 stron, więc to i tak jakiś progres w moim wydaniu, skoro pierwsze miały po 3.
Pozdrawiam i ściskam.
Atramentowa.
Witam, trafiłam przypadkiem i zaczęłam czytać (muszę się przyznać) od końca :) Rozdział 6 spodobał mi się, więc zaczęłam jeszcze raz, tym razem od początku.
OdpowiedzUsuńPiszesz fajnie, fabuła wciąga, stosujesz opisy, także to wszystko na plus. Jedyne czego mi trochę brakowało to akcji, ale myślę, że już niedługo wyjaśni się wątek z rodzicami bohaterki (tak szczerze to współczuję jej rodziców, głównie ojca, który jest totalnym palantem). Sądzę, że Maja nie jest ich córką :) Tak wymyśliłam, że może została podmieniona przy adopcji i jej prawdziwą mamą jest ta kobieta ze sklepu? Pewnie wysnułam jakąś wydumaną teorię, ale coś mi nie gra z rodziną Mai, w dodatku ta gadka o tym, że nawet bliźniak nie byłby podobny do kogoś, kogo znała tamta kobieta.
Sandra nie powinna gniewać się za taką głupotę, jaką była odmowa pójścia z nią na deptak:) Rozumiem, że to nie pierwszy raz gdy bohaterka wymawia się i zostawia przyjaciółkę, ale to doprawdy śmieszny powód.
Bardzo fajną postacią wydaje mi się Maciek, któremu najwyraźniej podoba się Maja. Mam nadzieję, że dziewczyna przestanie mu tak ciągle dogryzać i częściej będzie dla niego tak pomocna, jak w tym rozdziale, gdy przyniosła mu notatki. To było naprawdę urocze :)
To by było na tyle.
Pozdrawiam
Jeśli masz chęci i czas to zapraszam do siebie:
amandiolabadeo.blogspot.com
Jezu Chryste (cały czas to sobie powtarzam). Wchodzę bo widzę nowy komentarz. Patrzę. Coś mi nick mówi... Atramentowa myśli, myśli i olśnienie na nią pada, aż sama turla się po podłodze. Ileż to ja razy czytałam Supra Vires i Cor Cordium? Kila, kilkanaście? :) Miałam kiedyś gigantyczną fazę na Dramione, która gdzieś nadal we mnie jest i się błąka, więc Matko Przenajświętsza komentarz, który ty napisałaś jest... czymś wyjątkowym i kurczę, czuję się mega zaszczycona.
UsuńDziękuję za ciepłe słowa. Teoria nie potwierdzę, ani nie obalę, chociaż coś tak czuję, że ktoś zgadnie o co mi chodzi.
W gruncie rzeczy bohaterowie opowiadania mają po 15-16 lat. Ciężko powiedzieć, że w tym wieku nastolatek jest poważny i na tyle dojrzały, by nie być wkurzonym na kogoś z takiego błahego powodu. W każdym bądź razie znam osoby, które nie potrzebują niczego szczególnego do przysłownego "focha"
Pozdrawiam i oczywiście wpadnę.
Taa... Nie ma to jak, zamiast "opublikuj", nacisnąć "wyloguj się" i stracić swój komentarz ;)
OdpowiedzUsuńTak strasznie chciałam się dowiedzieć, co nawywijał ojciec Mai, a tu... Koniec... Jak mogłaś? :D Jeszcze pozostaje zagadka tajemniczego gościa, wypatrzonego przez sąsiadkę... Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to mogła być ta kobieta z piekarni... W końcu po coś się pojawiła.
Swoją drogą to ta dziewczyna ma z tymi rodzicami siedem światów. Współczuję jej.
Sandra... Nie no, chyba nie będzie się w nieskończoność się gniewać za jakiś głupi spacer! A jak tak, to może czas, by Majka zmieniła znajomych?
Jest i Maciek, o którego Maja tak się troszczy... I przeznaczenie, które ciągle ich ze sobą łączy... ;) Między nimi coś będzie! To bardziej niż pewne! :D
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńJuż zaczęłam się zastanawiać czemu Maćka nie ma w szkole, a tu proszę - będą pracować razem w parze. Świetny pomysł!
Czułam, że Maja w końcu przyjdzie do niego do domu. Nadal uwielbiam ich rozmowy :)
Ciekawe co będzie z ojcem Mai. Zapowiada się ciekawie.
Ps. Jestem z Mazur, a codziennie używam słowa "zakluczyć" :D Nie miałam pojęcia, że ktoś może nie wiedzieć co to znaczy haha :D
Pozdrawiam.