poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 5 - WSZYSTKO, CO MOŻESZ ODE MNIE CHCIEĆ

 Rozdział 5
Wszystko, co możesz ode mnie chcieć
Dla niektórych ludzi rutyna wydaje się czymś bezpiecznym. Powtarzanie tych samych czynności codziennie staje się rytuałem. Znane rzeczy nas uspokajają. Może tak nie jest? Przecież nie umiemy zasnąć w nowym pokoju, dopóki go nie poznamy. Nie odpoczniemy spokojnie, będziemy zdenerwowani, będziemy się trochę bać.
Każda zmiana oraz decyzja budzi irracjonalny strach przed konsekwencjami, jakie możemy przez nią ponieść. Nikt nie wie, tym bardziej my sami, a co dopiero osoby trzecie, czy to, co popełniliśmy, było dobre, czy złe.
Bo nieznane zawsze budziło lęk, dlatego lgnęliśmy do miejsc znanych i bezpiecznych.
Rutyna była powrotem do pierwotności. Przynajmniej dla niektórych, bo przecież zawsze zdarzały się wyjątki od reguły.
Niektórzy uciekali od rutyny, robiąc cokolwiek, co by sprawiło, że życie nabierze lepszych barw. Ten dreszcz emocji, adrenalina krążąca we krwi, pobudzająca do działania. To nadawało sens.
Jeszcze inni po prostu bali się jej. To ona sprawiała im ból i odbierała chęć do życia. Dlatego uciekali. Okazywali się słabi... Podejmowali najprostszą decyzję. Szli po linii najmniejszego oporu, by ukrócić swoje życie.
Maja nie zaliczała się do żadnej z grup. Była gdzieś pomiędzy nimi. Nie cierpiała przyzwyczajeń. Nie jadła w każdy poniedziałek kanapki z pomidorem. Nie! To byłaby rutyna. Zmieniała wszystko na bieżąco, by mieć nad tym kontrolę. Nie mogła sobie pozwolić na stanie się więźniem samej siebie. Musiała być ponadto.
Niestety dopadło ją życie. A jego zmienić nie mogła.
Codziennie, rok w rok budziły ją krzyki w nocy. Każdego dnia widziała zapijaczonego ojca i bała się, co tym razem może się stać.
Była tylko dzieckiem, a jak wszystkim dobrze wiadomo: Dzieci i ryby głosu nie mają. Są skazane na los, jaki im podarowano.
Od tamtego wieczoru niewiele się zmieniło. W domu panowała napięta atmosfera. Ojciec wracał wcześniej niż zwykle do mieszkania, mama była bardziej poddenerwowana, bo nie wiedziała, o co chodzi. Nikt nie wiedział. Ten stan trwał już miesiąc.

– Hej, Maja – usłyszała krzyk rudowłosa. Powróciła do rzeczywistości. Tak bardzo się zamyśliła, że nie słyszała jak podeszła do niej Sandra. Widocznie już od dłuższego czasu ją wołała.
– Cześć – odparła – Przepraszam, ale po prostu odleciałam. Coś mówiłaś?
Bawiła się rąbkiem koszuli, jaką miała na sobie. Zwykły, tani materiał szeleścił między jej palcami. Siedziała na ławce, tuż przed salą 207. Za chwilę mieli mieć lekcję historii. Życie obok niej toczyło się całkowicie normalnie, a ona była poza nim. Nie pasowała do obrazka idealnych przyjaciół, których życie wydawało się jej łatwe.
– Pytałam się czy masz zadanie domowe. Nie wiedziałam co napisać w trzecim punkcie – na twarzy Sandry malowała się rozpacz. Jej piwne, sarnie oczy błagały o pomoc.
– Jasne, poczekaj. Wyciągnę zeszyt.
Maja była przyzwyczajona do udzielania pomocy. Zazwyczaj wszyscy przychodzili do niej, kiedy czegoś nie rozumieli. Do niej albo do Michała Góreckiego, który był klasowym prymusem, a jednocześnie najlepszym przyjacielem Tomka, zawodnika szkolnej drużyny piłkarskiej.
– Podyktujesz? Wiesz, że nie mogę się ciebie doczytać.
– Jasne. System parlamentarny we Francji był monarchią absolutną. Świadczyć o tym mogły słowa Ludwika XIV Państwo to ja”.
– Co tu się wyprawia? – obie dziewczyny usłyszały nad sobą chłopięcy głos. Był to Tomek razem z Darią. Para uśmiechała się porozumiewawczo.
– To samo, co ty robiłeś z Michałem – odparowała Maja błyskawicznie.
– Uuu. Prawda, tu mnie masz – zaśmiał się. Jego jedna ręka obejmowała Darię w talii. – Ja w ogóle zapomniałem o zadaniu.
– Lepiej się nie przyznawaj na głos – wtrąciła Sandra. – Dzięki, Maju. Ratujesz mi jak zwykle życie.
– Tak, tak – rudowłosa uśmiechnęła się lekko. – Taka moja rola.
– Chcielibyśmy porwać Sandrę na sekundkę. Nie masz nic przeciwko, prawda – spytała Daria. Niebieskie oczy błyszczały z podekscytowaniem – Pani Lewandowska kazała naszej klasie zorganizować szkolną dyskotekę, a wiesz jaka Sandra jest dobra w tych rzeczach.
– No co ty, bierz ją. Tylko nie dosłownie – Maja zażartowała. – Tolerancyjna jestem, ale żeby tak publicznie...
Daria roześmiała się serdecznie.
– Tomek mi starcza, przynajmniej na stan dzisiejszy.
– No weź, uważaj, bo wezmę to do serca i zacznę się sam rozglądać za jakimś chłopakiem – powiedział Tomek, łapiąc się teatralnie za serce.
Nagle serce Mai szybciej zabiło. Nie mogła powiedzieć, że jest z niej idealny obserwator, jednak umiała wypatrzeć wśród ludzi, to co innym umykało. Przynajmniej zazwyczaj. Nie słuchała już, co mówią jej znajomi. Bardziej się zainteresowała tym, co działo się za nimi. Nawet nie zauważyła, jak zniknęli, by zejść na pierwsze piętro.
Tuż za napastnikiem drużyny piłkarskiej przemknął Michał. Maja lubiła go. Był fajnym kolegą z klasy, który był naprawdę miły. Nie tak sztucznie, jak reszta, tylko tak, jakby rzeczywiście chciał taki być.
Maja zmarszczyła czoło. To, co zauważyła, było zastanawiające.
Dlaczego tylko on spośród innych osób w pobliżu spojrzał na Tomka, gdy ten zażartował na temat orientacji? Praktycznie każda osoba nie myślałaby, że może to mieć większy sens, jednakże Maja została nauczona, że nawet najmniejsza rzecz jest ważna.
Tym bardziej że wyraz twarzy Michała nie był naturalny. Nawet nie było na nim widać zdziwienia lub obrzydzenia jak u niektórych homofobów.
To po prostu była nadzieja.
Uczucie, które uwznioślało, jak i podcinało skrzydła. Nie było niczego lepszego, jak i gorszego od niego.
Dzwonek zadzwonił, raniąc wszystkim uszy.
– Ugh – jęknęła dziewczyna, co na moment przegoniło jej myśli. Schowała wcześniej wyjęty zeszyt, aby przez przypadek nauczycielka nie uznała, że to ona od kogoś spisywała. Pal licho innych. Czasami trzeba dbać o własny tyłek.
– Maja – usłyszała swoje imię. Spojrzała w kierunku wołającego ją głosu. Był to Adrian. Jego klasa miała lekcję tuż obok.
Mina rudowłosej zrzedła. Od tamtego pamiętnego dnia, gdy ją zaczepił, do tej pory nie dawał jej spokoju. Nie było jej to na rękę. Przez jego szczeniackie zapędy była na ustach wszystkich trzeciorocznych, jako kolejna ofiara Adriana Kołakowskiego.
Oczywiście Weronika, z którą był jeszcze na początku roku, już dawno poszła w odstawkę.
– Cześć – powiedziała niewyraźnie. Albo jest ślepy, albo głupi, skoro nie umie odczytać moich sygnałów – pomyślała.
– Co tam? Historię macie? – zagaił, czochrając się po bujnej czuprynie. Wiedział, jakie ma atuty i jak je wykorzystać, to przyznawała nawet Maja.
– Siedzę przed 207, co innego mogłabym mieć?
– Eee, no tylko tak zauważam – odparł nieco zbity z tropu. Tuż za nim grupka jego znajomych z klasy śmiała się. Niektórzy jawnie patrzyli w jego stronę, a inni nieskutecznie starali się udawać, że to nie z niego mają polewkę.
Nie ma szans, nie podam mu siebie, jak na tacy.
– Adrian, był dzwonek. Idź na lekcję. Może się czegoś nauczysz? Na przykład, jak nie robić z siebie pajaca? – zasugerowała Dębkiewicz.
Mina chłopaka wyglądała tak samo, jak po zjedzeniu cytryny. Za każdym razem, gdy mówiła mu coś takiego, on przyjmował to na chwilę, by i tak następnego dnia znowu ją zaczepić.
– Ehh, wiesz, że to nic nie da, prawda? – usłyszała po swojej lewej Maja. Nawet nie musiała spojrzeć, żeby wiedzieć, kto to jest. Jak zwykle Maciek.
– Jezu, Maciek. Jeszcze ktoś pomyśli, że się przyjaźnimy – sarknęła rudowłosa – Chwili spokoju nie mogę mieć.
– No wiesz ty co. Ja tu chronię twoje dziewictwo – powiedział poważnym tonem Maciek.
Policzki dziewczyny pokryły się delikatnym odcieniem czerwieni. Spiorunowała chłopaka spojrzeniem.
– Zamilcz, głąbie. Zupełnie jakbym sama nie umiała sobie dać rady z Kołakowskim.
– Oho, dotknąłem wrażliwej struny? – droczył się.
– Idź do kumpli.
– Odrzucasz moje towarzystwo, czuję się zraniony.
Maja wstała i obrzuciła Maćka mentalnymi piorunami.
– To bardzo dobrze.
Zostawiła go przy ławkach, a sama przeszła na drugą stronę korytarza, pod 207. Widziała, jak pani Kaczmarek zbliża się do sali. Była to starsza kobieta, zbliżająca się do sześćdziesiątki, ale nie zamierzała jeszcze odejść na emeryturę. Swoją żywiołowością przewyższała młodsze koleżanki z pracy. Wszyscy ją lubili, ponieważ każdemu kojarzyła się z dobrotliwą babcią.
– No i jak tam droga młodzieży, co tacy ospali jesteście? – spytała na wstępie, patrząc, jak cała klasa powoli wchodzi do sali. – Śniadania nie zjedliście?
– Psze pani, dzisiaj piątek. My żyjemy jutrem. Chowamy siły – wytłumaczył Tomek z uśmiechem.
– Szkoda, gdybyście mieli trochę więcej energii na lekcji, może postawiłabym piątkę za aktywność, ale skoro tak stawiacie sprawę – zawiesiła głos pani Kaczmarek.
Ktoś teatralnie zakaszlnął. Uczniowie spojrzeli po sobie. Za taką cenę mogliby się wykazać, prawda?

Czterdzieści pięć minut oraz dziesięć piątek później uczniowie wyszli z sali w doskonałym humorze.
– Matka będzie zadowolona, jak wejdzie na dziennik elektroniczny – mówiła Sandra z zapałem – Przynajmniej z historii średnia na razie świetnie wygląda. Może uda mi się na koniec roku wyciągnąć piątkę, jak sądzisz?
– Może, o ile będziesz sama robiła zadania domowe – odpowiedziała Maja.
– Oh, wiesz, jaka jestem zapominalska. Czasami uważam, że robisz za moją pamięć.
Dębkiewicz uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu. Sandra często była typową przedstawicielką blondynkowatości, ja to sama siebie nazwała, jednakże Maja zawsze się o to z nią kłóciła.
Uważała, że gdyby jej przyjaciółka choć trochę czasu wolnego spędziła przy podręczniku, to okazałoby się, iż jest naprawdę zdolna.
– Skleroza wieku nastoletniego, oto moja diagnoza.
– Słusznie, pani doktor – zaśmiała się blondynka – Mam zamiar dzisiaj iść na deptak. Jest taka ładna pogoda. Pójdziesz ze mną?
Maja przygryzła wargę. Chętnie by poszła, chociażby po to, aby mniej czasu spędzić w domu, ale z drugiej strony musiała przypilnować rodziców. Tylko raczej tego nie mogła powiedzieć Sandrze. Niektórych rzeczy nie mówi się nawet przyjaciołom, tego już nieraz nauczyła się od życia.
– Wiesz, dzisiaj mi nie pasuje. Muszę iść na kontrolę do dentysty.
– Aha – mina Sandry była pełna zawodu. – Czyli jak zwykle. Zawsze nie masz dla mnie czasu.
– Sandra, to nie tak, wiesz o tym – powiedziała Maja. Gardło miała ściśnięte. Niektóre kłamstwa były gorsze od innych. – Gdybyś powiedziała o tym wcześniej, na pewno bym poszła.
Niedowierzanie oraz zawód mieszały się na twarzy Sadowskiej.
– Naprawdę? Bo jakoś zawsze tak mówisz i nawet gdy wiesz o czymś z wyprzedzeniem, to nagle ci coś wyskakuje.
Maja nic nie powiedziała, bo nawet nie wiedziała, jak się tłumaczyć. Osobom takim jak ona ciężko było mieć normalnych znajomych i utrzymywać z nimi kontakty. Bo mogliby odkryć coś, co chciało się przed każdym ukryć.
– Sandra... Ja...
– Nieważne, to nie ma sensu. Cokolwiek powiesz, to i tak za chwilę to cofniesz.
Maja stanęła pośrodku korytarza. To była ich ostatnia lekcja. Wszyscy rozchodzili się do domów. Sandra zgrabnie ją wyminęła, nic więcej nie mówiąc. Rudowłosa czuła się piekielnie winna.
Z jednej strony chciała wszystko wyznać, opowiedzieć o swoich problemach, a z drugiej po prostu zamknąć się w czterech ścianach swojego pokoju i oddać się błogiej ciszy i samotności.
Ludzie omijali ją lub po prostu przechodzili obok, potrącając ją to ramieniem lub łokciem. Niesiona prądem tłumu zeszła po schodach na parter, a potem na poziom piwnic do szatni. Mechanicznie ubrała się i nie patrzyła, kto już poszedł, a kto został w szkole. Po prostu chciała się znaleźć od niej daleko.

Parę minut później widziała tylko najwyższe partie budynku. Specjalnie wracała do domu okrężną drogą. Patrzyła na wystawy sklepowe, chociaż w gruncie rzeczy w ogóle się nie interesowała, co na nich jest. Wydawała się dość roztargniona, jednak pilnowała, by przez przypadek nie skręcić w ulice prowadzące w kierunku centrum albo – co gorsza – w stronę Półwiejskiej.
Weszła do piekarni, by kupić coś do zjedzenia. Był to mały budyneczek, który wydawał się dość niepozorny w pobliżu tylu Żabek i Lewiatanów. Niczym nie przyciągał spojrzenia, oprócz wystawionych na witrynę ciastek, które zmuszały głodomorów do zatrzymania się.
– Dzień dobry – powiedziała głośno. Nikogo nie było przy ladzie. Nawet dźwięk dzwonka, który rozbrzmiał jak na filmach, nie spowodował żadnego odzewu.
– Już idę, idę – usłyszała kobiecy głos.
Korzystając z okazji rozejrzała się. Wszystko wyglądało apetycznie. Może kupi sobie drożdżówkę albo pączka. Wygrzebała z plecaka portfel.
– Dzień dobry – przed ladą pojawiła się kobieta, która być może była w wieku mamy Mai. Tak samo, jak ona, również miała włosy w kasztanowym, głębokim kolorze, jednak bez jakichkolwiek pasm siwizny.
– Jedną drożdżówkę z budyniem, proszę.
Kobieta przyglądała się jej uważnie. Studiowała rysy twarzy, całą postać, po to, by jeszcze przewiercać ją na wskroś. Tak, jakby chciała wejrzeć w jej duszę. Przez jej oblicze przemykało zdziwienie, strach, a ostatecznie nawet nadzieja.
– Ekhem – kaszlnęła Maja. Niecodzienne zachowanie sprzedawczyni było obcesowe i trochę niepokojące.
– Ah, tak. Przepraszam, ale przypominasz mi kogoś – wytłumaczyła się.
– Naprawdę? – zdziwiła się dziewczyna.
– Tak – kobieta westchnęła po cichu. – Z resztą to niemożliwe. Złoty pięćdziesiąt.
Maja nie była pewna co zrobić. Podała kobiecie monetę dwuzłotową i po odzyskaniu reszty powiedziała:
– Każdy na świecie ma swojego klona, więc istnieje jakieś prawdopodobieństwo.
– Może i masz rację.
Rudowłosa stała niepewnie przy drzwiach, jeszcze chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Widać było, że osoba, którą przypominała jej Maja była jej bliska.
– Do widzenia – powiedziała.
Dzwonek kolejny raz zagrał swoją melodię, by po nim znowu zapadła cisza.
– Ale nawet bliźniak nie byłby tak podobny do niej, jak ty – kobieta odprowadziła wzrokiem Maję. Coś nieuchwytnego pojawiło się w jej oczach. Zaintrygowanie oraz coś, czego nikt nie umiałby opisać. Może nawet ona sama.

Drożdżówka okazała się nadzwyczaj smaczna. Maja zjadła ją z apetytem, jednocześnie modląc się, aby kalorie nie poszły jej w nogi, ani brzuch.
Spojrzała w niebo. Stalowoszare chmury kłębiły się nad jej głową. Sandra nie miała racji. Może i godzinę temu była ładna pogoda, ale teraz wszystko wskazywało na to, że za chwilę spadnie deszcz.
Dębkiewicz przeklinała swoją głupotę. W końcu już prawie listopad. Nikt nie powinien rozstawać się z parasolką, nawet gdy telewizja mówiła co innego.
W głowie zaczęła się kalkulacja. Czy zdąży do domu przed pierwszymi kroplami deszczu? Przeszła wzdłuż jednej z ulic, a potem wsiadła do pierwszego lepszego tramwaju. Do domu i tak dzieliły ją dwa przystanki.
Ludzie tak samo, jak ona śpieszyli się do domostw. Każdy był zajęty sobą i nikt nie zwrócił uwagi na kolejnego pasażera. Jedna osoba czytała książkę, z kolei inna pisała coś w swojej komórce.
Każdy nie wyściubiał nosa zza swoich spraw, ponieważ właśnie taki jest teraz świat – skonstatowała Maja.
Na całe szczęście w ogóle nie zmokła. W domu tym razem była mama.
– Cześć! – krzyknęła z kuchni.
– Hej – powiedziała Maja. Odwiesiła kurtkę na korytarzu i zdjęła nieco ubłocone buty. Przed jej blokiem zawsze tworzyło się minibagno, nawet gdy nie padało. Plecak położyła obok szafy w swoim pokoju.
– Jak tam w szkole?
Idąc za głosem mamy, weszła do kuchni. Jej rodzicielka krzątała się przy garnkach, a z nich dolatywał zapach sosu pomidorowego.
– Hmm... Dostałam piątkę z historii – dziewczyna uznała, że nie warto nic mówić o kłótni z przyjaciółką. To nic by nie dało.
– O, to świetnie. Jak teraz złapiesz lepsze oceny, to pod koniec semestru będziesz miała luzy.
– Tak, wiem. Na obiad spaghetti, jak sądzę?
– Zgadza się. A teraz mamy jeszcze okazję co celebrować – mama Mai uśmiechnęła się ciepło. Bywały chwile, w których naprawdę skupiała się na swojej córce, a nie tylko na pracy.
– A tata, kiedy wróci?
Małgorzata zmarszczyła brwi i westchnęła głęboko, odgarniając niesforne kosmyki z czoła.
– Sama widzisz, ostatnio nie mogę się z nim dogadać. Wraca, kiedy chce i nic nie chce mówić – powiedziała rozgoryczona.
– Powinnaś coś z tym zrobić – Maja usiadła na krześle przy stole. – To musi się tak ciągnąć?
– Wiesz, że to nie jest takie proste. Rozwód kosztuje, a nas na to nie stać. Zresztą dobrze wiesz, że jestem z ojcem, tylko ze względu na ciebie. Na razie możesz prosić mnie o wiele, ale to, co teraz mamy, to wszystko, co możesz ode mnie chcieć.
Rudowłosa zacisnęła dłoń w pięść. Czasami czuła wyrzuty sumienia, gdy jej matka poruszała ten argument. To ona była spoiwem łączącym te dwa wyniszczające się katastrofy naturalne.
Rozległ się dźwięk domofonu.
– Tata zapomniał kluczy?
– Wątpię, spodziewasz się kogoś? – spytała mama, zmniejszając gaz i idąc do aparatu.
– Nie.
Po chwili ciszy usłyszała głos matki.
– Halo? Kto tam?
Potem dźwięk odkładanej słuchawki i ponowne kroki.
– Kto to był?
Małgorzata Dębkiewicz potarła nerwowo szyję.
– Nie wiem. Kompletna cisza. Może to zwykły żart, pamiętasz, jak kiedyś Maciek tak nam robił?
Maja westchnęła.
-Jakby to było wczoraj.
-Dzieciakom się nudzi, ot i tyle! -orzekła mama – To co, jemy?
-Jasne.
Obydwoje w spokoju zjadły obiad rozmawiając jak nigdy w ostatnim czasie, o różnych rzeczach.
Jednak przez cały ten czas w głowie wirowała im myśl, to użył domofonu.
Dźwięk jego powtórzył się bowiem nie jeden raz.
~
Boże drogi, tak wiem. Nie było mnie tu od 3 miesięcy. Jestem strasznie zabiegana, ale no cóż. Liceum to ciężki kawałek chleba, tak samo, jak każdy inny stopień edukacji. Obiecuję, że teraz rozdziały będą się pojawiać w miarę regularnie, ale nie jestem niczego pewna.
Przyznam również, że przez chwilę utraciłam sens pisania. Skoro nie było odbiorców, poza kochaną Jordbaer, to wszystko było pisane dla nikogo.
Jednak dostałam kopa w tyłek i dziękuję za to bardzo.
Ludzie, jeżeli to czytacie, to nie bójcie się komentować. To naprawdę motywuje.

Do zobaczenia przeczytania, Atramentowa.

6 komentarzy:

  1. Rozdział genialny do kwadratu! Bardzo zaciekawiłaś mnie ta sytuacją z panią w sklepie. Mam już do tego pewne podejrzenia, ale nie będę nic mówić ;) Co do monarchii absolutnej i Ludwika XIV, to przerabiałam to dzisiaj na rozszerzonym WOS'ie, więc wywołało to ogromny uśmiech na mojej twarzy ;) Z niecierpliwością czekam na nastepny.
    Pozdrawiam, Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, tak. Pani ze sklepu jeszcze się pojawi w tym opowiadaniu. Podejrzenia już rodzą się w głowach i bardzo dobrze. Uprzedzam jedynie, że można się spodziewać po mnie wszystkiego.
      Dziękuję za słowa i pozdrawiam.

      Usuń
  2. WOAH. Masz wielkiego (a nawet ogromnego!) plusa za wstęp - to wszystko, co opisałaś jest takie rzeczywiste. Nie jest jakoś bogato zdobione, ani zbyt naciągane, by dodać tekstu dramatyzmowi. Jest takie słodko-gorzkie.
    Uwielbiam także pociski Mai w stronę Adriana. Czekam na więcej pocisków :D
    I MACIUŚ CHCIAŁ OBRONIĆ MAJKĘ AWWWWWWWWWW. BOŻENKO FANGIRLOWAŁAM DUCHOWO. MOJE EGO WRZESZCZAŁO JAK OPĘTANE PRZEZ TRZYDZIEŚCI SEKUND, A POTEM ZNOWU FANGIRLOWAĆ OMG. Mówiłam Ci, jak ich wielbię? :3
    I jeszcze Michałek ( ͡° ͜ʖ ͡°) Mój gejowski radar dał o sobie znać i pragnie jeszcze trochę zapikać na widok gejozy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Tak trochę smutno mi się zrobiło, gdy był moment z Sandrą. Od razu przypomniała mi się 2/3 gimbaza :') Te feelsy.
    Oczywiście nie przegapiłam postaci pani z cukierni. Zaciekawiło mnie i na razie zostawiam w spokoju domysły. Jest za wcześnie na gdybanie, ale kto wie? Jest dużo teorii. Pożyjemy, zobaczymy.
    Podsumowując. Nie dostrzegłam żodnych błędów (ŻODNYCH) - a jedynie mam niedosyt. Akcja była spokojna (na szczęście nie AŻ tak spokojna, więc kolejny plus za wyważenie) i liczę na małe rozkręcenie przez rozerwanie wybuchowej atmosfery :D
    Mocne tulaski od Jordbær <3
    PS Trzymaj się, jeszcze parę dni do wolnego :3 Myśl pozytywnie, nie daj się szkole i dwulicowym małpom w każdej postaci. Jak będzie trzeba walnij w potylicę :D
    PPS Jak wspomniałaś o nauczycielce z historii to miałam stan melancholii. Znowu przeklęte feelsy ;___;

    OdpowiedzUsuń
  3. Jordbaer to dobrze, że ni widziałaś ŻODNYCH błędów.
    Co do wszystkiego, to dobrze wiesz, że to opowiadanie głównie będzie takie słodko-gorzkie i bardzo życiowe, żeby nawet nie powiedzieć "rzyciowe".
    A fangirluj ile wlezie. Michaś pojawi się nie raz i planuję zrobić nawet cały rozdział... ale cicho sza. Więcej nie mówię, tzn. piszę :)
    Oby twoje teorie były lepsze niż wczorajsze, bo były totalnie nietrafione.
    Trzymaj się również i miewaj więcej feelsów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Znalazłam tego bloga wczoraj, dzisiaj jakimś cudem znalazłam czas, by skończyć czytać.
    Świetnie piszesz, przyjemnie się czyta...
    A tą historią intrygujesz coraz bardziej :)
    Maja nie ma łatwego życia, matka niewiele się nią interesuje, ojciec to już w ogóle...
    Jest jeszcze Maciek. Jego rozmowy z Majką są genialne! Ona niby go tak nie lubi, ale chyba sama siebie oszukuje... :D
    I ta pani ze sklepu... Hmm... Jakąś tam teorię mam, ale zobaczymy.
    Pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili do mnie.

    historianeli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś musisz napisać jakąś książkę. Masz do tego talent! :D

    Ta pani ze sklepu była dość tajemnicza... hmm ciekawe czy coś z tego będzie czy to tylko przypadek. I te tajemnicze domofony... dowiem się wszystkiego w kolejnych rozdziałach :)

    Widać, że Maja nadal ma w domu ciężko. Jestem ciekawa czy jej rodzice w końcu się rozwiodą. I oczywiście czekam aż może będzie coś między nią a Maćkiem.

    Ps. też jestem w liceum i wiem, że pisanie bloga kiedy ma się tyle na głowie to spory wysiłek. Ale ślę wenę i mam nadzieję, że rozdziałów będzie jeszcze więcej. Super piszesz!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Mia LOG