wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 7 - ...WSZYSTKO, CO DZIAŁO SIĘ W JEJ ŻYCIU...

W poprzednim rozdziale:
Wracałam z pracy i dostałam telefon z komisariatu. Zatrzymali ojca za bójkę.
CO!
Sądziła, że się przesłyszała. Bójka?
To prawda, ale jest coś jeszcze. Maju, wiesz, o czym on nam nie mówił?
Rozdział 7
...wszystko, co działo się w jej życiu...
Rudowłosa czuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Po zrzuceniu takiej bomby informacyjnej nie mogła się otrząsnąć.
Od tygodni normalnie wychodził do pracy, prawda? – mówiła mama podniesionym głosem. Była na granicy wytrzymałości, czerwony rumieniec pokrył jej szyję i policzki – Oszukiwał nas.
Jak to? Przecież...
Po prostu wychodził. Ot tak! Nie mam zielonego pojęcia gdzie, ale na komisariacie się przyznał... zresztą nie miał wyboru – parsknęła.
Maja potarła dłonią czoło. Nie wiedziała, co się dzieje.
Może powiedz, jak się to zaczęło – poprosiła.
Małgorzata westchnęła, starając się uspokoić.
Miałam właśnie wychodzić z pracy, gdy zadzwonił do mnie telefon. Dzwonił komendant. Powiedział, że ojciec jest na komisariacie i chce, abym przyjechała na miejsce, bo ma pytania. Co mogłam zrobić? No oczywiście pojechałam na miejsce. Tam ojciec spity, prawie nie kontaktował ze światem, zalany krwią, a ciuchy miał rozdarte.
I czego się dowiedziałaś?
Mieli do mnie pytania. Co ojciec ostatnio robił, gdzie bywał. Odpowiedziałam, że po prostu chodził do pracy, a oni mi na to, że już od miesiąca nie pracuje.
Nic więcej? – dopytywała dziewczyna. Musiała się więcej dowiedzieć i to jak najszybciej.
Daj mi dokończyć! W każdym razie dowiedziałam się, że ojciec przez ten czas musiał się znaleźć w towarzystwie paru kolegów. Pożyczał kasę, by utrzymać w tajemnicy przed nami, że nie pracuje, aż w końcu przyszła kryska na Matyska. Nie oddawał, bo nie miał skąd, więc obili mu mordę, a on oddał. Tylko jest problem. Z tego, co powiedział mi komendant, to nie on jest ofiarą. Ponoć podjudzał tamtych. Idiota – skwitowała jednym słowem pani Dębkiewicz. Wyglądała na zmęczoną. Zamilkła, by złapać oddech.
Maja przypatrywała się jej uważnie. Czasami więcej niż ze słów, mogła czytać z gestów, jakie wykonywano w jej otoczeniu. Tym razem stety lub niestety mama Mai była nader oszczędna w gestach, tak jakby wszystkie kończyny przyczepiły się do tułowia.
I co teraz? – spytała.
Nie wiem. Na razie jest na izbie wytrzeźwień, nie ma jakiś większych obrażeń, więc przynajmniej nic się nie stało. Zostanie tam na dwa dni, tylko przez to pobicie.
Milczały przez dłuższą chwilę. Cisza ta była zbyt rzeczywista, namacalna. Wisiała w powietrzu, gęstniała.
Muszę jeszcze przejrzeć notatki z pracy – powiedziała w końcu mama. Wstała z krzesła tak, że aż strzykało jej w kolanie. – Jutro prawdopodobnie wrócę później do domu.
Córka tylko spojrzała na jej plecy. Znowu szła do swojego gabinetu, kolejne drzwi były zamykane tuż przed jej nosem. W jej domu było zdecydowanie zbyt dużo tajemnic.
Następnego ranka obudziła się z bólem głowy, przez co wzięła jedną tabletkę paracetamolu. Powieki ciążyły, ruchy były ospałe. Mechanicznie wykonywała ruchy. Nawet, gdy już wyszła z mieszkania, chłodne powietrze nie pomogło jej się wybudzić.
Poszła spać późno. Przez cały wieczór rozmyślała o tym, co się stało.
W końcu, dlaczego ojciec miał przed nimi tajemnice? Oczywisty był fakt, że nie układało się mu z mamą, a ona była raczej jedynym mostem, który ich ze sobą łączył. To nie było idealne małżeństwo. Dziewczyna nigdy się nie odważyła zapytać matki, czy tak w ogóle to ona kocha swojego męża... Czy w ogóle kiedyś kochała?
Może, gdy tata wróci, to porozmawia z nami? – pomyślała Maja, po chwili jednak zmieniał zdanie. – Raczej będzie unikał tego tematu, aż znowu wybuchnie kłótnia. Wtedy oczywiście sięgnie po kieliszek i koło się zamknie.
Doprawdy, żałosne.
Dotarła do szkoły dość szybko, przez co miała stosunkowo dużo czasu do pierwszej lekcji. Wstąpiła więc do biblioteki.
Dzień dobry, pani Haniu – powiedziała uprzejmie do bibliotekarki siedzącej przed biurkiem, która inwentaryzowała książki.
Cześć, Maju.
Pani Hania była dość młodą bibliotekarką. Zaczęła pracę w ich szkole, gdy Maja sama zaczęła się w niej uczyć. Była dość niską kobietą o długich brązowych włosach z blond pasemkami. Nie była stereotypową bibliotekarką.
Organizowała mnóstwo imprez w szkole, promowała czytanie, umiejętnie kierowała uczniami, by częściej wpadali do biblioteki. Była otwarta na propozycje, co było skrzętnie wykorzystywane, jak na przykład wtedy, gdy padł pomysł nocy filmowej.
To był świetnie spędzony czas i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
Kupiła pani coś nowego? – spytała rudowłosa.
Tak, ostatnio wypatrzyłam ciekawe książki i uznałam, że niektórym na pewno się spodobają. Co prawda nie są nowe, ale nie mamy ich jeszcze na półkach, więc nadrabiam zaległości – uśmiechnęła się.
Dębkiewicz rzuciła okiem na stosik tomiszczy. Złodziejka książek, Posłaniec, Norwegian Wood, trylogia Millenium i jeszcze jakieś książki fantastyczne. Kojarzyła tytuły, już kiedyś czytała książki Marcusa Zursaca, a o Millenium opowiadała kiedyś jej nauczycielka matematyki.
Wygląda ciekawie.
A chcesz coś wypożyczyć? Szybko wpisze w system i będziesz mogła zabrać.
Hmm... Może tą – wskazała na Szklany Tron. Czytała ostatnio w internecie recenzje o tej książce i wydała się jej ciekawa.
O! Ta już jest wpisana – pani Hania wpisała imię i nazwisko dziewczyny, po czym przybliżyła naklejkę z kodem do czytnika – Potem powiesz mi czy ci się podobała.
Jasne, nie ma sprawy – Maja uśmiechnęła się. Chociaż naprawdę nie miała dobrego humoru, to wiedziała, że lepiej jest udawać niż gdyby ludzie mieli z tego powodu pytać, co się stało.
Pogadały jeszcze przez chwilę o książkach. Uczennica zaproponowała jeszcze parę tytułów, które mogłyby pojawić się w następnym miesiącu na Gorącej Liście, jak to nazywała pani Hania listę, na której uczniowie wpisywali swoje książki.
Zerknąwszy na zegarek wiszący nad drzwiami, dziewczyna stwierdziła, że wypadałoby iść i poczekać pod salą na nauczycielkę. Pożegnała się i wyszła.
Na korytarzu było już więcej osób. Był Michał wraz z Tomkiem i Antkiem. Kinga i Sandra, które siedziały na końcu ławy. Maja niepewna co zrobić usiadła niedaleko nich. Dziewczyny raptownie zamilkły, a gdy Maja nic nie powiedziała, kontynuowały rozmowę.
Kiedyś trzeba będzie wyciągnąć dłoń na zgodę. To nie będzie zbyt długo trwało. Góra tydzień – stwierdziła rudowłosa. – Może nawet postaram się już dzisiaj to zakończyć, stanowczo za bardzo mnie to męczy.
Na razie nic nie robiła. Do dzwonka pozostało stanowczo zbyt mało czasu, by mogła coś ugrać. W tym czasie zerknęła do zeszytu do polskiego. W najbliższym czasie miała być kartkówka, a przynajmniej tym groziła im pani Cybulska. Może ta kłótnia da chociaż tyle, że dobrze napisze wszelkie prace pisemne?
Rudowłosa skupiła się na notatkach. Omawiali jeden z wierszy Barańczaka, który był jednym z jej ulubionych autorów. Kiedyś na jednym spotkaniu w bibliotece spotkała jego siostrę Małgorzatę Musierowicz – autorkę słynnej Jeżycjady.
Nie wiedząc, kiedy zadzwonił dzwonek. Jego wysokie dźwięki uderzyły w uszy uczniów, pozostawiając po sobie swego rodzaju echo w głowie.
Niecałe dwie minuty później przed salą pojawiła się pani Cybulska. Maja niespecjalnie lubiła ich nauczycielkę od polskiego. Od biedy nie była zła, ale jak przychodziło co do czego, potrafiła uczniom zaleźć za skórę swoim ciętym językiem.
Potrafiła besztać za jakąkolwiek błahostkę. Nieodpowiedni według niej strój, który, co gorsza mógł być jeszcze pogięty. Bądź co bądź umiała jednak tłumaczyć i pod tym względem była fantastyczna.
Maja weszła do sali i usiadła na swoim miejscu – w przedostatniej ławce przy oknie. Normalnie siedziałaby z Sandrą, ale ta usiadła wraz z Kingą rząd obok.
Po sprawdzeniu obecności pani Cybulska omówiła razem z nimi zadania domowe, z jakimi mieli problem. Lekcja przebiegła dość spokojnie bez żadnych zgrzytów, co było ewenementem na skalę światową. Maja jeszcze przez chwilę była pewna, że ten dzień nie może być aż tak okropny, skoro zaczął się tak dobrze u Cybulskiej.
Na ostatniej lekcji coś zaczęło się dziać. Na początku przeszło to zupełnie niezauważone. W pewnym momencie w klasie rozległy się szepty. Dębkiewicz był zbyt zajęta czytaniem polecenia z ćwiczenia czwartego, że prawie tego nie usłyszała, gdyby nie to, że siedząca z tyłu Daria parsknęła śmiechem, jednocześnie kopiąc ją w krzesło.
Dziewczyna rozejrzała się, chcąc się dowiedzieć, o co wszystkim chodzi, jednak niczego takiego nie zauważyła. Po prostu niektórzy uczniowie mający na stole komórki prawdopodobnie przeglądający facebooka, byli czymś zaskoczeni.
Pani Niedziałkowska – nauczycielka matematyki była zajęta własnymi sprawami i nie zwracała na nich uwagi. Podała parę zadań, które mieli rozwiązać, a sama uzupełniała wykresy na zebranie, które miało się niedługo odbyć.
Maja wyciągnęła ostrożnie z kieszeni komórkę. Włączyła facebooka i nie wiedziała czego się spodziewać. Co tak zadziałało na całą klasę?
Odpowiedź nadeszła po paru sekundach. Przewijała swoją tablicę, aż natrafiła na post, który nie tak dawno, bo zaledwie dwadzieścia minut temu udostępnił jej klasie Antek.
Była to karykatura ich nauczycielki. Rudowłosa rzuciła okiem na autora postu. Siedział rozwalony na krześle jak pan i władca tuż obok Tomka. Zaraz przed nim siedział Michał wraz z Łukaszem. Widocznie był aż tak głupi, że sądził, iż wiadomość o tym nie dotrze do nauczycielki.
Antek mimo tych szesnastu lat zachowywał się jak dziecko i w nosie miał konsekwencje swoich czynów.
Po lekcji matematyki co poniektórzy poszli do Antka pogratulować rysunku. Chłopak cieszył się z tego, jak mały brzdąc po dostaniu zabawki, co stanowiło dość komiczny widok. Maja jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem.
Nagle po jej lewej stronie pojawiła się Sandra. Nieśmiało powiedziała:
Wiem, o czym myślisz, to żałosne.
Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Czyżby jej przyjaciółce minął ten „foch”?
Yhym – potaknęła – Pewnie niedługo będzie miał kłopoty.
Zamierzasz ściągnąć go na ziemię?
Nie, raczej nie. Niech się cieszy. Na razie – na twarzy Mai pojawił się sadystyczny uśmiech.
W sumie racja... Słuchaj – zaczęła Sadowska – przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. Po prostu byłam zdenerwowana tym, że znowu nie możesz ze mną pójść.
Dębkiewicz zamrugała oczami. Widocznie do Sandry powoli docierało, że to, co robi, jest bezsensowne.
Nie masz za co przepraszać. Może pójdziemy gdzieś – zaproponowała Maja. Jeżeli Sandra strzeliła tego focha z takiego, a nie innego powodu to najlepszym lekiem na niego byłoby właśnie wspólne wyjście.
Jasne – zgodziła się, od razu polepszył się jej humor.
Założyły kurtki i wspólnie wyszły ze szkoły. Michał kiwnął jej głową na pożegnanie, a sam jeszcze przez chwilę rozmawiał z kolegami z drużyny.
Tylko wiesz, jestem głodna. Może wejdziemy gdzieś po drodze i sobie coś kupię – poprosiła Sandra.
Dębkiewicz nie namyślała się za długo, w końcu chciała się z nią pogodzić, a w tym wypadku najlepiej będzie iść na rękę.
Okej, to nawet świetnie się składa, bo ostatnio znalazłam taką fajną cukiernię. Drożdżówki są tam wspaniałe – zachwalała.
I gdzie to?
Niedaleko. W zasadzie to, w tamtym kierunku – wskazała na drogę, która prowadziła za szkołę i dalej w lewo.
Zdam się na ciebie.
Dziewczyny przez chwilę milczały. Rudowłosa prowadziła. Było to trochę krępujące. Cicho westchnęła. Sandra jak widać, nie zamierzała wyjść z żadną inicjatywą.
Macie już jakiś pomysł z Kingą na ten projekt z plastyki? – palnęła, nie namyślając się. Dopiero po chwili zorientowała się, że nawet ten temat nie jest zbyt dobry jak na łamanie lodów.
Ekhem – kaszlnęła Sadowska – Tak, rozmawiałyśmy o tym dzisiaj.
Aha.
A ty...? Z kim jesteś?
Z Maćkiem, tylko on został wolny – Maja zadbała, aby w jej głosie nie słychać było nutki wyrzutu.
To może nawet dobrze, macie do siebie bardzo blisko. Przynajmniej nie będziecie musieli jechać pół miasta do drugiego jak ja z Kingą.
Niby tak. Mam tylko nadzieję, że się nie pozabijamy.
Od razu pozabijacie. Może to nawet wam wyjdzie na dobre. Czasami jesteście nieznośni, a innym razem jesteście jak para drżących się kotów.
Przesadzasz. My po prostu wyrażamy własne opinie... I się z nimi nie zgadzamy. To, że wszystko przebiega dość burzliwie, nie klasyfikuje nas jako „kotów”.
Sandra pokręciła głową na znak dezaprobaty. Owszem kłóciły się z Mają, może nawet ta ostatnia kłótnia wybuchła dość nieoczekiwanie, bez wyraźnego powodu, ale naprawdę ją lubiła. Tylko czasami nie potrafiła zrozumieć, jak jej przyjaciółka może być tak ślepa i głucha na wszelkie znaki, wskazujące, że ona i Maciek są sobie pisani.
Oczywiście nie powiedziała tego na głos. Życie jej było jeszcze miłe.
Przeszły spory kawałek, by dojść do uliczki, na jakiej jeszcze przedwczorajszego dnia znalazła się Maja. Dziewczyna bez trudu rozpoznała cukiernię. Teraz nie była już tak niezauważalna.
Gdy weszły do pomieszczenia, w przejściu zadźwięczał dzwonek.
Dzień dobry – powiedziała Maja, uśmiechając się.
Kobieta, która stała odwrócona, skierowała się do nich twarzą. Przez jej oblicze przeleciała bliżej niezidentyfikowana emocja, jednak po chwili została zastąpiona szczerym uśmiechem.
Dzień dobry. Jak widzę, poprzednia drożdżówka smakowała.
Rudowłosa uśmiechnęła się i potaknęła.
Owszem, dlatego sprowadzam nowych klientów.
Bardzo dobrze, w czym mogę służyć?
Dziewczyny rozejrzały się po smakołykach. Pączki kusiły swoim zapachem, tak samo, jak świeże drożdżówki i kawałki ciasta. Wszystko wyglądało apetycznie.
Poprosimy jednego pączka z marmoladą i jedną drożdżówkę z budyniem – powiedziała zdecydowanie Maja.
Doskonały wybór – stwierdziła ekspedientka. Dopiero teraz Maja zauważyła plakietkę z imieniem na lewej stronie jej fartucha. Na małym kartoniku wydrukowane było imię Magdalena – Ze szkoły, prawda? – zagaiła.
Tak – odparła Sandra, a w tym czasie Maja grzebała w plecaku, w poszukiwaniu portmonetki.
Płacicie razem czy osobno?
Osobno.
Pani Magdalena najpierw skasowała pączek Sandry, a następnie smakołyk dla Mai.
Zgaduję, że chodzicie do trzydziestki trójki, nadal w niej uczy pani Kaczmarek?
Tak, jeszcze nie poszła na emeryturę, chodziła tam pani?
Tak, wtedy to była jeszcze podstawówka – sklepowa uśmiechnęła się na wspomnienie dawnych lat. – To była ulubiona nauczycielka.
Przez myśli dziewczyn przewinęło się jedno kluczowe pytanie. To ile w końcu Kaczmarek ma lat?
Hahaha, wiem, co wam chodzi po głowach. Pani Helena dołączyła do szkoły, w moim ostatnim roku nauki. Aż tak stara nie jest.
Maja i Sandra zaczerwieniły się. Wzięły swoje zakupy i się pożegnały.
Do widzenia, proszę pani – powiedziała Maja. Pani Magdalena uśmiechnęła się ciepło.
Możesz sprowadzać mi więcej klientów, nie obrażę się – zażartowała. – Do widzenia.
Dziewczyny wyszły na świeże powietrze.
Sandra od razu wgryzła się w pączek.
Hmm, pycha. Dawno nie jadłam takiego dobrego – stwierdziła – Może pójdziesz ze mną popatrzeć po sklepach?
Maja wyciągnęła komórkę z kieszeni. Było już dziesięć po trzeciej. Przemyślawszy krótko całą sytuację, stwierdziła, że może poświęcić jeszcze chwilę Sadowskiej. Zgodziła się i razem przeszły się po kilku najbliższych sklepach.
Dziewczyna stwierdziła, że to był nawet przyjemnie spędzony czas. Przynajmniej na chwilę mogła zapomnieć o sytuacji z ojcem.
Strasznie łatwo dała się poddać prostej przyjemności robienia zakupów. Kolorowe ubrania mamiły wzrok, odciągały uwagę od ważniejszych rzeczy.
Tak bardzo absorbowały, że Maja kompletnie zignorowała palące uczucie na karku, tak jakby ktoś cały czas ją obserwował.
Kiedy wróciła do domu, dochodziła czwarta. Pamiętając słowa mamy, wiedziała, że nie ma jej w domu. Odgrzała sobie zupę i migiem odrobiła lekcje, które w sumie nie były aż takie trudne.
W głębi duszy wiedziała, że powinna się bardziej przyłożyć do nauki, w końcu w tym roku czekały ją testy, a także wybór szkoły ponadgimnazjalnej, jednak przez to wszystko, co działo się w jej życiu, nie potrafiła się skupić na takiej przyziemnej czynności bardziej niż to było konieczne.
Wzięła pod rękę notatki skserowane w szkole i tym razem pamiętając o komórce, wybrała się do Maćka.
Dzień dobry, Renato – powiedziała Maja, przywołując na twarz uśmiech. W drzwiach ukazała się jej wysoka kobieta o śniadej cerze i kruczoczarnych włosach.
Cześć Maju. Maciek jest w swoim pokoju, coś tam rysuje – powiedziała wpuszczając ją do środka mieszkania.
Mam nadzieję, że to na projekt – westchnęła, zdejmując buty.
Chcesz coś do picia?
Nie, dziękuję.
Rudowłosa skierowała swoje kroki do pokoju przyjaciela. Delikatnie zapukała we framugę i otworzyła sobie drzwi. Jak widać, nic to nie dało, bo chłopak miał założone na uszy słuchawki. Sam siedział tuż przy biurku, tym razem ubrany w normalne ciuchy, a nie w piżamę. Widocznie czuł się lepiej niż dzień wcześniej.
Na twarzy dziewczyny wykwitł szatański uśmiech. Nawet nie starała się iść cicho, tylko stanęła tuż obok niego. Pochyliła się tak, by jej głowa była tuż obok niego i dmuchnęła mu w twarz, jednocześnie szturchając palcem w ramię.
Maciek wzdrygnął się i prawie spadł z krzesła.
Jezu Chryste! – krzyknął – Nigdy mi tak nie rób!
Hahahaha, cudowne uczucie – przyznała Maja i przycupnęła na skraju łóżka.
Czarnowłosy zmierzył ją zabójczym spojrzeniem.
Wiesz, że jak zejdę na zawał, to sama będziesz musiała zająć się projektem?
Hmm – westchnęła. – Nie pomyślałam o tym – wychyliła się nieco do przodu, by zobaczyć, co Nowak rysuje, ale ten szybko zgarnął rysunek i schował go.
Nie podglądaj – pouczył ją.
Okej, okej. Myślałam, że już coś robisz na plastykę – usprawiedliwiła się – Masz już coś?
Tak, tak. Trochę o tym myślałem, jak wczoraj poszłaś do domu – wyjął z szuflady biurka kartkę papieru. Maja zobaczyła, że jest wypełniona drobnym i dość – jak na chłopaka – schludnym pismem, Oparła łokcie na kolanach i patrzyła, co jest tam napisane.
I co wymyśliłeś? Wiesz, że jestem tak plastycznie uzdolniona, jak krowa.
Przesadzasz, nie jest aż tak tragicznie.
Maja mruknęła z niedowierzaniem i przemilczała tę wypowiedź.
To, co masz?
Ogólnie tylko zarys. Miałem problem z tym, jak połączyć mój rysunek z twoim śpiewem.
Dziewczyna zarumieniła się, to wcale nie było jej hobby. Po prostu lubiła śpiewać w wolnym czasie, chociaż nikt jakoś do tej pory nie powiedział jej, że robi to dobrze.
Zawsze mogę zrobić coś innego – zaproponowała.
Przestań, naprawdę dobrze ci to idzie. Poza tym mam już pomysł i nie chcę go zmieniać.
Pokrótce wytłumaczył przyjaciółce swój plan. Polegał on mniej więcej na tym, że postaraliby się narysować coś wspólnego z muzyką. Rysunek sam w sobie byłby przekazaniem hobby Maćka, a to, co miał przekazywać, byłoby pałeczką Mai. Oczywiście tutaj dochodziła kwestia jakim sposobem to wykonać, ale najważniejszy był zarys.
To mogłoby się udać – powiedziała Maja, gdy Maciek skończył opowiadać – Tylko trzeba będzie ustalić, kiedy będziemy co robili.
Mi w sumie to obojętne. Zawsze nie mam co robić – uśmiechnął się.
Mógłbyś się przygotować na testy, to może zaważyć na dalsze trzy lata – upomniała go rudowłosa. Ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.
Wiesz, nie zależy mi – zaczął – ale to nie tak, że kompletnie to ignoruję. Po prostu chciałbym...
Zarumienił się lekko i wbił spojrzenie na ciemnoniebieską ścianę pokoju.
Tak?
Chciałbym iść do liceum plastycznego – przyznał.
Maja otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Wiedziała, że Maciek lubi spędzać czas na rysowaniu, malowaniu i innych formach artystycznych, ale kompletnie nie wiedziała, że zamierza robić coś w tym kierunku.
Oh, nie spodziewałam się tego... Znaczy...
Nie musisz tego mówić – westchnął i oparł się o krzesło, tak że zapiszczało – Moja mama nie bierze tego nawet pod uwagę. Chciałaby, abym poszedł do jakiegoś dobrego liceum i zajął się czymś poważnym.
Dziewczyna omiotła go uważnym spojrzeniem. Widać było, że mu zależy i jest pewny swojej decyzji.
Według mnie powinieneś robić to, co jest dla ciebie ważne. Coś, co sprawia ci frajdę. Porozmawiaj z Renatą, sądzę, że powinna cię w końcu zrozumieć – powiedziała.
Taa, dzięki.
Pomilczeli przez chwilę. Nie było to jednak krępujące milczenie, tylko takie, które zapada samoistnie po ciężkim temacie.
Maja przesuwała palcem po wzorkach na pościeli Maćka.
Mam dla ciebie notatki z dzisiaj – podała mu zwitek kartek – Muszę się zbierać. Wpadnę jeszcze jutro.
Cześć – pożegnał się, nadal zamyślony. Wstał, otworzył przed nią drzwi. Wszystko to robił jednak machinalnie. Widać niepotrzebnie zeszli na temat szkoły.
Pa – rzuciła Maja. – Do widzenia!
Pa, Maju – usłyszała głos pani Renaty z kuchni.
Wróciwszy do domu, odkryła, że drzwi do mieszkania są otwarte, co znaczyło, że mama wróciła już do domu. Weszła do domu i zamknęła drzwi. Na wieszaku w korytarzu wisiał płaszcz, co potwierdziło jej teorię.
Na korytarzu usłyszała podniesiony głos matki, dobiegający z dużego pokoju.
...będzie tam jeszcze dzisiaj.
Dziewczyna zdecydowała, że nie będzie przeszkadzać w rozmowie. Z ciekawości podsłuchała rozmowę, gdyż zorientowała się, że mama mówi o ojcu.
Nie wiedząc czemu przylgnęła do ściany. Widocznie jest to jakiś odruch podsłuchiwacza – pomyślała z rozbawieniem.
Wiem o tym. Muszę coś zrobić – przerwała na chwilę Małgorzata. Widocznie słuchała, jak ktoś coś mówi po drugiej stronie. – Ona nic nie wie. Myślałam, żeby powiedzieć jej to trochę później. Na razie nikogo nie spotkałam, a jesteśmy tutaj już dwanaście lat!
Maja zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Jakie dwanaście lat? Z kim rozmawiała jej mama?
Jutro do ciebie przyjadę. Musimy o tym porozmawiać, zanim Filip wróci. Jeżeli on się dowie, to mogę się pożegnać ze wszystkim. Do tej pory się nie zorientował, że nie jest jego.
Rudowłosa zacisnęła dłoń na kancie szafy stojącej obok niej.
Kto nie był kim dla jej ojca? Co tu się do cholery wyprawiało?
Muszę kończyć, Maja za chwilę wróci. Jakby co jestem pod telefonem – Maja usłyszała, jak mama odkłada komórkę na stół.
Serce zakołatało głośno w jej piersi. Po cichu wycofała się do drzwi wejściowych. Otworzyła delikatnie drzwi, po czym głośno je zamknęła.
Cześć, mamo! – krzyknęła, starając się brzmieć normalnie.
Hej – odkrzyknęła. Wyszła z pokoju. Wyglądała całkowicie zwyczajnie, tak jakby przed chwilą nie odbyła tajemniczej rozmowy. – Byłaś u Maćka?
Tak, musiałam mu dać lekcje – powiedziała Maja. Czuła się trochę niespokojnie.
Chory, tak? Coś poważniejszego czy zwykłe przeziębienie? – spytała z zainteresowaniem Małgorzata. – Jadłaś coś?
Grypa. Tak, odgrzałam sobie zupę. Pójdę jeszcze zrobić resztę zadania domowego – wykręciła się. Założyła kosmyk włosów za ucho.
Okej, to ja zajmę się sobą.
Dziewczyna przez chwilę się wahała, ale po chwili spytała.
Mamo, masz jakieś wiadomości o tacie?
Pani Dębkiewicz odwróciła się w jej stronę. Wykrzywiła twarz w grymasie ni to smutku, ni to złości.
Nie. Wraca jutro, pamiętasz? Sam wszystko ci powie... Nam – poprawiła się.
Maja westchnęła głęboko i poszła do swojego pokoju. Musiała się zastanowić.
Po pierwsze – pomyślała przed snem Maja – muszę zastanowić się, co zrobić jutro. Muszę się dowiedzieć, co się dzieje z tatą. Dlaczego doprowadził do tego całego gówna.
Po drugie zostaje jeszcze kwestia tej rozmowy sprzed chwili. Stanowczo za dużo tajemnic jest w naszej rodzinie. Zbyt mało wiem.
Maja uświadomiła sobie w tym dniu parę rzeczy.
Na dobrą sprawę nie wiedziała nic o rodzicach. Gdzie się spotkali, jak się zaręczyli? Nie miała kontaktów z resztą rodziny. Owszem sporadycznie widywali się z bratem ojca, ale przez kłótnie, które wybuchały między rodzeństwem, wszelkie kontakty były utrudnione. Ostatnio spotkali się na jej komunii.
O dziadkach nic nie wiedziała. Ojciec kompletnie o nich nie wspominał, tak samo, jak wujek Tomek. Z kolei mama zawsze zmieniała temat, gdy Maja pytała o babcie lub dziadka.
O ile cokolwiek wiedziała o rodzinie po stronie taty, o mamie nic nie wiedziała. Zupełnie jakby jej życie zaczęło się z chwilą założenia przez nią rodziny.
Nie mówiła, gdzie się uczyła, jakich miała znajomych ze szkoły. Nic, po prostu nic.
Mała myśl zaczęła się tlić w głowie rudowłosej. Jakoś nigdy nie grzebała w dokumentach znajdujących się w pokoju rodziców, ale chyba nadeszła na to odpowiednia pora. Niektóre rzeczy powinny wyjść na jaw. Niektóre tajemnice powinny ujrzeć światło dzienne.
W końcu to naturalna rzecz: chęć wiedzy o swoich przodkach. To nic złego.
Z tym postanowieniem poszła spać. Musiała nabrać sił, ponieważ jutro będzie miała dużo pracy.
W tym samym czasie pod budynkiem, w którym mieszkała rodzina Dębkiewiczów czujne oko osiedlowego kota wyłapało postać stojącą w cieniu drzew.
Postać ubrana w dużą może nawet za dużą, ciemną kurtkę wydawała się bezkształtna i bezpłciowa. Kot ostrożnie powąchał powietrze, które go otaczało.
Nie wyczuł nic nienaturalnego. Uniósł dumnie ogon i przebiegł przez ulicę, by dotrzeć do tajemniczej osoby. W końcu może miałaby coś dla tej małej przybłędy?
Zmrużył oczy i uniósł główkę do góry. Oparł łapkę o nogę postaci. W ciszy wieczoru rozległo się miauknięcie.
Co jest, kotku? – usłyszał głos. Był całkiem przyjemny dla kociego ucha, tak samo, jak dłoń, która drapała go za wyżej wymienioną częścią ciała. – Jak chcesz, możemy razem popatrzeć.
Kot, jak to zwierzę chodzące swoimi drogami po kilkuminutowej dawce pieszczot, wyrwał się z uścisku i spadł na ziemię. Oczywiście na cztery łapy.
Może masz rację, wiem już wystarczająco dużo – powiedziała postać. Z westchnieniem ruszyła się spod bloku.
Małe zwierzątko miauknęło i pobiegło za nią.
Persona odwróciła się w jego stronę.
Spodobało ci się? No dobra chodź tutaj.
Wzięła stworzonko na ręce i skręcili w jedną z bocznych uliczek.


1 komentarz:

  1. Rozdział jak wszystkie poprzednie bardzo mi się podobał. Coraz więcej pytań, a tak mało odpowiedzi.. robi się coraz ciekawiej :)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, więc już zabieram się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Mia LOG