W
poprzednim rozdziale:
– Wracałam
z pracy i dostałam telefon z komisariatu. Zatrzymali ojca za bójkę.
– CO!
Sądziła,
że się przesłyszała. Bójka?
– To
prawda, ale jest coś jeszcze. Maju, wiesz, o czym on nam nie mówił?
Rozdział
7
...wszystko,
co działo się w jej życiu...
Rudowłosa
czuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Słowa docierały
do niej z pewnym opóźnieniem. Po zrzuceniu takiej bomby
informacyjnej nie mogła się otrząsnąć.
– Od
tygodni normalnie wychodził do pracy, prawda? – mówiła mama
podniesionym głosem. Była na granicy wytrzymałości, czerwony
rumieniec pokrył jej szyję i policzki – Oszukiwał nas.
– Jak
to? Przecież...
– Po
prostu wychodził. Ot tak! Nie mam zielonego pojęcia gdzie, ale na
komisariacie się przyznał... zresztą nie miał wyboru –
parsknęła.
Maja
potarła dłonią czoło. Nie wiedziała, co się dzieje.
– Może
powiedz, jak się to zaczęło – poprosiła.
Małgorzata
westchnęła, starając się uspokoić.
– Miałam
właśnie wychodzić z pracy, gdy zadzwonił do mnie telefon. Dzwonił
komendant. Powiedział, że ojciec jest na komisariacie i chce, abym
przyjechała na miejsce, bo ma pytania. Co mogłam zrobić? No
oczywiście pojechałam na miejsce. Tam ojciec spity, prawie nie
kontaktował ze światem, zalany krwią, a ciuchy miał rozdarte.
– I
czego się dowiedziałaś?
– Mieli
do mnie pytania. Co ojciec ostatnio robił, gdzie bywał.
Odpowiedziałam, że po prostu chodził do pracy, a oni mi na to, że
już od miesiąca nie pracuje.
– Nic
więcej? – dopytywała dziewczyna. Musiała się więcej dowiedzieć
i to jak najszybciej.
– Daj
mi dokończyć! W każdym razie dowiedziałam się, że ojciec przez
ten czas musiał się znaleźć w towarzystwie paru kolegów.
Pożyczał kasę, by utrzymać w tajemnicy przed nami, że nie
pracuje, aż w końcu przyszła kryska na Matyska. Nie oddawał, bo
nie miał skąd, więc obili mu mordę, a on oddał. Tylko jest
problem. Z tego, co powiedział mi komendant, to nie on jest ofiarą.
Ponoć podjudzał tamtych. Idiota – skwitowała jednym słowem pani
Dębkiewicz. Wyglądała na zmęczoną. Zamilkła, by złapać
oddech.
Maja
przypatrywała się jej uważnie. Czasami więcej niż ze słów,
mogła czytać z gestów, jakie wykonywano w jej otoczeniu. Tym razem
stety lub niestety mama Mai była nader oszczędna w gestach, tak
jakby wszystkie kończyny przyczepiły się do tułowia.
– I
co teraz? – spytała.
– Nie
wiem. Na razie jest na izbie wytrzeźwień, nie ma jakiś większych
obrażeń, więc przynajmniej nic się nie stało. Zostanie tam na
dwa dni, tylko przez to pobicie.
Milczały
przez dłuższą chwilę. Cisza ta była zbyt rzeczywista, namacalna.
Wisiała w powietrzu, gęstniała.
– Muszę
jeszcze przejrzeć notatki z pracy – powiedziała w końcu mama.
Wstała z krzesła tak, że aż strzykało jej w kolanie. – Jutro
prawdopodobnie wrócę później do domu.
Córka
tylko spojrzała na jej plecy. Znowu szła do swojego gabinetu,
kolejne drzwi były zamykane tuż przed jej nosem. W jej domu było
zdecydowanie zbyt dużo tajemnic.
Następnego
ranka obudziła się z bólem głowy, przez co wzięła jedną
tabletkę paracetamolu. Powieki ciążyły, ruchy były ospałe.
Mechanicznie wykonywała ruchy. Nawet, gdy już wyszła z mieszkania,
chłodne powietrze nie pomogło jej się wybudzić.
Poszła
spać późno. Przez cały wieczór rozmyślała o tym, co się
stało.
W
końcu, dlaczego ojciec miał przed nimi tajemnice? Oczywisty był
fakt, że nie układało się mu z mamą, a ona była raczej jedynym
mostem, który ich ze sobą łączył. To nie było idealne
małżeństwo. Dziewczyna nigdy się nie odważyła zapytać matki,
czy tak w ogóle to ona kocha swojego męża... Czy w ogóle kiedyś
kochała?
Może,
gdy tata wróci, to porozmawia z nami? – pomyślała Maja, po
chwili jednak zmieniał zdanie. – Raczej będzie unikał tego
tematu, aż znowu wybuchnie kłótnia. Wtedy oczywiście sięgnie po
kieliszek i koło się zamknie.
Doprawdy,
żałosne.
Dotarła
do szkoły dość szybko, przez co miała stosunkowo dużo czasu do
pierwszej lekcji. Wstąpiła więc do biblioteki.
– Dzień
dobry, pani Haniu – powiedziała uprzejmie do bibliotekarki
siedzącej przed biurkiem, która inwentaryzowała książki.
– Cześć,
Maju.
Pani
Hania była dość młodą bibliotekarką. Zaczęła pracę w ich
szkole, gdy Maja sama zaczęła się w niej uczyć. Była dość
niską kobietą o długich brązowych włosach z blond pasemkami. Nie
była stereotypową bibliotekarką.
Organizowała
mnóstwo imprez w szkole, promowała czytanie, umiejętnie kierowała
uczniami, by częściej wpadali do biblioteki. Była otwarta na
propozycje, co było skrzętnie wykorzystywane, jak na przykład
wtedy, gdy padł pomysł nocy filmowej.
To
był świetnie spędzony czas i nikt nie mógł temu zaprzeczyć.
– Kupiła
pani coś nowego? – spytała rudowłosa.
– Tak,
ostatnio wypatrzyłam ciekawe książki i uznałam, że niektórym na
pewno się spodobają. Co prawda nie są nowe, ale nie mamy ich
jeszcze na półkach, więc nadrabiam zaległości – uśmiechnęła
się.
Dębkiewicz
rzuciła okiem na stosik tomiszczy. Złodziejka książek,
Posłaniec, Norwegian Wood, trylogia Millenium i jeszcze
jakieś książki fantastyczne. Kojarzyła tytuły, już kiedyś
czytała książki Marcusa Zursaca, a o Millenium opowiadała kiedyś
jej nauczycielka matematyki.
– Wygląda
ciekawie.
– A
chcesz coś wypożyczyć? Szybko wpisze w system i będziesz mogła
zabrać.
– Hmm...
Może tą – wskazała na Szklany Tron. Czytała ostatnio w
internecie recenzje o tej książce i wydała się jej ciekawa.
– O!
Ta już jest wpisana – pani Hania wpisała imię i nazwisko
dziewczyny, po czym przybliżyła naklejkę z kodem do czytnika –
Potem powiesz mi czy ci się podobała.
– Jasne,
nie ma sprawy – Maja uśmiechnęła się. Chociaż naprawdę nie
miała dobrego humoru, to wiedziała, że lepiej jest udawać niż
gdyby ludzie mieli z tego powodu pytać, co się stało.
Pogadały
jeszcze przez chwilę o książkach. Uczennica zaproponowała jeszcze
parę tytułów, które mogłyby pojawić się w następnym miesiącu
na Gorącej Liście, jak to nazywała pani Hania listę, na której
uczniowie wpisywali swoje książki.
Zerknąwszy
na zegarek wiszący nad drzwiami, dziewczyna stwierdziła, że
wypadałoby iść i poczekać pod salą na nauczycielkę. Pożegnała
się i wyszła.
Na
korytarzu było już więcej osób. Był Michał wraz z Tomkiem i
Antkiem. Kinga i Sandra, które siedziały na końcu ławy. Maja
niepewna co zrobić usiadła niedaleko nich. Dziewczyny raptownie
zamilkły, a gdy Maja nic nie powiedziała, kontynuowały rozmowę.
Kiedyś
trzeba będzie wyciągnąć dłoń na zgodę. To nie będzie zbyt
długo trwało. Góra tydzień – stwierdziła
rudowłosa. – Może nawet postaram się już dzisiaj to
zakończyć, stanowczo za bardzo mnie to męczy.
Na
razie nic nie robiła. Do dzwonka pozostało stanowczo zbyt mało
czasu, by mogła coś ugrać. W tym czasie zerknęła do zeszytu do
polskiego. W najbliższym czasie miała być kartkówka, a
przynajmniej tym groziła im pani Cybulska. Może ta kłótnia da
chociaż tyle, że dobrze napisze wszelkie prace pisemne?
Rudowłosa
skupiła się na notatkach. Omawiali jeden z wierszy Barańczaka,
który był jednym z jej ulubionych autorów. Kiedyś na jednym
spotkaniu w bibliotece spotkała jego siostrę Małgorzatę
Musierowicz – autorkę słynnej Jeżycjady.
Nie
wiedząc, kiedy zadzwonił dzwonek. Jego wysokie dźwięki uderzyły
w uszy uczniów, pozostawiając po sobie swego rodzaju echo w głowie.
Niecałe
dwie minuty później przed salą pojawiła się pani Cybulska. Maja
niespecjalnie lubiła ich nauczycielkę od polskiego. Od biedy nie
była zła, ale jak przychodziło co do czego, potrafiła uczniom
zaleźć za skórę swoim ciętym językiem.
Potrafiła
besztać za jakąkolwiek błahostkę. Nieodpowiedni według niej
strój, który, co gorsza mógł być jeszcze pogięty. Bądź co
bądź umiała jednak tłumaczyć i pod tym względem była
fantastyczna.
Maja
weszła do sali i usiadła na swoim miejscu – w przedostatniej
ławce przy oknie. Normalnie siedziałaby z Sandrą, ale ta usiadła
wraz z Kingą rząd obok.
Po
sprawdzeniu obecności pani Cybulska omówiła razem z nimi zadania
domowe, z jakimi mieli problem. Lekcja przebiegła dość spokojnie
bez żadnych zgrzytów, co było ewenementem na skalę światową.
Maja jeszcze przez chwilę była pewna, że ten dzień nie może być
aż tak okropny, skoro zaczął się tak dobrze u Cybulskiej.
Na
ostatniej lekcji coś zaczęło się dziać. Na początku przeszło
to zupełnie niezauważone. W pewnym momencie w klasie rozległy się
szepty. Dębkiewicz był zbyt zajęta czytaniem polecenia z ćwiczenia
czwartego, że prawie tego nie usłyszała, gdyby nie to, że
siedząca z tyłu Daria parsknęła śmiechem, jednocześnie kopiąc
ją w krzesło.
Dziewczyna
rozejrzała się, chcąc się dowiedzieć, o co wszystkim chodzi,
jednak niczego takiego nie zauważyła. Po prostu niektórzy
uczniowie mający na stole komórki prawdopodobnie przeglądający
facebooka, byli czymś zaskoczeni.
Pani
Niedziałkowska – nauczycielka matematyki była zajęta własnymi
sprawami i nie zwracała na nich uwagi. Podała parę zadań, które
mieli rozwiązać, a sama uzupełniała wykresy na zebranie, które
miało się niedługo odbyć.
Maja
wyciągnęła ostrożnie z kieszeni komórkę. Włączyła facebooka
i nie wiedziała czego się spodziewać. Co tak zadziałało na całą
klasę?
Odpowiedź
nadeszła po paru sekundach. Przewijała swoją tablicę, aż
natrafiła na post, który nie tak dawno, bo zaledwie dwadzieścia
minut temu udostępnił jej klasie Antek.
Była
to karykatura ich nauczycielki. Rudowłosa rzuciła okiem na autora
postu. Siedział rozwalony na krześle jak pan i władca tuż obok
Tomka. Zaraz przed nim siedział Michał wraz z Łukaszem. Widocznie
był aż tak głupi, że sądził, iż wiadomość o tym nie dotrze
do nauczycielki.
Antek
mimo tych szesnastu lat zachowywał się jak dziecko i w nosie miał
konsekwencje swoich czynów.
Po
lekcji matematyki co poniektórzy poszli do Antka pogratulować
rysunku. Chłopak cieszył się z tego, jak mały brzdąc po dostaniu
zabawki, co stanowiło dość komiczny widok. Maja jedynie pokręciła
głową z niedowierzaniem.
Nagle
po jej lewej stronie pojawiła się Sandra. Nieśmiało powiedziała:
– Wiem,
o czym myślisz, to żałosne.
Dziewczyna
nie mogła w to uwierzyć. Czyżby jej przyjaciółce minął ten
„foch”?
– Yhym
– potaknęła – Pewnie niedługo będzie miał kłopoty.
– Zamierzasz
ściągnąć go na ziemię?
– Nie,
raczej nie. Niech się cieszy. Na razie – na twarzy Mai pojawił
się sadystyczny uśmiech.
– W
sumie racja... Słuchaj – zaczęła Sadowska – przepraszam, że
tak na ciebie naskoczyłam. Po prostu byłam zdenerwowana tym, że
znowu nie możesz ze mną pójść.
Dębkiewicz
zamrugała oczami. Widocznie do Sandry powoli docierało, że to, co
robi, jest bezsensowne.
– Nie
masz za co przepraszać. Może pójdziemy gdzieś – zaproponowała
Maja. Jeżeli Sandra strzeliła tego focha z takiego, a nie innego
powodu to najlepszym lekiem na niego byłoby właśnie wspólne
wyjście.
– Jasne
– zgodziła się, od razu polepszył się jej humor.
Założyły
kurtki i wspólnie wyszły ze szkoły. Michał kiwnął jej głową
na pożegnanie, a sam jeszcze przez chwilę rozmawiał z kolegami z
drużyny.
– Tylko
wiesz, jestem głodna. Może wejdziemy gdzieś po drodze i sobie coś
kupię – poprosiła Sandra.
Dębkiewicz
nie namyślała się za długo, w końcu chciała się z nią
pogodzić, a w tym wypadku najlepiej będzie iść na rękę.
– Okej,
to nawet świetnie się składa, bo ostatnio znalazłam taką fajną
cukiernię. Drożdżówki są tam wspaniałe – zachwalała.
– I
gdzie to?
– Niedaleko.
W zasadzie to, w tamtym kierunku – wskazała na drogę, która
prowadziła za szkołę i dalej w lewo.
– Zdam
się na ciebie.
Dziewczyny
przez chwilę milczały. Rudowłosa prowadziła. Było to trochę
krępujące. Cicho westchnęła. Sandra jak widać, nie zamierzała
wyjść z żadną inicjatywą.
– Macie
już jakiś pomysł z Kingą na ten projekt z plastyki? – palnęła,
nie namyślając się. Dopiero po chwili zorientowała się, że
nawet ten temat nie jest zbyt dobry jak na łamanie lodów.
– Ekhem
– kaszlnęła Sadowska – Tak, rozmawiałyśmy o tym dzisiaj.
– Aha.
– A
ty...? Z kim jesteś?
– Z
Maćkiem, tylko on został wolny – Maja zadbała, aby w jej głosie
nie słychać było nutki wyrzutu.
– To
może nawet dobrze, macie do siebie bardzo blisko. Przynajmniej nie
będziecie musieli jechać pół miasta do drugiego jak ja z Kingą.
– Niby
tak. Mam tylko nadzieję, że się nie pozabijamy.
– Od
razu pozabijacie. Może to nawet wam wyjdzie na dobre. Czasami
jesteście nieznośni, a innym razem jesteście jak para drżących
się kotów.
– Przesadzasz.
My po prostu wyrażamy własne opinie... I się z nimi nie zgadzamy.
To, że wszystko przebiega dość burzliwie, nie klasyfikuje nas jako
„kotów”.
Sandra
pokręciła głową na znak dezaprobaty. Owszem kłóciły się z
Mają, może nawet ta ostatnia kłótnia wybuchła dość
nieoczekiwanie, bez wyraźnego powodu, ale naprawdę ją lubiła.
Tylko czasami nie potrafiła zrozumieć, jak jej przyjaciółka może
być tak ślepa i głucha na wszelkie znaki, wskazujące, że ona i
Maciek są sobie pisani.
Oczywiście
nie powiedziała tego na głos. Życie jej było jeszcze miłe.
Przeszły
spory kawałek, by dojść do uliczki, na jakiej jeszcze
przedwczorajszego dnia znalazła się Maja. Dziewczyna bez trudu
rozpoznała cukiernię. Teraz nie była już tak niezauważalna.
Gdy
weszły do pomieszczenia, w przejściu zadźwięczał dzwonek.
– Dzień
dobry – powiedziała Maja, uśmiechając się.
Kobieta,
która stała odwrócona, skierowała się do nich twarzą. Przez jej
oblicze przeleciała bliżej niezidentyfikowana emocja, jednak po
chwili została zastąpiona szczerym uśmiechem.
– Dzień
dobry. Jak widzę, poprzednia drożdżówka smakowała.
Rudowłosa
uśmiechnęła się i potaknęła.
– Owszem,
dlatego sprowadzam nowych klientów.
– Bardzo
dobrze, w czym mogę służyć?
Dziewczyny
rozejrzały się po smakołykach. Pączki kusiły swoim zapachem, tak
samo, jak świeże drożdżówki i kawałki ciasta. Wszystko
wyglądało apetycznie.
– Poprosimy
jednego pączka z marmoladą i jedną drożdżówkę z budyniem –
powiedziała zdecydowanie Maja.
– Doskonały
wybór – stwierdziła ekspedientka. Dopiero teraz Maja zauważyła
plakietkę z imieniem na lewej stronie jej fartucha. Na małym
kartoniku wydrukowane było imię Magdalena – Ze szkoły, prawda? –
zagaiła.
– Tak
– odparła Sandra, a w tym czasie Maja grzebała w plecaku, w
poszukiwaniu portmonetki.
– Płacicie
razem czy osobno?
– Osobno.
Pani
Magdalena najpierw skasowała pączek Sandry, a następnie smakołyk
dla Mai.
– Zgaduję,
że chodzicie do trzydziestki trójki, nadal w niej uczy pani
Kaczmarek?
– Tak,
jeszcze nie poszła na emeryturę, chodziła tam pani?
– Tak,
wtedy to była jeszcze podstawówka – sklepowa uśmiechnęła się
na wspomnienie dawnych lat. – To była ulubiona nauczycielka.
Przez
myśli dziewczyn przewinęło się jedno kluczowe pytanie. To ile
w końcu Kaczmarek ma lat?
– Hahaha,
wiem, co wam chodzi po głowach. Pani Helena dołączyła do szkoły,
w moim ostatnim roku nauki. Aż tak stara nie jest.
Maja
i Sandra zaczerwieniły się. Wzięły swoje zakupy i się pożegnały.
– Do
widzenia, proszę pani – powiedziała Maja. Pani Magdalena
uśmiechnęła się ciepło.
– Możesz
sprowadzać mi więcej klientów, nie obrażę się – zażartowała.
– Do widzenia.
Dziewczyny
wyszły na świeże powietrze.
Sandra
od razu wgryzła się w pączek.
– Hmm,
pycha. Dawno nie jadłam takiego dobrego – stwierdziła – Może
pójdziesz ze mną popatrzeć po sklepach?
Maja
wyciągnęła komórkę z kieszeni. Było już dziesięć po
trzeciej. Przemyślawszy krótko całą sytuację, stwierdziła, że
może poświęcić jeszcze chwilę Sadowskiej. Zgodziła się i razem
przeszły się po kilku najbliższych sklepach.
Dziewczyna
stwierdziła, że to był nawet przyjemnie spędzony czas.
Przynajmniej na chwilę mogła zapomnieć o sytuacji z ojcem.
Strasznie
łatwo dała się poddać prostej przyjemności robienia zakupów.
Kolorowe ubrania mamiły wzrok, odciągały uwagę od ważniejszych
rzeczy.
Tak
bardzo absorbowały, że Maja kompletnie zignorowała palące uczucie
na karku, tak jakby ktoś cały czas ją obserwował.
Kiedy
wróciła do domu, dochodziła czwarta. Pamiętając słowa mamy,
wiedziała, że nie ma jej w domu. Odgrzała sobie zupę i migiem
odrobiła lekcje, które w sumie nie były aż takie trudne.
W
głębi duszy wiedziała, że powinna się bardziej przyłożyć do
nauki, w końcu w tym roku czekały ją testy, a także wybór szkoły
ponadgimnazjalnej, jednak przez to wszystko, co działo się w jej
życiu, nie potrafiła się skupić na takiej przyziemnej czynności
bardziej niż to było konieczne.
Wzięła
pod rękę notatki skserowane w szkole i tym razem pamiętając o
komórce, wybrała się do Maćka.
– Dzień
dobry, Renato – powiedziała Maja, przywołując na twarz uśmiech.
W drzwiach ukazała się jej wysoka kobieta o śniadej cerze i
kruczoczarnych włosach.
– Cześć
Maju. Maciek jest w swoim pokoju, coś tam rysuje – powiedziała
wpuszczając ją do środka mieszkania.
– Mam
nadzieję, że to na projekt – westchnęła, zdejmując buty.
– Chcesz
coś do picia?
– Nie,
dziękuję.
Rudowłosa
skierowała swoje kroki do pokoju przyjaciela. Delikatnie zapukała
we framugę i otworzyła sobie drzwi. Jak widać, nic to nie dało,
bo chłopak miał założone na uszy słuchawki. Sam siedział tuż
przy biurku, tym razem ubrany w normalne ciuchy, a nie w piżamę.
Widocznie czuł się lepiej niż dzień wcześniej.
Na
twarzy dziewczyny wykwitł szatański uśmiech. Nawet nie starała
się iść cicho, tylko stanęła tuż obok niego. Pochyliła się
tak, by jej głowa była tuż obok niego i dmuchnęła mu w twarz,
jednocześnie szturchając palcem w ramię.
Maciek
wzdrygnął się i prawie spadł z krzesła.
– Jezu
Chryste! – krzyknął – Nigdy mi tak nie rób!
– Hahahaha,
cudowne uczucie – przyznała Maja i przycupnęła na skraju łóżka.
Czarnowłosy
zmierzył ją zabójczym spojrzeniem.
– Wiesz,
że jak zejdę na zawał, to sama będziesz musiała zająć się
projektem?
– Hmm
– westchnęła. – Nie pomyślałam o tym – wychyliła się
nieco do przodu, by zobaczyć, co Nowak rysuje, ale ten szybko
zgarnął rysunek i schował go.
– Nie
podglądaj – pouczył ją.
– Okej,
okej. Myślałam, że już coś robisz na plastykę –
usprawiedliwiła się – Masz już coś?
– Tak,
tak. Trochę o tym myślałem, jak wczoraj poszłaś do domu –
wyjął z szuflady biurka kartkę papieru. Maja zobaczyła, że jest
wypełniona drobnym i dość – jak na chłopaka – schludnym
pismem, Oparła łokcie na kolanach i patrzyła, co jest tam
napisane.
– I
co wymyśliłeś? Wiesz, że jestem tak plastycznie uzdolniona, jak
krowa.
– Przesadzasz,
nie jest aż tak tragicznie.
Maja
mruknęła z niedowierzaniem i przemilczała tę wypowiedź.
– To,
co masz?
– Ogólnie
tylko zarys. Miałem problem z tym, jak połączyć mój rysunek z
twoim śpiewem.
Dziewczyna
zarumieniła się, to wcale nie było jej hobby. Po prostu lubiła
śpiewać w wolnym czasie, chociaż nikt jakoś do tej pory nie
powiedział jej, że robi to dobrze.
– Zawsze
mogę zrobić coś innego – zaproponowała.
– Przestań,
naprawdę dobrze ci to idzie. Poza tym mam już pomysł i nie chcę
go zmieniać.
Pokrótce
wytłumaczył przyjaciółce swój plan. Polegał on mniej więcej na
tym, że postaraliby się narysować coś wspólnego z muzyką.
Rysunek sam w sobie byłby przekazaniem hobby Maćka, a to, co miał
przekazywać, byłoby pałeczką Mai. Oczywiście tutaj dochodziła
kwestia jakim sposobem to wykonać, ale najważniejszy był zarys.
– To
mogłoby się udać – powiedziała Maja, gdy Maciek skończył
opowiadać – Tylko trzeba będzie ustalić, kiedy będziemy co
robili.
– Mi
w sumie to obojętne. Zawsze nie mam co robić – uśmiechnął się.
– Mógłbyś
się przygotować na testy, to może zaważyć na dalsze trzy lata –
upomniała go rudowłosa. Ziewnęła, zasłaniając usta dłonią.
– Wiesz,
nie zależy mi – zaczął – ale to nie tak, że kompletnie to
ignoruję. Po prostu chciałbym...
Zarumienił
się lekko i wbił spojrzenie na ciemnoniebieską ścianę pokoju.
– Tak?
– Chciałbym
iść do liceum plastycznego – przyznał.
Maja
otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Wiedziała, że Maciek lubi
spędzać czas na rysowaniu, malowaniu i innych formach
artystycznych, ale kompletnie nie wiedziała, że zamierza robić coś
w tym kierunku.
– Oh,
nie spodziewałam się tego... Znaczy...
– Nie
musisz tego mówić – westchnął i oparł się o krzesło, tak że
zapiszczało – Moja mama nie bierze tego nawet pod uwagę.
Chciałaby, abym poszedł do jakiegoś dobrego liceum i zajął się
czymś poważnym.
Dziewczyna
omiotła go uważnym spojrzeniem. Widać było, że mu zależy i jest
pewny swojej decyzji.
– Według
mnie powinieneś robić to, co jest dla ciebie ważne. Coś, co
sprawia ci frajdę. Porozmawiaj z Renatą, sądzę, że powinna cię
w końcu zrozumieć – powiedziała.
– Taa,
dzięki.
Pomilczeli
przez chwilę. Nie było to jednak krępujące milczenie, tylko
takie, które zapada samoistnie po ciężkim temacie.
Maja
przesuwała palcem po wzorkach na pościeli Maćka.
– Mam
dla ciebie notatki z dzisiaj – podała mu zwitek kartek – Muszę
się zbierać. Wpadnę jeszcze jutro.
– Cześć
– pożegnał się, nadal zamyślony. Wstał, otworzył przed nią
drzwi. Wszystko to robił jednak machinalnie. Widać niepotrzebnie
zeszli na temat szkoły.
– Pa
– rzuciła Maja. – Do widzenia!
– Pa,
Maju – usłyszała głos pani Renaty z kuchni.
Wróciwszy
do domu, odkryła, że drzwi do mieszkania są otwarte, co znaczyło,
że mama wróciła już do domu. Weszła do domu i zamknęła drzwi.
Na wieszaku w korytarzu wisiał płaszcz, co potwierdziło jej
teorię.
Na
korytarzu usłyszała podniesiony głos matki, dobiegający z dużego
pokoju.
– ...będzie
tam jeszcze dzisiaj.
Dziewczyna
zdecydowała, że nie będzie przeszkadzać w rozmowie. Z ciekawości
podsłuchała rozmowę, gdyż zorientowała się, że mama mówi o
ojcu.
Nie
wiedząc czemu przylgnęła do ściany. Widocznie jest to jakiś
odruch podsłuchiwacza – pomyślała z rozbawieniem.
– Wiem
o tym. Muszę coś zrobić – przerwała na chwilę Małgorzata.
Widocznie słuchała, jak ktoś coś mówi po drugiej stronie. –
Ona nic nie wie. Myślałam, żeby powiedzieć jej to trochę
później. Na razie nikogo nie spotkałam, a jesteśmy tutaj już
dwanaście lat!
Maja
zmarszczyła czoło w zamyśleniu. Jakie dwanaście lat? Z kim
rozmawiała jej mama?
– Jutro
do ciebie przyjadę. Musimy o tym porozmawiać, zanim Filip wróci.
Jeżeli on się dowie, to mogę się pożegnać ze wszystkim. Do tej
pory się nie zorientował, że nie jest jego.
Rudowłosa
zacisnęła dłoń na kancie szafy stojącej obok niej.
Kto
nie był kim dla jej ojca? Co tu się do cholery wyprawiało?
– Muszę
kończyć, Maja za chwilę wróci. Jakby co jestem pod telefonem –
Maja usłyszała, jak mama odkłada komórkę na stół.
Serce
zakołatało głośno w jej piersi. Po cichu wycofała się do drzwi
wejściowych. Otworzyła delikatnie drzwi, po czym głośno je
zamknęła.
– Cześć,
mamo! – krzyknęła, starając się brzmieć normalnie.
– Hej
– odkrzyknęła. Wyszła z pokoju. Wyglądała całkowicie
zwyczajnie, tak jakby przed chwilą nie odbyła tajemniczej rozmowy.
– Byłaś u Maćka?
– Tak,
musiałam mu dać lekcje – powiedziała Maja. Czuła się trochę
niespokojnie.
– Chory,
tak? Coś poważniejszego czy zwykłe przeziębienie? – spytała z
zainteresowaniem Małgorzata. – Jadłaś coś?
– Grypa.
Tak, odgrzałam sobie zupę. Pójdę jeszcze zrobić resztę zadania
domowego – wykręciła się. Założyła kosmyk włosów za ucho.
– Okej,
to ja zajmę się sobą.
Dziewczyna
przez chwilę się wahała, ale po chwili spytała.
– Mamo,
masz jakieś wiadomości o tacie?
Pani
Dębkiewicz odwróciła się w jej stronę. Wykrzywiła twarz w
grymasie ni to smutku, ni to złości.
– Nie.
Wraca jutro, pamiętasz? Sam wszystko ci powie... Nam – poprawiła
się.
Maja
westchnęła głęboko i poszła do swojego pokoju. Musiała się
zastanowić.
Po
pierwsze – pomyślała przed snem Maja – muszę zastanowić
się, co zrobić jutro. Muszę się dowiedzieć, co się dzieje z
tatą. Dlaczego doprowadził do tego całego gówna.
Po
drugie zostaje jeszcze kwestia tej rozmowy sprzed chwili. Stanowczo
za dużo tajemnic jest w naszej rodzinie. Zbyt mało wiem.
Maja
uświadomiła sobie w tym dniu parę rzeczy.
Na
dobrą sprawę nie wiedziała nic o rodzicach. Gdzie się spotkali,
jak się zaręczyli? Nie miała kontaktów z resztą rodziny. Owszem
sporadycznie widywali się z bratem ojca, ale przez kłótnie, które
wybuchały między rodzeństwem, wszelkie kontakty były utrudnione.
Ostatnio spotkali się na jej komunii.
O
dziadkach nic nie wiedziała. Ojciec kompletnie o nich nie wspominał,
tak samo, jak wujek Tomek. Z kolei mama zawsze zmieniała temat, gdy
Maja pytała o babcie lub dziadka.
O
ile cokolwiek wiedziała o rodzinie po stronie taty, o mamie nic nie
wiedziała. Zupełnie jakby jej życie zaczęło się z chwilą
założenia przez nią rodziny.
Nie
mówiła, gdzie się uczyła, jakich miała znajomych ze szkoły.
Nic, po prostu nic.
Mała
myśl zaczęła się tlić w głowie rudowłosej. Jakoś nigdy nie
grzebała w dokumentach znajdujących się w pokoju rodziców, ale
chyba nadeszła na to odpowiednia pora. Niektóre rzeczy powinny
wyjść na jaw. Niektóre tajemnice powinny ujrzeć światło
dzienne.
W
końcu to naturalna rzecz: chęć wiedzy o swoich przodkach. To
nic złego.
Z
tym postanowieniem poszła spać. Musiała nabrać sił, ponieważ
jutro będzie miała dużo pracy.
W
tym samym czasie pod budynkiem, w którym mieszkała rodzina
Dębkiewiczów czujne oko osiedlowego kota wyłapało postać stojącą
w cieniu drzew.
Postać
ubrana w dużą może nawet za dużą, ciemną kurtkę wydawała się
bezkształtna i bezpłciowa. Kot ostrożnie powąchał powietrze,
które go otaczało.
Nie
wyczuł nic nienaturalnego. Uniósł dumnie ogon i przebiegł przez
ulicę, by dotrzeć do tajemniczej osoby. W końcu może miałaby coś
dla tej małej przybłędy?
Zmrużył
oczy i uniósł główkę do góry. Oparł łapkę o nogę postaci. W
ciszy wieczoru rozległo się miauknięcie.
– Co
jest, kotku? – usłyszał głos. Był całkiem przyjemny dla
kociego ucha, tak samo, jak dłoń, która drapała go za wyżej
wymienioną częścią ciała. – Jak chcesz, możemy razem
popatrzeć.
Kot,
jak to zwierzę chodzące swoimi drogami po kilkuminutowej dawce
pieszczot, wyrwał się z uścisku i spadł na ziemię. Oczywiście
na cztery łapy.
– Może
masz rację, wiem już wystarczająco dużo – powiedziała postać.
Z westchnieniem ruszyła się spod bloku.
Małe
zwierzątko miauknęło i pobiegło za nią.
Persona
odwróciła się w jego stronę.
– Spodobało
ci się? No dobra chodź tutaj.
Wzięła
stworzonko na ręce i skręcili w jedną z bocznych uliczek.
Rozdział jak wszystkie poprzednie bardzo mi się podobał. Coraz więcej pytań, a tak mało odpowiedzi.. robi się coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, więc już zabieram się za czytanie!