Rozdział
9
[…]
wszystkim się przejmuję [...]
Maja
była ciekawą istotą, co jak sama kiedyś stwierdziła,
zagwarantowało jej miejsce w piekle. Z każdym stopniem tego
pierwotnego instynktu, który pcha do odkryć, schodziła coraz
niżej. Tym razem nie było inaczej. Czekała na upragniony dzwonek,
obwieszczający koniec lekcji. Gdyby nie to, że pani Niedziałkowska
dość restrykcyjnie przestrzegała regulaminu, wyciągnęłaby
komórkę i sprawdziła już teraz, o co chodziło Sandrze, ale
miała jeszcze trochę rozumu w głowie, by się powstrzymać.
Tym
razem ten niezwykle irytujący dźwięk dzwonka był dla jej uszu
przyjemny. Oznaczał odpowiedź na kolejne pytanie, które podłożyło
jej kłodę pod nogi.
– Aleś
ty się zapaliła – skomentowała to Sandra.
– Trzeba
było mi nic nie mówić w czasie lekcji – powiedziała Maja,
wyciągając z kieszeni dżinsów swoją już nieco wysłużoną
komórkę. Pochwaliła siebie w myślach, że nie wylogowała się
ostatniego razu z facebooka, więc nie straciła dodatkowych sekund.
– Na
głównej u siebie, na grupie, czacie? – pytała.
– Na
grupie, jeszcze aż tak nie skretyniał. Chyba – dodała po
zastanowieniu.
Wystarczyła
dziewczynie minuta, by zorientować się, co się stało.
– Och
– wyrwało się z jej ust.
To
zdecydowanie zaliczało się do rzeczy żenujących i dobijających
jednocześnie. Antek nawet nie starał się, by kolaż wyglądał
przyzwoicie.
Post
udostępniony przez jej znajomego był niczym innym jak screenem z
filmu, którego bliżej nie znała. Było na nim widać dwie
chłopięce postacie, z czego jedna miała doklejoną twarz Michała.
Może i nie byłoby to nic dziwnego albo trochę śmiesznego, gdyby
nie to, że tych dwóch chłopców się ze sobą całowało, a pod
całym postem widać było jedno zdanie, które wyrażało więcej
niż sam kolaż.
I
tak oto największa tajemnica Michasia została wydana.
– To
jest mega żałosne – stwierdziła Sandra. – Mało kto wierzy w
to, co wymyślił Antek, ale Michał od piątku w ogóle się do
nikogo nie odzywa.
– Więc...
Więc nikt w to nie wierzy? – spytała z niedowierzaniem Maja.
Trochę jej ulżyło. Z dwojga złego lepiej by było, gdyby
wszyscy uznali to za bujdę. Może tylko ona tak naprawdę domyśliła
się, co dokładniej siedzi w głowie Michała.
– Tak,
oczywiście! Wiemy, jaki jest Cieślak. To debil, który lubi się
bawić kosztem innych...
– Hej,
co się stało? Kto jest debilem? – podszedł do nich Maciek wraz z
Łukaszem, który puścił oko do Sandry. Ta jedynie uśmiechnęła
się pod nosem. Z tego, co mówiła Mai, była zainteresowana
Łukaszem, ale nie wiedziała, co dalej z tym robić. Jak na tak
pewną siebie dziewczynę, zaskakująco szybko traciła rezon przy
chłopakach, którzy się jej podobali.
– Antek
– odparła lakonicznie Maja. – Słyszałeś o tym, co się stało?
– Hmm...
Tak. Zdecydowanie mu się nudzi, a Michał się tym przejął. Jak
zwykle zresztą.
Rudowłosa
westchnęła. Skoro wszyscy uznali to za żart, a i sam prowodyr
jakoś nie brał na poważnie swojego żartu. Zdecydowanie nie
wiedział, że trafił w sedno. Jedynie Górecki wyciągnął z tego
błędne wnioski.
– Może
– odpowiedziała tajemniczo.
– A
właśnie – wtrącił Łukasz – jak tam wam idzie z projektem na
plastykę?
Dębkiewicz
spojrzała na Maćka, lekko zdziwiona, że ten nie mówił o tym
swojemu kumplowi. Ten jedynie wzruszył ramionami.
– Jak
krew z nosa. Na razie tylko planujemy.
– To
i tak więcej niż ja z Kingą – stwierdziła Sandra. – Jak tylko
chcemy zacząć nad tym pracować, to zaczynamy plotkować albo robić
cokolwiek, byleby nie ten projekt.
– Bo
wy macie o czym gadać.
– No
teraz to czuję się urażony, doprawdy. Ostatnio tak nie mówiłaś
– Nowak uśmiechnął się złośliwie.
Maja
poczuła jak zdradziecki rumieniec, pcha się na jej policzki.
– Nie
irytuj mnie.
– Sandro,
widzisz to? – spytał blondynkę Łukasz, łapiąc pod rękę,
korzystając z jej zaskoczenia.
Ta
spuściła oczy na ich dłonie, trochę zażenowana.
– Hmm?
– Kłócą
się jak małżeństwo – powiedział zdecydowanie. – Może damy
im sekundkę, bo tak się złożyło, że chcę z tobą porozmawiać.
– Łukasz,
ty też mnie nie denerwuj! – zbeształa chłopaka rudowłosa. Po
chwili przypomniała sobie, że nadal ma włączony internet w
komórce, więc go wyłączyła. Obserwowała razem z Maciejem, jak
Sandra wraz z Łukaszą szepczą coś do siebie.
– Jak
sądzisz, ile im to zajmie? – spytał Maję czarnowłosy.
– Góra
dwa dni. Sandra jest szybka, oczywiście bez skojarzeń. Ciekawszą
kwestią jest, ile ze sobą będą?
– Tego
ci nie powiem – Nowak oparł się o ścianę i spojrzał na Maję z
zaciekawieniem. – Czemu się tak zainteresowałaś tym, co zrobił
Antek?
Dziewczyna
nieświadomie przygryzła wargę. Szybko wymyśliła jakąś wymówkę.
– Po
prostu. Michał, tak jak sam wcześniej powiedziałeś, wszystkim się
przejmuje. Martwię się.
Chłopak
uniósł brew na znak zdziwienia.
– Jakoś
w to nie wierzę.
– Trudno.
– To
tak mówiąc o tym projekcie, masz jeszcze jakieś pomysły. Albo
czas. Musimy go zacząć robić.
– Wiem,
wiem. Mnie też chce się to jak najszybciej skończyć – Maja
westchnęła. – Jestem zmęczona.
– Czym?
Przecież na dobrą sprawę szkoła dopiero co się zaczęła.
– Nie
wiem – dziewczyna objęła się ramionami. – Chyba zaczęła się
u mnie zimowa chandra.
– Jakoś
nie jestem do tego przekonany.
– Nie
znasz się – dźgnęła kolegę. – Powinieneś mi współczuć...
czy coś.
Czarnowłosy
zrobił przepraszającą minę.
– Nie
ma czego. Każdy tak ma – wskazał na wracającą do nich Sandrę –
no może oprócz niej i Łukasza. Zimowe skowronki.
– Słabe
porównanie – zauważyła. – No i co powiedział? – spytała
przyjaciółkę. Ta tylko spojrzała na Macieja, a ten zrozumiawszy
to, zmył się w mgnieniu oka.
– Okej,
pora na babskie ploteczki. Czego chciał Łukasz?
– Och,
no wiesz – Sandra zarumieniła się po czubki uszu. –
Zaproponował randkę.
– No
nareszcie. Chodziliście wokół siebie już zdecydowanie za długo.
Przecież tygodniami opowiadałaś mi o tym spotkaniu po rozpoczęciu.
Maja
objęła ramieniem koleżankę.
– To
teraz musisz mi obiecać, że po wszystkim opowiesz mi, jak było.
– Jasne
– powiedziała Sandra. – Ale bez przesady. Poza tym wiesz co?
– Hmm?
– Miał
mnie zaprosić już od pewnego czasu.
– No
co ty – zironizowała Maja. – Nie zauważyłam. Więc co się
stało, że zrobił to dzisiaj?
Sandra
uśmiechnęła się nieco złośliwie. Oczami wyobraźni rudowłosa
widziała różki wystające zza blond włosów.
– Jak
to powiedział: „Skoro Maja i Maciek mają teraz te swoje spotkania
do projektu, to prawie tak, jakby się ze sobą spiknęli, co nie?
Może też się ze mną spotkaj”.
Rumieniec
rozlał się na twarzy Dębkiewicz.
– Zabiję
go, przepraszam, ale twoja randka będzie musiała zostać odwołana
z powodu pogrzebu.
Blondynka
roześmiała się serdecznie.
– Ale
to prawda.
– I
ty Brutusie! – jęknęła Maja. – Wszyscy się upieracie... nie
to złe słowo, wszyscy mnie z Maćkiem parujecie. To męczące, że
muszę się powtarzać.
Sandra
spojrzała na nią z powątpieniem. Ona, Maja, Maciej oraz Laura
chodzili do jednej klasy w podstawówce. Wiedziała doskonale, o czym
mówi jej przyjaciółka. Znały się w końcu już spory czas,
chociaż ich znajomość rozwinęła się dopiero podczas ostatniego
roku w podstawówce, kiedy to okazało się, że obie planują iść
do tej samej szkoły.
Już
chciała jakoś skomentować, powiedzieć cokolwiek na temat, ale
stwierdziła, że już lepiej będzie nie drażnić Mai.
– Widocznie
są ku temu powody – powiedziała blondynka, gdyż stwierdziła, że
to krótkie zdanie nie spowoduje żadnej kłótni.
– No
ja nie wiem, gdzie by miały być.
– Dobrze,
dobrze. Chodź. Jeszcze musimy powtórzyć wiadomości przed
geografią – wymigała się Sandra.
– Niech
ci będzie – westchnęła ciężko rudowłosa. – I, nawiasem
mówiąc, kiepska zmiana tematu.
Sandra
uśmiechnęła się i szturchnęła ręką ramię koleżanki.
– Wiem,
ale to już jakiś krok naprzód. Uczę się od najlepszych.
Roześmiały
się zgodnie i poszły pod jedną z sal.
Przez
cały dzień szkolny Maja bacznie obserwowała całą klasę. Wszyscy
byli spokojni, zrelaksowani, oczywiście jak bardzo pozwalała na to
kartkówka z historii, ale i to nie zburzyło swoistej sielanki, jaka
panowała między wszystkimi. Antek był w wyśmienitym humorze i
cały dzień puszył się jak paw z powodu swoich „żarcików”.
Każdy machał na to ręką, traktując to z dozą politowania i
rozbawienia, chociaż większość dziewczyn martwiła się
nieobecnością Michała. One jako jedyne, posiadające dozę empatii
troszczyły się o dobro klasy, które mogło zostać naruszone przed
jeden szczeniacki wybryk.
Po
zakończonych lekcjach przyszło jej do głowy, by odwiedzić
Michała. W końcu trzeba było go uświadomić, że nie powinien się
przejmować, tym co się stało.
Z
drugiej strony coś w niej buntowało się, że to jak zwykle ona
musi coś robić, by łagodzić sytuacje. Mogłaby zamknąć oczy i
udawać, że o niczym nie wiedziała, ale sumienie nie dałoby jej
żyć.
– Kiedyś
przez nie umrę – powiedziała pod nosem.
O
miejscu zamieszkania chłopaka dowiedziała się od Tomka. W końcu
wiedziała, że się przyjaźnią, więc na pewno musiał u niego
bywać.
Okazało
się, że Górecki mieszka w jednej z kamienic w pobliżu centrum
miasta, więc nie miała problemów z dojazdem. Gorzej z zatłoczeniem
w transporcie publicznym. Ludzie w tramwajach okazali się niezwykle
irytujący. I jeszcze te bilety były tak drogie, nawet te ulgowe.
Nie bez powodu wolała chodzić pieszo. Niezwykle mocno denerwowały
ją starsze babcie, które wręcz polowały na wolne miejsce z
niezwykłą nieustępliwością. O mały włos jej noga, gdyby nie w
porę odsunięta, ucierpiałaby przez wózek z zakupami jakiejś
starszej kobieciny, która śpieszyła się do miejsca tuż obok Mai.
Gdy
dotarła na miejsce budynek, który zobaczyła, sprawiał naprawdę
miłe wrażenie. Główna brama prowadząca do klatki schodowej była
otwarta, gdyż ktoś wnosił meble do mieszkania. Weszła na drugie
piętro.
Ile
to było? Numer 13? Poszukała wzrokiem odpowiedniej cyfry
na drzwiach.
Delikatnie
zapukała do drzwi. Zza nich dobiegał dźwięk szurania stóp. W
przerwie między drzwiami a futryną pojawiła się głowa Michała.
Policzki były niezdrowo białe, oczy szkliste, jakby po
nieprzespanej nocy, a włosy w nieładzie, który nie miał prawa
zostać nazwany artystycznym.
– Cześć
– przywitała się Maja, przestępując z nogi na nogę.
– Hej
– wymamrotał chłopak.
– Mogę
wejść?
Rudowłosy
przyjrzał się jej uważnie, po czym wzruszył ramionami i otworzył
szerzej drzwi.
– Wchodź.
Dziewczyna
weszła do środka. Mieszkanie wydawało się przytulne, choć
skromnie urządzone w swojskim klimacie. Gdzieniegdzie na ścianach
wisiały makatki z przeróżnymi wyszywanymi wizerunkami zwierząt.
– Ładne
mieszkanie – zauważyła Dębkiewicz.
– Dzięki.
Chcesz coś do picia?
Chłopak
zaprowadził ją do swojego pokoju. Z racji tego, iż miała już
jakiś materiał porównawczy, mogła powiedzieć, że Michał dbał
o swoje cztery ściany nadzwyczaj dobrze, jak na nastoletniego
chłopca. Wystrój pokoju był podobny do Maćkowatego, chociaż
rudowłosy bardziej pasjonował się koszykówką, co było widać w
plakatach wiszących na tablicy korkowej
– Nie,
dzięki. Ja tu w zasadzie przyszłam tylko na chwilę.
– Nie
musisz nic mówić – Michał unikał wzorku Mai. Dziewczyna tylko
rozpięła kurtkę, gdyż nie chciała zbyt długo siedzieć u
kolegi, a było jej trochę duszno. Odchrząknęła głośno i
zaczęła mówić.
– Michał...
Dopiero dzisiaj w szkole dowiedziałam się, co się stało...
– Yhym,
nie wątpię – przerwał ironicznym tonem. – Pewnie jestem
tematem numer jeden. Michałek Pedałek, klasowy gej. Powiedz,
proszę, jak jestem teraz nazywany?
– Właśnie,
że nie. Wszyscy myślą, że to jest żart. Nikt tego nie wziął na
serio. Sama wątpię, czy Antek byłby na tyle sprytny, żeby
domyślić się, iż trafił w sedno.
Chłopak
otworzył szerzej oczy z zaskoczeniem.
– Myślałem...
– Myślałeś,
że jesteś pępkiem świata – powiedziała ze złością Maja.
Chłopak
lekko się zarumienił.
– No
bez przesady. Ja po prostu nie wiedziałem, co myśleć. Jak byś się
zachowała na moim miejscu?
Dziewczyna
zastanowiła się przez chwilę. Z pewnością na początku byłaby w
szoku, ale potem na pewno napisałaby cokolwiek. Obróciła wszystko
w żart, wyśmiała głupotę autora, odwróciłaby kota ogonem, by
wyjść z tego obronną ręką... No ale ona to ona, a Michał to
Michał.
– Inaczej,
ale cóż – przerwała na chwilę – przepraszam, może trochę za
bardzo naskoczyłam. Chciałabym po prostu, w sumie nawet nie tylko
ja, żebyś się nie przejmował. Bo bierzesz to na serio, a nikt
oprócz mnie, przynajmniej tak uważam, o tym nie wie.
Górecki
zmarszczył lekko brwi i westchnął.
– Może
masz rację – przyznał. – Może przesadzam. Nie wiem, co o tym
myśleć – powtórzył.
– Dlatego
przyjdź jutro normalnie do szkoły. Gdybym ja nie przyszła, to
pewnie zrobiłby to Tomek, a jakoś tak sądziłam, że możesz
chcieć z nim rozmawiać.
Michał
zarumienił się lekko. Widać było, iż mu ulżyło. Bardzo mu
zależało na tym, by jego tajemnica, oczywiście o ile tak można
było nazwać jego orientację, wyszła na jaw.
– To
oczywiste. – westchnął. – I tak miałem jutro przyjść. Moja
mama i tak nie wierzyła mi w to, że źle się czułem.
Dziewczyna
spojrzała na niego z troską.
– Wiesz,
tak sobie myślę, że może, ale nie obraź się, mógłbyś
skorzystać z okazji i wiesz... Zrobić comming out?
Rudowłosy
parsknął krótkim śmiechem.
– Nie
jestem jakiś gwiazdorem filmowym, żeby coś takiego robić, wiesz?
Poza tym... Mam szesnaście lat. To nic nie znaczy. Może to tylko...
Maja
tylko przewróciła oczyma.
– Tylko
nie mów „chwilowa fascynacja”? Proszę cię, to brzmi jak cytat
z jednego z tych poradników, co rozdają na mieście faceci, którzy
mają ten swój gejradar.
– A
ty to wiesz, gdyż? – zainteresował się Górecki.
– Słyszałam,
jak ktoś czyta to gówno na głos, okropność. A skoro i ty to
znasz, to znaczy, że wytropili cię.
– Skoro
mają, jak ty to mówisz: „gejradar”...?
– Czyli
to nie może być „fascynacja”.
– Może
przestaniemy używać cudzysłowu?
– Nie
zmieniaj tematu, kiedy wiesz, że to ja mam rację – sparowała
Maja.
– Okej.
W takim razie odpowiedzią na twoje wcześniejsze pytanie jest
stanowcze nie.
– Jak
chcesz, ja tylko chcę pomóc.
– Właśnie
widzę, serio, nawet doceniam, ale to mój problem i muszę sobie z
nim poradzić – powiedział chłopak.
Rudowłosa
westchnęła lekko.
– Skoro
tak twierdzisz. W razie czego zawsze służę pomocą.
– Jasna
sprawa.
– I
nawiązując do tej pomocy, to masz tutaj lekcje z dzisiaj – podała
chłopakowi plik kartek, spiętych dużym zielonym spinaczem.
Górecki
uniósł brew w zdziwieniu.
– Huh,
dzięki. Nie spodziewałem się.
– Tak
sądziłam, nie musisz dziękować – zironizowała.
– Nie,
to nie – chłopak zdobył się na blady uśmiech. – Na pewno nie
chcesz czegoś do picia?
– Nie,
dzięki. W sumie muszę już iść.
Zapięła
kurtkę i po pokoju rozległ się dźwięk zapinanego suwaka.
– Mam
nadzieję, że w czasie nocy nie stchórzysz i przyjdziesz jutro –
powiedziała.
Michał
jedynie wzruszył ramionami.
– Nie
mam innego wyjścia.
Przeszli
do korytarza, a chłopak usłużnie otworzył jej drzwi, co zauważyła
z lekkim uśmiechem.
– No
to do jutra.
– Na
razie.
Maja
wyszła z klatki. Podczas ich krótkiej rozmowy ktoś, kto się
wprowadzał wniósł już to, co musiał.
Wracając,
Maja rozmyślała nad całą rozmową. Miała nadzieję, że jej
kolega nie weźmie jej słów za złe i może ją posłucha. Po
prostu chciała jak najlepiej, a nigdy nie wiedziała, z jakimi
skutkami może się mierzyć.
Spojrzała
w niebo. Zasnute chmurami, tworzyło smętną aurę. Co się dziwić?
Listopad nadchodził wielkimi krokami, a wraz z nim zima. Koniec ze
słonecznymi dniami. Wcisnęła dłonie głęboko w kieszenie kurtki,
po raz kolejny przypominając sobie, żeby zainwestować powoli w
dobre rękawiczki.
Rozglądała
się po okolicy. Michał miał w pobliżu naprawdę wiele sklepów.
Żabka stała obok Lewiatana, który znajdował się niedaleko Chaty Polskiej. Ludzie kluczyli między tymi sklepami, polując za
okazją. Nad nimi wszystkimi górował świecący zielono-białym
światłem krzyż, który przypomniał Mai o jednej rzeczy.
Chciała
się dowiedzieć czegoś więcej o rzeczach, o których przeczytała
ze znalezionych dokumentów. Co prawda powinna wracać jak
najszybciej do domu, gdyż była u Michała nieco dłużej niż się
spodziewała, ale parę minut nikogo nie zbawiło.
Apteka
nie miała klientów, co odpowiadało Mai. Światło halogenowych
żarówek raziło po oczach, tak samo, jak czysta biel pomieszczenia.
– Dzień
dobry – przywitała się i podeszła do kontuaru.
Kobieta
stojąca po drugiej stronie uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
Wyglądała dość młodo i Maja oceniała, że może nawet nie
skończyła trzydziestki.
– Dzień
dobry. W czym mogę pomóc?
Maja
już wcześniej planowała od kogo popytać o informacje, które
znalazła i jakie znaleźć wymówki w razie, gdyby ktoś zadawał
pytania. Internet akurat w tym przypadku w niczym jej nie pomógł,
więc musiała zasięgnąć u innych źródeł.
– Nie
chciałabym niczego kupować, ale mam pewne pytania – zaczęła –
Wie pani, do szkoły. Tylko nie chciałabym w niczym przeszkadzać...
Kobieta
pokiwała głową w geście potwierdzenia.
– Nie
ma sprawy. Jak widać, nikogo o tej porze tutaj już nie ma, więc o
co chodzi?
– Robię
pracę na lepszą ocenę o środkach psychoaktywnych.
Aptekarka
uniosła brew, zdziwiona takim, a nie innym tematem.
– I
do której klasy chodzisz? – spytała.
– Do
trzeciej gimnazjum. Wiem, to materiał wykraczający poza materiał,
ale tu chodzi o ocenę – wyjaśniła dziewczyna – Wie pani,
trzeba się postarać. W końcu chcę trafić do dobrego liceum.
– Tak,
to oczywiste. Co byś chciała wiedzieć?
– Szukałam
paru informacji w książkach mojej starszej siostry, studentki
medycyny, wiadomości o lekach na schorzenia paranoidalne, jednak
chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o jednym leku, który
mnie zainteresował – skłamała gładko Maja. Głos jej nawet nie
zadrżał, twarz była naturalna. Farmaceutka nie miała powodu, by
nie wierzyć gimnazjalistce.
– Postaram
się w tym pomóc. Tak więc o co chodzi?
Maja
uśmiechnęła się szeroko.
– O
kwetiapinę. Wiem już, że jest przeciwpsychotyczna, była i jest
stosowana jako lek na różne zaburzenia i tym podobne, ale całe te
specjalistyczne wywody w internecie i książkach trochę mnie
ogłupiły.
– Rozumiem.
Nic w tym dziwnego. Studenci mają problemy ze zrozumieniem całego
nazewnictwa. Chcesz, żebym wyjaśniła ci, jak działa...?
– Tak.
Chodzi o interesujące fakty – powiedziała. – W końcu, jeżeli
uśpię klasę, to chyba nie będzie dobrej oceny – zażartowała.
Kobieta
uśmiechnęła się.
– Może
usiądziesz? Trochę to może potrwać – wskazała na krzesło,
które stało tuż obok stoliczka, na którym leżał ciśnieniomierz.
Rudowłosa pokręciła głową w geście zaprzeczenia.
– Nie
trzeba.
– Okej.
– blond włosa aptekarka zmarszczyła czoło, zamyślona. – To
hmm. Mówiłaś, że wiesz już, że kwetiapina to lek
przeciwpsychotyczny. Oznacza to, że działa na …
– Chwilkę,
wyciągnę jakąś kartkę do notowania – przerwała Maja. Kiedy
wyjęła z plecaka zeszyt do wosu razem z czarnym długopisem,
aptekarka kontynuowała swoją wypowiedź.
– Kwetiapina
działa na niektóre receptory, łącząc się z nimi, a z jeszcze
inne blokuje, jak na przykład dopaminergiczne oraz
serotoninergiczne. Nie będę się zagłębiać w to, ponieważ nie
jest to zbyt interesujące, a tobie właśnie na tym zależy. Leczy
schizofrenię, w tym zapobiega jej nawrotom. Epizody maniakalne,
ciężką depresję oraz zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Wręcz
wszystkie schorzenia psychiczne, chociaż niekoniecznie pomaga w stu
procentach.
– Nie
jest stosowana jako taki... hmm... normalny lek? – spytała Maja.
Wszystkie te choroby wydały się jej poważne. Zbyt poważne jak na
ten świstek papieru, który znalazła u siebie w domu.
– Nie,
chociaż kwetiapina jest stosowana również jako środek na
bezsenność, jednakże nigdy jako lek stosowany jako pierwszy.
Dopiero wtedy, gdy lżejsze nie działają. – wyjaśniła
aptekarka.
– Och,
dziękuję – Maja przygryzła nieświadomie długopis. Spojrzała
na to, co wynotowała. Nie było źle. Przecież jeszcze w domu może
poszukać na jakichś forach medycznych o lekach i dowiedzieć się
czegoś jeszcze, w razie, gdyby to jej nie pomogło.
– Coś
jeszcze powiedzieć?
– Nie,
nie trzeba. Będę miała jeszcze parę innych przykładów, ale z
nimi chyba sobie sama poradzę – skłamała bez zająknięcia. –
Naprawdę dziękuję.
– Nie
ma sprawy. Co innego, gdyby klienci walili drzwiami i oknami –
zażartowała kobieta. – Mam nadzieję, że ci to pomoże.
Maja
schowała zeszyt do plecaka.
– Na
pewno.
Dziewczyna
pożegnała się i wyszła z apteki. Rozmowa zajęła jej trochę
czasu, więc pośpiesznym krokiem zmierzała do tramwaju.
Myślała
nad tym, co usłyszała. Nie spodziewała się tego. W internecie
tylko pobieżnie przejrzała informacje o tym leku, ponieważ wolała
spytać się o to, kogoś, kto powinien się na tym znać. Teraz
miała jakiś punkt zaczepienia.
Szła
przed siebie, patrząc pod nogi. Śpieszyło się jej do domu,
ponieważ była głodna. Miała jedynie nadzieję, że zdąży na
tramwaj, bo nie uśmiechałoby się jej przesiadać przynajmniej dwa
razy, w razie, gdyby właściwy przyjechał wcześniej.
Zawiało
mocniej i Maja schowała ręce jeszcze głębiej w kieszenie.
Pociągnęła lekko nosem. Widocznie zbierało się jej na pierwsze
jesienne choróbsko.
Podniosła
wzrok do góry. Już widziała zielony daszek przystanku. Ludzie kłębili się wokół niego. Młodzi, starzy, wszyscy uciekali przed
zimnem. Nagle kątem oka zauważyła jakiś błysk w tym szarym
otoczeniu. Odwróciła się w lewą stronę, by się dokładniej
przyjrzeć, co zauważyła.
Była
to kobieta w brązowym płaszczu. To jej bransoletka odbiła nikły
promień słońca w stronę Mai. Ciemnorude włosy, tak podobne do
jej własnych, jak i jej mamy, powiewały rozpuszczone na wietrze,
przyciśnięte do głowy jedynie lekką czapką.
Dębkiewicz
zmarszczyła czoło ze zdziwienia. Dałaby sobie rękę uciąć, że
to jej matka. Tylko co ona robiła o tej porze na mieście i dokąd
zmierzała. Już chciała do niej podejść, ale kobieta szybko
przeszła na drugą stronę ulicy i znikła w tłumie ludzi, którzy
szli z drugiej strony na przystanek.
Maja
stanęła na palcach, na tyle w jakim stopniu pozwoliło jej na to
obuwie, by chociaż nieco bardziej wyciągnąć się w górę, aby
coś zobaczyć. Rozpoznać w tłumie, ale nic z tych rzeczy.
Niedługo
później przyjechał jej tramwaj i odegnała na chwilę myśli o
kobiecie, która wydawała się jej mamą. Podróż powrotna wydawała
się jej krótsza. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy stała przed
swoimi drzwiami do mieszkania.
Otworzywszy
drzwi, doleciał do niej zapach sosu. Odwiesiła kurtkę, odniosła
plecak do pokoju i poszła do kuchni. Widok ojca krzątającego się
w kuchni mocno nią wstrząsnął.
– O,
to ty – powiedział, odwracając głowę. Nieogolona twarz
postarzała tatę Mai o dobrych parę lat.
– Mamy
nie ma? – spytała dziewczyna, podchodząc do szafki i wyjmując
szklankę.
– Jest,
ale u siebie. Jakieś pilne rozliczenie, czy coś w tym stylu.
– Aha
– mruknęła dziewczyna. Nalała sobie soku pomarańczowego. –
Dawno przyszła?
– Pół
godziny temu? Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nic nie jedz.
Niedługo obiad.
– Okej,
idę do siebie.
Ojciec
nic nie powiedział, tylko dalej zawzięcie mieszał w garnku. Z
gabinetu mamy dochodziło ciche pikanie. Używa kalkulatora –
pomyślała dziewczyna. Nie było to nic dziwnego.
W
pokoju wyciągnęła książki, wyjęła to, co nie będzie jej
potrzebne na kolejny dzień i spakowała to, co trzeba. Na wierzchu
pozostawiła jedynie zadania domowe, a nie było ich zbyt dużo.
Usiadła
na chwilę na krześle, sącząc sok. Więc to nie mogła być
mama... Tak szybko nie mogłaby znaleźć się w domu. Ech. W końcu
coś tam mówią, że każdy ma swojego sobowtóra. Chociaż teraz to
chyba powinnam się wszystkiego spodziewać.
Włączyła
swojego laptopa. Otworzyła folder, do którego przeniosła wszystkie
zdjęcia dokumentów z komórki. Oprócz tego przepisała wszystko i
potworzyła nowe pliki. Przepisała do jednego z nich wiadomości,
które dowiedziała się od aptekarki. Kiedy skończyła, pogapiła
się chwilę w monitor. Wszystko robiło się dość skomplikowane,
żeby nie powiedzieć niemożliwe.
– Obiad
– usłyszała z kuchni. Westchnęła lekko i zamknęła laptopa.
W
kuchni – sercu mieszkania – zobaczyła, jak mama doczłapała się
do pomieszczenia. Wymięta pracą, sprawiała wrażenie zmęczonej.
Dopiero po jakimś czasie Maja stwierdziła, że to może nie tylko
przez robotę, ale i sprawę z ojcem.
– Cześć
– powiedziała do niej. Ta tylko mruknęła coś pod nosem.
Dziewczyna jak zwykle wzięła swój talerz z kawałkiem schabu i
ziemniakami, i zaniosła go do swojego pokoju wraz ze sztućcami.
Rodzice również się rozeszli. Mama do gabinetu, a tata do salonu.
Kiedy
tak jadła, rozmyślała nad wszystkimi faktami. Czuła, że jest coś
ważniejszego. Że coś jej umyka. Coś, co nadałoby sens temu
wszystkiemu. Nie wiedziała, od czego zacząć. Gdzie szukać, by
znaleźć. Czy w ogóle chcieć, to zrobić? Może lepiej żyć w
nieświadomości. Kłamstwo w końcu jest takim miłym, miękkim
kocem, w porównaniu do kanciastej i chropowatej prawdy.
Zacisnęła
dłoń na rączce widelca. Nie pora teraz na wątpliwości –
zbeształa się. Skoro już zaczęła jątrzyć, to powinna zakończyć
swoją robotę. I z tym postanowieniem zamierzała dotrwać do końca
tej całej dziwnej sytuacji.
Hej
wszystkim! Jak widać wstawiam 9 rozdział. Wyjątkowo późno jak na
mnie, ale blogger usuwał mi akapity i musiałam pobawić się CCS i
formatowaniem. (nie polecam). Co do przyszłości DW...
Widzę
to tak. W czasie roku szkolnego może być z tym kiepsko. Wręcz
paskudnie, mogę zaniedbać tego bloga, ale na pewno go nie porzucę.
Co to, to nie. Jak już coś robić, to zakończyć, jak to było w
ostatnim akapicie.
Życzę
wszystkim czytelnikom udanego roku szkolnego, aby był pozytywny oraz
przybyło w nim dużo dobrych ocen, na miarę naszych możliwości.
Ściskam
Was mocno i do następnego rozdziału.
Ps.
Dziękuję za komentarze Jordbaer, Kasi, Maleńkiej, jak i Tokotaki -
Boże, czy ja to dobrze odmieniłam? Czy twój nick się odmienia? -
Naprawdę dajecie przysłowiowego kopa w tyłek.
Hey, hey, hey ( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuńTruskawkowa sówka nadlatuje, hehehe ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Masz prawo mnie walnąć za to, że nie komentowałam. Czytałam, a jednak nie skomentowałam. Nie będę się tłumaczyć z mojego zapominalstwa :v (ups, właśnie wyjaśniłam dlaczego nie skomentowałam, da da da dam)
Okej, przejdźmy do rzeczy.
Czytając poprzednie rozdziały byłam zaciekawiona (i nadal jestem, takie małe napięcie - dreszczyk emocji, akcja fabularna i tak dalej), jak dalej się rozwinie. Mamy coraz więcej pytań, mniej odpowiedzi. Pozostaje w tej chwili wymyślać teorie i (przy okazji je obalać, jeśli są absurdalne :v) czekać na ciąg dalszy.
I to ja uwielbiam w tym opowiadaniu!
Takie główkowanie to ja lubię :D
Nie ma się wszystkiego na tacy, ani nie jest kolejną z tysięcy (?) kalką. Jest realne i jest to atut. Każdy z nas mógłby się utożsamić z daną postacią.
A styl? Nie mam zastrzeżeń, ale jak była mowa o kwetiapininie (dobrze odmieniłam, prawda?) to aż się uśmiechnęłam - małe zboczenie zawodowe się wkradło :D To, jak opisujesz relacje jest takie naturalne.
Już cię wyobraziłam, jak robisz wykład na temat tej substancji :v
*czas na małe fangyrle*
NO I SHIP MACIEK X MAJA. MOJE OTP *///////*
Pozdrawiam serdecznie, ściskam mocno i przesyłam moc weny i kakałka! :D
PS Michaś nie przejmuj się, Słoneczko ;;; Będzie dobrze :3
Rozdział cudowny jak zwykle <3 Coraz bardziej interesuje mnie sytuacja życiowa Mai i w głowie nasuwa się jedno pytanie: "Czy ona nie jest czasem adoptowana?"
OdpowiedzUsuńO Michała się nie martwię, bo ze wsparciem Mai da sobie ze wszystkim radę, a co do Mai i Maćka, to oni jeszcze będą razem, czuje to w kościach ;D
Też życzę ci cieplutko dobrego, a szczególnie nie męczącego nowego roku szkolnego i sądzę, że spokojnie dasz radę prowadzić bloga. Wystarczy jedna godzina dziennie poświęcona, a osoba tak dobrze pisząca jak ty na pewno ma nieustanny przypływ weny ;)
Ściskam gorąco, Kasia ;*
Kiedy kolejny rozdział? Tęsknię za tym opowiadaniem :(
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale mam małe zawirowanie. Może uda się za tydzień. Trzymajcie kciuki ludzie.
Usuń