czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 9 - [...] WSZYSTKIM SIĘ PRZEJMUJĘ [...]

Rozdział 9
[…] wszystkim się przejmuję [...]
Maja była ciekawą istotą, co jak sama kiedyś stwierdziła, zagwarantowało jej miejsce w piekle. Z każdym stopniem tego pierwotnego instynktu, który pcha do odkryć, schodziła coraz niżej. Tym razem nie było inaczej. Czekała na upragniony dzwonek, obwieszczający koniec lekcji. Gdyby nie to, że pani Niedziałkowska dość restrykcyjnie przestrzegała regulaminu, wyciągnęłaby komórkę i sprawdziła już teraz, o co chodziło Sandrze, ale miała jeszcze trochę rozumu w głowie, by się powstrzymać.
Tym razem ten niezwykle irytujący dźwięk dzwonka był dla jej uszu przyjemny. Oznaczał odpowiedź na kolejne pytanie, które podłożyło jej kłodę pod nogi.
– Aleś ty się zapaliła – skomentowała to Sandra.
– Trzeba było mi nic nie mówić w czasie lekcji – powiedziała Maja, wyciągając z kieszeni dżinsów swoją już nieco wysłużoną komórkę. Pochwaliła siebie w myślach, że nie wylogowała się ostatniego razu z facebooka, więc nie straciła dodatkowych sekund.
– Na głównej u siebie, na grupie, czacie? – pytała.
– Na grupie, jeszcze aż tak nie skretyniał. Chyba – dodała po zastanowieniu.
Wystarczyła dziewczynie minuta, by zorientować się, co się stało.
– Och – wyrwało się z jej ust.
To zdecydowanie zaliczało się do rzeczy żenujących i dobijających jednocześnie. Antek nawet nie starał się, by kolaż wyglądał przyzwoicie.
Post udostępniony przez jej znajomego był niczym innym jak screenem z filmu, którego bliżej nie znała. Było na nim widać dwie chłopięce postacie, z czego jedna miała doklejoną twarz Michała. Może i nie byłoby to nic dziwnego albo trochę śmiesznego, gdyby nie to, że tych dwóch chłopców się ze sobą całowało, a pod całym postem widać było jedno zdanie, które wyrażało więcej niż sam kolaż.
I tak oto największa tajemnica Michasia została wydana.
– To jest mega żałosne – stwierdziła Sandra. – Mało kto wierzy w to, co wymyślił Antek, ale Michał od piątku w ogóle się do nikogo nie odzywa.
– Więc... Więc nikt w to nie wierzy? – spytała z niedowierzaniem Maja. Trochę jej ulżyło. Z dwojga złego lepiej by było, gdyby wszyscy uznali to za bujdę. Może tylko ona tak naprawdę domyśliła się, co dokładniej siedzi w głowie Michała.
– Tak, oczywiście! Wiemy, jaki jest Cieślak. To debil, który lubi się bawić kosztem innych...
– Hej, co się stało? Kto jest debilem? – podszedł do nich Maciek wraz z Łukaszem, który puścił oko do Sandry. Ta jedynie uśmiechnęła się pod nosem. Z tego, co mówiła Mai, była zainteresowana Łukaszem, ale nie wiedziała, co dalej z tym robić. Jak na tak pewną siebie dziewczynę, zaskakująco szybko traciła rezon przy chłopakach, którzy się jej podobali.
– Antek – odparła lakonicznie Maja. – Słyszałeś o tym, co się stało?
– Hmm... Tak. Zdecydowanie mu się nudzi, a Michał się tym przejął. Jak zwykle zresztą.
Rudowłosa westchnęła. Skoro wszyscy uznali to za żart, a i sam prowodyr jakoś nie brał na poważnie swojego żartu. Zdecydowanie nie wiedział, że trafił w sedno. Jedynie Górecki wyciągnął z tego błędne wnioski.
– Może – odpowiedziała tajemniczo.
– A właśnie – wtrącił Łukasz – jak tam wam idzie z projektem na plastykę?
Dębkiewicz spojrzała na Maćka, lekko zdziwiona, że ten nie mówił o tym swojemu kumplowi. Ten jedynie wzruszył ramionami.
– Jak krew z nosa. Na razie tylko planujemy.
– To i tak więcej niż ja z Kingą – stwierdziła Sandra. – Jak tylko chcemy zacząć nad tym pracować, to zaczynamy plotkować albo robić cokolwiek, byleby nie ten projekt.
– Bo wy macie o czym gadać.
– No teraz to czuję się urażony, doprawdy. Ostatnio tak nie mówiłaś – Nowak uśmiechnął się złośliwie.
Maja poczuła jak zdradziecki rumieniec, pcha się na jej policzki.
– Nie irytuj mnie.
– Sandro, widzisz to? – spytał blondynkę Łukasz, łapiąc pod rękę, korzystając z jej zaskoczenia.
Ta spuściła oczy na ich dłonie, trochę zażenowana.
– Hmm?
– Kłócą się jak małżeństwo – powiedział zdecydowanie. – Może damy im sekundkę, bo tak się złożyło, że chcę z tobą porozmawiać.
– Łukasz, ty też mnie nie denerwuj! – zbeształa chłopaka rudowłosa. Po chwili przypomniała sobie, że nadal ma włączony internet w komórce, więc go wyłączyła. Obserwowała razem z Maciejem, jak Sandra wraz z Łukaszą szepczą coś do siebie.
– Jak sądzisz, ile im to zajmie? – spytał Maję czarnowłosy.
– Góra dwa dni. Sandra jest szybka, oczywiście bez skojarzeń. Ciekawszą kwestią jest, ile ze sobą będą?
– Tego ci nie powiem – Nowak oparł się o ścianę i spojrzał na Maję z zaciekawieniem. – Czemu się tak zainteresowałaś tym, co zrobił Antek?
Dziewczyna nieświadomie przygryzła wargę. Szybko wymyśliła jakąś wymówkę.
– Po prostu. Michał, tak jak sam wcześniej powiedziałeś, wszystkim się przejmuje. Martwię się.
Chłopak uniósł brew na znak zdziwienia.
– Jakoś w to nie wierzę.
– Trudno.
– To tak mówiąc o tym projekcie, masz jeszcze jakieś pomysły. Albo czas. Musimy go zacząć robić.
– Wiem, wiem. Mnie też chce się to jak najszybciej skończyć – Maja westchnęła. – Jestem zmęczona.
– Czym? Przecież na dobrą sprawę szkoła dopiero co się zaczęła.
– Nie wiem – dziewczyna objęła się ramionami. – Chyba zaczęła się u mnie zimowa chandra.
– Jakoś nie jestem do tego przekonany.
– Nie znasz się – dźgnęła kolegę. – Powinieneś mi współczuć... czy coś.
Czarnowłosy zrobił przepraszającą minę.
– Nie ma czego. Każdy tak ma – wskazał na wracającą do nich Sandrę – no może oprócz niej i Łukasza. Zimowe skowronki.
– Słabe porównanie – zauważyła. – No i co powiedział? – spytała przyjaciółkę. Ta tylko spojrzała na Macieja, a ten zrozumiawszy to, zmył się w mgnieniu oka.
– Okej, pora na babskie ploteczki. Czego chciał Łukasz?
– Och, no wiesz – Sandra zarumieniła się po czubki uszu. – Zaproponował randkę.
– No nareszcie. Chodziliście wokół siebie już zdecydowanie za długo. Przecież tygodniami opowiadałaś mi o tym spotkaniu po rozpoczęciu.
Maja objęła ramieniem koleżankę.
– To teraz musisz mi obiecać, że po wszystkim opowiesz mi, jak było.
– Jasne – powiedziała Sandra. – Ale bez przesady. Poza tym wiesz co?
– Hmm?
– Miał mnie zaprosić już od pewnego czasu.
– No co ty – zironizowała Maja. – Nie zauważyłam. Więc co się stało, że zrobił to dzisiaj?
Sandra uśmiechnęła się nieco złośliwie. Oczami wyobraźni rudowłosa widziała różki wystające zza blond włosów.
– Jak to powiedział: „Skoro Maja i Maciek mają teraz te swoje spotkania do projektu, to prawie tak, jakby się ze sobą spiknęli, co nie? Może też się ze mną spotkaj”.
Rumieniec rozlał się na twarzy Dębkiewicz.
– Zabiję go, przepraszam, ale twoja randka będzie musiała zostać odwołana z powodu pogrzebu.
Blondynka roześmiała się serdecznie.
– Ale to prawda.
– I ty Brutusie! – jęknęła Maja. – Wszyscy się upieracie... nie to złe słowo, wszyscy mnie z Maćkiem parujecie. To męczące, że muszę się powtarzać.
Sandra spojrzała na nią z powątpieniem. Ona, Maja, Maciej oraz Laura chodzili do jednej klasy w podstawówce. Wiedziała doskonale, o czym mówi jej przyjaciółka. Znały się w końcu już spory czas, chociaż ich znajomość rozwinęła się dopiero podczas ostatniego roku w podstawówce, kiedy to okazało się, że obie planują iść do tej samej szkoły.
Już chciała jakoś skomentować, powiedzieć cokolwiek na temat, ale stwierdziła, że już lepiej będzie nie drażnić Mai.
– Widocznie są ku temu powody – powiedziała blondynka, gdyż stwierdziła, że to krótkie zdanie nie spowoduje żadnej kłótni.
– No ja nie wiem, gdzie by miały być.
– Dobrze, dobrze. Chodź. Jeszcze musimy powtórzyć wiadomości przed geografią – wymigała się Sandra.
– Niech ci będzie – westchnęła ciężko rudowłosa. – I, nawiasem mówiąc, kiepska zmiana tematu.
Sandra uśmiechnęła się i szturchnęła ręką ramię koleżanki.
– Wiem, ale to już jakiś krok naprzód. Uczę się od najlepszych.
Roześmiały się zgodnie i poszły pod jedną z sal.
Przez cały dzień szkolny Maja bacznie obserwowała całą klasę. Wszyscy byli spokojni, zrelaksowani, oczywiście jak bardzo pozwalała na to kartkówka z historii, ale i to nie zburzyło swoistej sielanki, jaka panowała między wszystkimi. Antek był w wyśmienitym humorze i cały dzień puszył się jak paw z powodu swoich „żarcików”. Każdy machał na to ręką, traktując to z dozą politowania i rozbawienia, chociaż większość dziewczyn martwiła się nieobecnością Michała. One jako jedyne, posiadające dozę empatii troszczyły się o dobro klasy, które mogło zostać naruszone przed jeden szczeniacki wybryk.
Po zakończonych lekcjach przyszło jej do głowy, by odwiedzić Michała. W końcu trzeba było go uświadomić, że nie powinien się przejmować, tym co się stało.
Z drugiej strony coś w niej buntowało się, że to jak zwykle ona musi coś robić, by łagodzić sytuacje. Mogłaby zamknąć oczy i udawać, że o niczym nie wiedziała, ale sumienie nie dałoby jej żyć.
– Kiedyś przez nie umrę – powiedziała pod nosem.
O miejscu zamieszkania chłopaka dowiedziała się od Tomka. W końcu wiedziała, że się przyjaźnią, więc na pewno musiał u niego bywać.
Okazało się, że Górecki mieszka w jednej z kamienic w pobliżu centrum miasta, więc nie miała problemów z dojazdem. Gorzej z zatłoczeniem w transporcie publicznym. Ludzie w tramwajach okazali się niezwykle irytujący. I jeszcze te bilety były tak drogie, nawet te ulgowe. Nie bez powodu wolała chodzić pieszo. Niezwykle mocno denerwowały ją starsze babcie, które wręcz polowały na wolne miejsce z niezwykłą nieustępliwością. O mały włos jej noga, gdyby nie w porę odsunięta, ucierpiałaby przez wózek z zakupami jakiejś starszej kobieciny, która śpieszyła się do miejsca tuż obok Mai.
Gdy dotarła na miejsce budynek, który zobaczyła, sprawiał naprawdę miłe wrażenie. Główna brama prowadząca do klatki schodowej była otwarta, gdyż ktoś wnosił meble do mieszkania. Weszła na drugie piętro.
Ile to było? Numer 13? Poszukała wzrokiem odpowiedniej cyfry na drzwiach.
Delikatnie zapukała do drzwi. Zza nich dobiegał dźwięk szurania stóp. W przerwie między drzwiami a futryną pojawiła się głowa Michała. Policzki były niezdrowo białe, oczy szkliste, jakby po nieprzespanej nocy, a włosy w nieładzie, który nie miał prawa zostać nazwany artystycznym.
– Cześć – przywitała się Maja, przestępując z nogi na nogę.
– Hej – wymamrotał chłopak.
– Mogę wejść?
Rudowłosy przyjrzał się jej uważnie, po czym wzruszył ramionami i otworzył szerzej drzwi.
– Wchodź.
Dziewczyna weszła do środka. Mieszkanie wydawało się przytulne, choć skromnie urządzone w swojskim klimacie. Gdzieniegdzie na ścianach wisiały makatki z przeróżnymi wyszywanymi wizerunkami zwierząt.
– Ładne mieszkanie – zauważyła Dębkiewicz.
– Dzięki. Chcesz coś do picia?
Chłopak zaprowadził ją do swojego pokoju. Z racji tego, iż miała już jakiś materiał porównawczy, mogła powiedzieć, że Michał dbał o swoje cztery ściany nadzwyczaj dobrze, jak na nastoletniego chłopca. Wystrój pokoju był podobny do Maćkowatego, chociaż rudowłosy bardziej pasjonował się koszykówką, co było widać w plakatach wiszących na tablicy korkowej
– Nie, dzięki. Ja tu w zasadzie przyszłam tylko na chwilę.
– Nie musisz nic mówić – Michał unikał wzorku Mai. Dziewczyna tylko rozpięła kurtkę, gdyż nie chciała zbyt długo siedzieć u kolegi, a było jej trochę duszno. Odchrząknęła głośno i zaczęła mówić.
– Michał... Dopiero dzisiaj w szkole dowiedziałam się, co się stało...
– Yhym, nie wątpię – przerwał ironicznym tonem. – Pewnie jestem tematem numer jeden. Michałek Pedałek, klasowy gej. Powiedz, proszę, jak jestem teraz nazywany?
– Właśnie, że nie. Wszyscy myślą, że to jest żart. Nikt tego nie wziął na serio. Sama wątpię, czy Antek byłby na tyle sprytny, żeby domyślić się, iż trafił w sedno.
Chłopak otworzył szerzej oczy z zaskoczeniem.
– Myślałem...
– Myślałeś, że jesteś pępkiem świata – powiedziała ze złością Maja.
Chłopak lekko się zarumienił.
– No bez przesady. Ja po prostu nie wiedziałem, co myśleć. Jak byś się zachowała na moim miejscu?
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę. Z pewnością na początku byłaby w szoku, ale potem na pewno napisałaby cokolwiek. Obróciła wszystko w żart, wyśmiała głupotę autora, odwróciłaby kota ogonem, by wyjść z tego obronną ręką... No ale ona to ona, a Michał to Michał.
– Inaczej, ale cóż – przerwała na chwilę – przepraszam, może trochę za bardzo naskoczyłam. Chciałabym po prostu, w sumie nawet nie tylko ja, żebyś się nie przejmował. Bo bierzesz to na serio, a nikt oprócz mnie, przynajmniej tak uważam, o tym nie wie.
Górecki zmarszczył lekko brwi i westchnął.
– Może masz rację – przyznał. – Może przesadzam. Nie wiem, co o tym myśleć – powtórzył.
– Dlatego przyjdź jutro normalnie do szkoły. Gdybym ja nie przyszła, to pewnie zrobiłby to Tomek, a jakoś tak sądziłam, że możesz chcieć z nim rozmawiać.
Michał zarumienił się lekko. Widać było, iż mu ulżyło. Bardzo mu zależało na tym, by jego tajemnica, oczywiście o ile tak można było nazwać jego orientację, wyszła na jaw.
– To oczywiste. – westchnął. – I tak miałem jutro przyjść. Moja mama i tak nie wierzyła mi w to, że źle się czułem.
Dziewczyna spojrzała na niego z troską.
– Wiesz, tak sobie myślę, że może, ale nie obraź się, mógłbyś skorzystać z okazji i wiesz... Zrobić comming out?
Rudowłosy parsknął krótkim śmiechem.
– Nie jestem jakiś gwiazdorem filmowym, żeby coś takiego robić, wiesz? Poza tym... Mam szesnaście lat. To nic nie znaczy. Może to tylko...
Maja tylko przewróciła oczyma.
– Tylko nie mów „chwilowa fascynacja”? Proszę cię, to brzmi jak cytat z jednego z tych poradników, co rozdają na mieście faceci, którzy mają ten swój gejradar.
– A ty to wiesz, gdyż? – zainteresował się Górecki.
– Słyszałam, jak ktoś czyta to gówno na głos, okropność. A skoro i ty to znasz, to znaczy, że wytropili cię.
– Skoro mają, jak ty to mówisz: „gejradar”...?
– Czyli to nie może być „fascynacja”.
– Może przestaniemy używać cudzysłowu?
– Nie zmieniaj tematu, kiedy wiesz, że to ja mam rację – sparowała Maja.
– Okej. W takim razie odpowiedzią na twoje wcześniejsze pytanie jest stanowcze nie.
– Jak chcesz, ja tylko chcę pomóc.
– Właśnie widzę, serio, nawet doceniam, ale to mój problem i muszę sobie z nim poradzić – powiedział chłopak.
Rudowłosa westchnęła lekko.
– Skoro tak twierdzisz. W razie czego zawsze służę pomocą.
– Jasna sprawa.
– I nawiązując do tej pomocy, to masz tutaj lekcje z dzisiaj – podała chłopakowi plik kartek, spiętych dużym zielonym spinaczem.
Górecki uniósł brew w zdziwieniu.
– Huh, dzięki. Nie spodziewałem się.
– Tak sądziłam, nie musisz dziękować – zironizowała.
– Nie, to nie – chłopak zdobył się na blady uśmiech. – Na pewno nie chcesz czegoś do picia?
– Nie, dzięki. W sumie muszę już iść.
Zapięła kurtkę i po pokoju rozległ się dźwięk zapinanego suwaka.
– Mam nadzieję, że w czasie nocy nie stchórzysz i przyjdziesz jutro – powiedziała.
Michał jedynie wzruszył ramionami.
– Nie mam innego wyjścia.
Przeszli do korytarza, a chłopak usłużnie otworzył jej drzwi, co zauważyła z lekkim uśmiechem.
– No to do jutra.
– Na razie.
Maja wyszła z klatki. Podczas ich krótkiej rozmowy ktoś, kto się wprowadzał wniósł już to, co musiał.
Wracając, Maja rozmyślała nad całą rozmową. Miała nadzieję, że jej kolega nie weźmie jej słów za złe i może ją posłucha. Po prostu chciała jak najlepiej, a nigdy nie wiedziała, z jakimi skutkami może się mierzyć.
Spojrzała w niebo. Zasnute chmurami, tworzyło smętną aurę. Co się dziwić? Listopad nadchodził wielkimi krokami, a wraz z nim zima. Koniec ze słonecznymi dniami. Wcisnęła dłonie głęboko w kieszenie kurtki, po raz kolejny przypominając sobie, żeby zainwestować powoli w dobre rękawiczki.
Rozglądała się po okolicy. Michał miał w pobliżu naprawdę wiele sklepów. Żabka stała obok Lewiatana, który znajdował się niedaleko Chaty Polskiej. Ludzie kluczyli między tymi sklepami, polując za okazją. Nad nimi wszystkimi górował świecący zielono-białym światłem krzyż, który przypomniał Mai o jednej rzeczy.
Chciała się dowiedzieć czegoś więcej o rzeczach, o których przeczytała ze znalezionych dokumentów. Co prawda powinna wracać jak najszybciej do domu, gdyż była u Michała nieco dłużej niż się spodziewała, ale parę minut nikogo nie zbawiło.
Apteka nie miała klientów, co odpowiadało Mai. Światło halogenowych żarówek raziło po oczach, tak samo, jak czysta biel pomieszczenia.
– Dzień dobry – przywitała się i podeszła do kontuaru.
Kobieta stojąca po drugiej stronie uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Wyglądała dość młodo i Maja oceniała, że może nawet nie skończyła trzydziestki.
– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
Maja już wcześniej planowała od kogo popytać o informacje, które znalazła i jakie znaleźć wymówki w razie, gdyby ktoś zadawał pytania. Internet akurat w tym przypadku w niczym jej nie pomógł, więc musiała zasięgnąć u innych źródeł.
– Nie chciałabym niczego kupować, ale mam pewne pytania – zaczęła – Wie pani, do szkoły. Tylko nie chciałabym w niczym przeszkadzać...
Kobieta pokiwała głową w geście potwierdzenia.
– Nie ma sprawy. Jak widać, nikogo o tej porze tutaj już nie ma, więc o co chodzi?
– Robię pracę na lepszą ocenę o środkach psychoaktywnych.
Aptekarka uniosła brew, zdziwiona takim, a nie innym tematem.
– I do której klasy chodzisz? – spytała.
– Do trzeciej gimnazjum. Wiem, to materiał wykraczający poza materiał, ale tu chodzi o ocenę – wyjaśniła dziewczyna – Wie pani, trzeba się postarać. W końcu chcę trafić do dobrego liceum.
– Tak, to oczywiste. Co byś chciała wiedzieć?
– Szukałam paru informacji w książkach mojej starszej siostry, studentki medycyny, wiadomości o lekach na schorzenia paranoidalne, jednak chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o jednym leku, który mnie zainteresował – skłamała gładko Maja. Głos jej nawet nie zadrżał, twarz była naturalna. Farmaceutka nie miała powodu, by nie wierzyć gimnazjalistce.
– Postaram się w tym pomóc. Tak więc o co chodzi?
Maja uśmiechnęła się szeroko.
– O kwetiapinę. Wiem już, że jest przeciwpsychotyczna, była i jest stosowana jako lek na różne zaburzenia i tym podobne, ale całe te specjalistyczne wywody w internecie i książkach trochę mnie ogłupiły.
– Rozumiem. Nic w tym dziwnego. Studenci mają problemy ze zrozumieniem całego nazewnictwa. Chcesz, żebym wyjaśniła ci, jak działa...?
– Tak. Chodzi o interesujące fakty – powiedziała. – W końcu, jeżeli uśpię klasę, to chyba nie będzie dobrej oceny – zażartowała.
Kobieta uśmiechnęła się.
– Może usiądziesz? Trochę to może potrwać – wskazała na krzesło, które stało tuż obok stoliczka, na którym leżał ciśnieniomierz. Rudowłosa pokręciła głową w geście zaprzeczenia.
– Nie trzeba.
– Okej. – blond włosa aptekarka zmarszczyła czoło, zamyślona. – To hmm. Mówiłaś, że wiesz już, że kwetiapina to lek przeciwpsychotyczny. Oznacza to, że działa na …
– Chwilkę, wyciągnę jakąś kartkę do notowania – przerwała Maja. Kiedy wyjęła z plecaka zeszyt do wosu razem z czarnym długopisem, aptekarka kontynuowała swoją wypowiedź.
– Kwetiapina działa na niektóre receptory, łącząc się z nimi, a z jeszcze inne blokuje, jak na przykład dopaminergiczne oraz serotoninergiczne. Nie będę się zagłębiać w to, ponieważ nie jest to zbyt interesujące, a tobie właśnie na tym zależy. Leczy schizofrenię, w tym zapobiega jej nawrotom. Epizody maniakalne, ciężką depresję oraz zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Wręcz wszystkie schorzenia psychiczne, chociaż niekoniecznie pomaga w stu procentach.
– Nie jest stosowana jako taki... hmm... normalny lek? – spytała Maja. Wszystkie te choroby wydały się jej poważne. Zbyt poważne jak na ten świstek papieru, który znalazła u siebie w domu.
– Nie, chociaż kwetiapina jest stosowana również jako środek na bezsenność, jednakże nigdy jako lek stosowany jako pierwszy. Dopiero wtedy, gdy lżejsze nie działają. – wyjaśniła aptekarka.
– Och, dziękuję – Maja przygryzła nieświadomie długopis. Spojrzała na to, co wynotowała. Nie było źle. Przecież jeszcze w domu może poszukać na jakichś forach medycznych o lekach i dowiedzieć się czegoś jeszcze, w razie, gdyby to jej nie pomogło.
– Coś jeszcze powiedzieć?
– Nie, nie trzeba. Będę miała jeszcze parę innych przykładów, ale z nimi chyba sobie sama poradzę – skłamała bez zająknięcia. – Naprawdę dziękuję.
– Nie ma sprawy. Co innego, gdyby klienci walili drzwiami i oknami – zażartowała kobieta. – Mam nadzieję, że ci to pomoże.
Maja schowała zeszyt do plecaka.
– Na pewno.
Dziewczyna pożegnała się i wyszła z apteki. Rozmowa zajęła jej trochę czasu, więc pośpiesznym krokiem zmierzała do tramwaju.
Myślała nad tym, co usłyszała. Nie spodziewała się tego. W internecie tylko pobieżnie przejrzała informacje o tym leku, ponieważ wolała spytać się o to, kogoś, kto powinien się na tym znać. Teraz miała jakiś punkt zaczepienia.
Szła przed siebie, patrząc pod nogi. Śpieszyło się jej do domu, ponieważ była głodna. Miała jedynie nadzieję, że zdąży na tramwaj, bo nie uśmiechałoby się jej przesiadać przynajmniej dwa razy, w razie, gdyby właściwy przyjechał wcześniej.
Zawiało mocniej i Maja schowała ręce jeszcze głębiej w kieszenie. Pociągnęła lekko nosem. Widocznie zbierało się jej na pierwsze jesienne choróbsko.
Podniosła wzrok do góry. Już widziała zielony daszek przystanku. Ludzie kłębili się wokół niego. Młodzi, starzy, wszyscy uciekali przed zimnem. Nagle kątem oka zauważyła jakiś błysk w tym szarym otoczeniu. Odwróciła się w lewą stronę, by się dokładniej przyjrzeć, co zauważyła.
Była to kobieta w brązowym płaszczu. To jej bransoletka odbiła nikły promień słońca w stronę Mai. Ciemnorude włosy, tak podobne do jej własnych, jak i jej mamy, powiewały rozpuszczone na wietrze, przyciśnięte do głowy jedynie lekką czapką.
Dębkiewicz zmarszczyła czoło ze zdziwienia. Dałaby sobie rękę uciąć, że to jej matka. Tylko co ona robiła o tej porze na mieście i dokąd zmierzała. Już chciała do niej podejść, ale kobieta szybko przeszła na drugą stronę ulicy i znikła w tłumie ludzi, którzy szli z drugiej strony na przystanek.
Maja stanęła na palcach, na tyle w jakim stopniu pozwoliło jej na to obuwie, by chociaż nieco bardziej wyciągnąć się w górę, aby coś zobaczyć. Rozpoznać w tłumie, ale nic z tych rzeczy.
Niedługo później przyjechał jej tramwaj i odegnała na chwilę myśli o kobiecie, która wydawała się jej mamą. Podróż powrotna wydawała się jej krótsza. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy stała przed swoimi drzwiami do mieszkania.
Otworzywszy drzwi, doleciał do niej zapach sosu. Odwiesiła kurtkę, odniosła plecak do pokoju i poszła do kuchni. Widok ojca krzątającego się w kuchni mocno nią wstrząsnął.
– O, to ty – powiedział, odwracając głowę. Nieogolona twarz postarzała tatę Mai o dobrych parę lat.
– Mamy nie ma? – spytała dziewczyna, podchodząc do szafki i wyjmując szklankę.
– Jest, ale u siebie. Jakieś pilne rozliczenie, czy coś w tym stylu.
– Aha – mruknęła dziewczyna. Nalała sobie soku pomarańczowego. – Dawno przyszła?
– Pół godziny temu? Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nic nie jedz. Niedługo obiad.
– Okej, idę do siebie.
Ojciec nic nie powiedział, tylko dalej zawzięcie mieszał w garnku. Z gabinetu mamy dochodziło ciche pikanie. Używa kalkulatora – pomyślała dziewczyna. Nie było to nic dziwnego.
W pokoju wyciągnęła książki, wyjęła to, co nie będzie jej potrzebne na kolejny dzień i spakowała to, co trzeba. Na wierzchu pozostawiła jedynie zadania domowe, a nie było ich zbyt dużo.
Usiadła na chwilę na krześle, sącząc sok. Więc to nie mogła być mama... Tak szybko nie mogłaby znaleźć się w domu. Ech. W końcu coś tam mówią, że każdy ma swojego sobowtóra. Chociaż teraz to chyba powinnam się wszystkiego spodziewać.
Włączyła swojego laptopa. Otworzyła folder, do którego przeniosła wszystkie zdjęcia dokumentów z komórki. Oprócz tego przepisała wszystko i potworzyła nowe pliki. Przepisała do jednego z nich wiadomości, które dowiedziała się od aptekarki. Kiedy skończyła, pogapiła się chwilę w monitor. Wszystko robiło się dość skomplikowane, żeby nie powiedzieć niemożliwe.
– Obiad – usłyszała z kuchni. Westchnęła lekko i zamknęła laptopa.
W kuchni – sercu mieszkania – zobaczyła, jak mama doczłapała się do pomieszczenia. Wymięta pracą, sprawiała wrażenie zmęczonej. Dopiero po jakimś czasie Maja stwierdziła, że to może nie tylko przez robotę, ale i sprawę z ojcem.
– Cześć – powiedziała do niej. Ta tylko mruknęła coś pod nosem. Dziewczyna jak zwykle wzięła swój talerz z kawałkiem schabu i ziemniakami, i zaniosła go do swojego pokoju wraz ze sztućcami. Rodzice również się rozeszli. Mama do gabinetu, a tata do salonu.
Kiedy tak jadła, rozmyślała nad wszystkimi faktami. Czuła, że jest coś ważniejszego. Że coś jej umyka. Coś, co nadałoby sens temu wszystkiemu. Nie wiedziała, od czego zacząć. Gdzie szukać, by znaleźć. Czy w ogóle chcieć, to zrobić? Może lepiej żyć w nieświadomości. Kłamstwo w końcu jest takim miłym, miękkim kocem, w porównaniu do kanciastej i chropowatej prawdy.
Zacisnęła dłoń na rączce widelca. Nie pora teraz na wątpliwości – zbeształa się. Skoro już zaczęła jątrzyć, to powinna zakończyć swoją robotę. I z tym postanowieniem zamierzała dotrwać do końca tej całej dziwnej sytuacji.

Hej wszystkim! Jak widać wstawiam 9 rozdział. Wyjątkowo późno jak na mnie, ale blogger usuwał mi akapity i musiałam pobawić się CCS i formatowaniem. (nie polecam). Co do przyszłości DW...
Widzę to tak. W czasie roku szkolnego może być z tym kiepsko. Wręcz paskudnie, mogę zaniedbać tego bloga, ale na pewno go nie porzucę. Co to, to nie. Jak już coś robić, to zakończyć, jak to było w ostatnim akapicie.
Życzę wszystkim czytelnikom udanego roku szkolnego, aby był pozytywny oraz przybyło w nim dużo dobrych ocen, na miarę naszych możliwości.
Ściskam Was mocno i do następnego rozdziału. 
Ps. Dziękuję za komentarze Jordbaer, Kasi, Maleńkiej, jak i Tokotaki - Boże, czy ja to dobrze odmieniłam? Czy twój nick się odmienia? - Naprawdę dajecie przysłowiowego kopa w tyłek.



4 komentarze:

  1. Hey, hey, hey ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Truskawkowa sówka nadlatuje, hehehe ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Masz prawo mnie walnąć za to, że nie komentowałam. Czytałam, a jednak nie skomentowałam. Nie będę się tłumaczyć z mojego zapominalstwa :v (ups, właśnie wyjaśniłam dlaczego nie skomentowałam, da da da dam)
    Okej, przejdźmy do rzeczy.
    Czytając poprzednie rozdziały byłam zaciekawiona (i nadal jestem, takie małe napięcie - dreszczyk emocji, akcja fabularna i tak dalej), jak dalej się rozwinie. Mamy coraz więcej pytań, mniej odpowiedzi. Pozostaje w tej chwili wymyślać teorie i (przy okazji je obalać, jeśli są absurdalne :v) czekać na ciąg dalszy.
    I to ja uwielbiam w tym opowiadaniu!
    Takie główkowanie to ja lubię :D
    Nie ma się wszystkiego na tacy, ani nie jest kolejną z tysięcy (?) kalką. Jest realne i jest to atut. Każdy z nas mógłby się utożsamić z daną postacią.
    A styl? Nie mam zastrzeżeń, ale jak była mowa o kwetiapininie (dobrze odmieniłam, prawda?) to aż się uśmiechnęłam - małe zboczenie zawodowe się wkradło :D To, jak opisujesz relacje jest takie naturalne.
    Już cię wyobraziłam, jak robisz wykład na temat tej substancji :v
    *czas na małe fangyrle*
    NO I SHIP MACIEK X MAJA. MOJE OTP *///////*
    Pozdrawiam serdecznie, ściskam mocno i przesyłam moc weny i kakałka! :D
    PS Michaś nie przejmuj się, Słoneczko ;;; Będzie dobrze :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny jak zwykle <3 Coraz bardziej interesuje mnie sytuacja życiowa Mai i w głowie nasuwa się jedno pytanie: "Czy ona nie jest czasem adoptowana?"
    O Michała się nie martwię, bo ze wsparciem Mai da sobie ze wszystkim radę, a co do Mai i Maćka, to oni jeszcze będą razem, czuje to w kościach ;D
    Też życzę ci cieplutko dobrego, a szczególnie nie męczącego nowego roku szkolnego i sądzę, że spokojnie dasz radę prowadzić bloga. Wystarczy jedna godzina dziennie poświęcona, a osoba tak dobrze pisząca jak ty na pewno ma nieustanny przypływ weny ;)
    Ściskam gorąco, Kasia ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny rozdział? Tęsknię za tym opowiadaniem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale mam małe zawirowanie. Może uda się za tydzień. Trzymajcie kciuki ludzie.

      Usuń

Obserwatorzy

Theme by Mia LOG