Rozdział 8
Wszystko, jak na spowiedzi
Szkolne godziny szybko minęły. Maja była temu wdzięczna, gdyż
przez cały ten czas w głowie miała tylko jedno. Jak dobrać się
do dokumentów.
Teoretycznie
miała opracowany jako taki plan, chociaż nie był on wybitnie
trudny i zmyślny. Zamierzała po prostu wykorzystać nieobecność
rodziców.
Oczywiście
tutaj napotykała się na szereg komplikacji, jakie mogły jej
przeszkodzić jak na przykład wcześniejszy powrót opiekunów.
Kompletnie
nie wiedziała, kiedy ojciec wraca. Z tego, co dowiedziała się od
matki, to mogła jedynie oscylować między godziną trzynastą do
dwudziestej. Tak duża rozbieżność czasowa mogła spowodować
fiasko.
Wróciwszy
do domu nie zaprzątała sobie głowy czymś tak trywialnym, jak
zaspokojenie potrzeby głodu. Jedyne co to powiesiła kurtkę na
wieszak i odłożyła plecak. Nie minęły trzy minuty, jak znalazła
się w pokoju, który pełnił funkcję gabinetu mamy.
Było
to dość skromnie urządzone pomieszczenie.
Do
ściany naprzeciwko wejścia przylegał gigantyczny regał wypełniony
segregatorami oraz przeróżnymi książkami z czasów studenckim
mamy Mai. Był to właściwie jedyny most łączący teraźniejszość
Małgorzaty Dębkiewicz z jej przeszłością, o której rzadko kto
coś wiedział.
W
jednym z kątów stał fotel, a tuż przy nim biurko, na którym
leżał laptop mamy i rachunki z pracy, które było skierowane ku
oknu. Aby nadać charakter wnętrzu pani Dębkiewicz przemalowała
ściany na chłodny odcień zieleni.
Całość
nie sprawiała przytłaczającego wrażenia, a jedynie pewien rodzaj
zharmonizowanego chaosu.
Maja
niezbyt często zaglądała do gabinetu mamy. Kiedy była mała,
wszystko tu było dla niej zbyt nudne i nijakie, więc unikała
odwiedzania tych czterech ścian, jednak z biegiem czasu siłą
przymusu musiała tam przychodzić do mamy. Spędzała tu najwięcej
czasu, a więc gdy trzeba było dać mamie zgodę na wycieczkę, Maja
nie miała innej opcji.
Przez
to wszystko nie za bardzo ogarniała gdzie, co się znajduje.
Najpierw
musiała się zastanowić czego dokładniej szukać. Nie miała
żadnej poszlaki ani wskazówki.
Zaczynała
od zera.
To
bez sensu – pomyślała. – Wpadłam na głupi pomysł
tylko z powodu paru zdań i mojej bujnej wyobraźni. Może po prostu
coś źle zrozumiałam...
Jednak drugi głosik w jej głowie obstawał przy tym, żeby
skorzystała z okazji, kiedy jest sama i ma szansę dowiedzieć się
czegoś o sobie i rodzinie.
Maja
westchnęła i potarła czoło. Od czego by tu zacząć...
Zastanowiwszy się chwilę,
przypomniały jej się swoje własne słowa z wczoraj, że życie jej
mamy rozpoczęło się z chwilą założenia przez nią własnej
rodziny.
Tak!
Akt urodzenia. Skoro od czegoś
trzeba było zacząć to właśnie od tego.
Maja
przeszła wzdłuż regału. Tu rozliczenia, PIT– y, akty
dzierżawcze, rachunki, weksle... Matko Boska, czego tutaj nie ma?
Nawet przy tak pedantycznym ułożeniu wszystkich dokumentów ciężko
było wyszukać ten odpowiedni. Akt urodzenia musiał leżeć gdzieś
na wierzchu, ponieważ jest jedną z przydatniejszych rzeczy niż
taki PIT sprzed ośmiu lat.
Zniechęcona takim szukaniem Maja podeszła do biurka. Na wierzchu
nie leżało nic ciekawego, więc pootwierała szuflady.
W jednej z nich leżał gruby zeszyt, który okazał się
kalendarzem. Przy niektórych datach były ponapisywane nazwiska.
31
października – K.
Skwierzyńska
Pewnie to do pracy
– stwierdziła Maja, odkładając kalendarz na bok.
Tuż pod nim leżała teczka. Otworzywszy ją, Maja zobaczyła dwa
wypisy ze szpitala. Daty wskazywały na to, że dokumenty pochodziły
sprzed siedemnastu lat.
– Hmm... Nic o tym nie mówiła.
Przeglądnąwszy dalej dokumentację nie natrafiła później na nic
dziwnego. Jedyną rzeczą, jaka wzbudziła podejrzenia u dziewczyny
to właśnie te wypisy. Skupiwszy się na nich, wyodrębniła tylko
trzy główne powody pobytu w szpitalu.
Dwa razy złamane żebra, jeden raz noga oraz tak samo z lewą ręką.
Niestety nie było w nich nic napisane o przyczynach urazów, więc
pozostawało to jedynie w sferze domysłów.
Oprócz teczki w szufladzie leżał jeszcze plik luźnych kartek, z
czego tylko pojedyncze były pochowane w folijkach.
Jednym z takich dokumentów był akt urodzenia Mai.
Przejrzawszy go, Maja nie zauważyła w nim nic szczególnego.
Wszystko się w nim zgadzało. Jej imiona, miejsce i data urodzenia.
Nie było żadnych wątpliwości, że jej rodzice naprawdę są jej
rodzicami.
Rudowłosa znalazłszy to, czego szukała, stwierdziła, że może
powinna sięgnąć jeszcze głębiej, skoro na razie nie odkryła
niczego, co rzuciłoby nieco światła na mroki przeszłości
rodziny.
Usiadła na chwilę na fotelu i sprawdziła godzinę na zegarze,
który wisiał tuż obok. Było wpół do czwartej.
Przeczesała wzrokiem cały pokój. Będę musiała sprzątnąć,
jak skończę – pomyślała. Niektóre dokumenty leżały w
miejscach, na których wcześniej nie były i ich obecność tam
byłaby od razu powiązania z jej wizytacją.
Maja z lekkim westchnieniem wstała. Fotel cicho zatrzeszczał.
Pozbierała papiery i odłożyła na miejsce. Wahała się jeszcze
przez chwilę czy nie zrobić ksero wypisów ze szpitala, by je
później na spokojnie przejrzeć. Główny problem był jedynie w
tym, że miała tylko drukarkę. Gdy miała robić ksero, to zawsze
robiła je w szkole.
Od razu odrzuciła pomysł z zabraniem dokumentu do szkoły. Nie daj
Boże mama szukałaby czegoś i zauważyła jego brak. Wpadła jednak
na inny pomysł. W końcu była dzieckiem ery komputerów i lenistwa.
Zrobiła po prostu zdjęcie. Jakość była stosunkowo dobra i dało
się rozczytać wszystkie słowa.
Szybko schowała to, co jeszcze zostało. Gdy stwierdziła, że
biurko nie miało na sobie żadnych śladów jej akcji, przeniosła
się na regał. Wszystko było dokładnie poopisywane, jednak żaden
segregator nie był podpisany tak, jakby sobie życzyła. Wyjęła z
półki jeden, który miał zachęcającą etykietkę: Rodzinne.
Na pozór nie było w tym nic ciekawego. Kopia własnego aktu
urodzenia, który widziała wcześniej, dokument potwierdzający
zawarcie małżeństwa między jej rodzicami.
Małgorzata Maria Domagała – Filip Jan Dębkiewicz
Jedyną nową informacją dla Mai było panieńskie nazwisko matki.
Nigdy go nie poznała, gdyż pani Dębkiewicz zupełnie jakby
chroniła swoją prywatność. Mai nigdy nie wpadł w oczy dowód
osobisty jej rodzicielki, co było dość podejrzane. Swoją drogą
nie było to aż tak potrzebne dziewczynie do szczęścia. Dopiero
teraz zapragnęła wszystko wyszukać.
Zrobiła zdjęcie kolejnego dokumentu. Później wszystko zgram na
laptopa – pomyślała. – To coraz bardziej zaczyna
przypominać jakiś marny scenariusz na film o detektywie –
amatorze.
Dalej były tylko wspólne rozliczenia. Dokument z banku sprzed pół
roku, o tym ile jeszcze zostało do spłaty kredytu mieszkaniowego,
ubezpieczenie oraz zdjęcie z prześwietlenia ręki Mai, gdy tak
złamała ją dwa lata wcześniej na początku nauki w gimnazjum.
Rudowłosa schowała to na swoje miejsce. Dziwiło ją to, że tak
mało znalazła. To było zbyt dziwne, żeby było prawdziwe.
Gdy wkładała segregator na miejsce coś i już miała się
odwracać, by wyjść, coś zauważyła kątem oka. Jakiś błysk.
Tuż za wszystkimi teczkami i segregatorami, zasłonięta nimi leżała
mniejsza teczka.
– Czemu tam spadłaś?
Maja wyciągnęła ją i chciała schować na miejsce, ale kompletnie
nie wiedziała gdzie ją odłożyć. Z ciekawości otworzyła ją.
Serce zabiło mocniej w jej piersi. To było to, czego szukała.
Wystarczyło tylko rzucić okiem na pierwszą kartkę.
Małgorzata Maria Domagała
Urodzona: 16 kwietnia 1969, Gniezno
Matka: Anna Izabella Wójcik
Ojciec: Zbigniew Paweł Domagała
Wystarczyły tylko pierwsze linijki, by dowiedziała się czegoś
nowego. Nigdy nie wiedziała, że jej rodzicielka urodziła się w
Gnieźnie. Wzięła całą teczkę w rękę i usiadła w fotelu.
Z każdą kartką oczy otwierały się jej coraz szerzej. Zobaczyła,
że wypisy, na które się wcześniej natknęła, pochodzą właśnie
stąd. Było ich jeszcze kilka. Przeglądając je, zauważyła, że
zaczynają się od 1994 roku, kiedy to jej matka skończyła
dwadzieścia pięć lat.
Jeszcze dalej znalazła zdjęcie z USG. Podpis niżej świadczył o
tym, że to ona sama jako czteromiesięczny płód. Nie wiedziała
jedynie, dlaczego zdjęcie zostało tak schowane. Dalej były inne
badania z okresu ciąży jej mamy. Nie było w nich nic dziwnego.
Daty się zgadzały, więc to musiała być ona. Zapamiętała
nazwisko prowadzącego ją ginekologa.
Oprócz tych plików dokumentów doszukała się też jednej,
niepozornej kartki w wymiarze A5. Nie rzucała się zbytnio w oczy.
Nadgryziona przez ząb czasu miała pożółcone krańce. Wypisana
ręcznie przez czytelne pismo o ładnie zaokrąglonych ogonkach w
literach „y” i „j”, sprawiała wrażenie zapomnianej,
wyrwanej pośpiesznie z większej całości.
Pacjentka sprawia wrażenie oderwanej z rzeczywistości, jednakże
stanowczo widać poprawę (adn. 4.12) w stosunku do wcześniejszych
badań. Przypuszczalnie można zmniejszyć dawkę kwetiapiny lub
zmienić na słabszy zamiennik.
Przeniesiona na oddział 2C
Chociaż Maja nijak znała się na medycznym żargonie, bo w końcu
była tylko przeciętną gimnazjalistką wyczuwała, że coś jej nie
pasuje. Stwierdziła, że jak zwykle w sytuacji, gdy nikt niczego nie
wie, pomocy użyczy jej niezastąpiona wikipedia.
Oprócz tego nie było w teczce już nic. Z lżejszym sercem, że już
skończyła swoje buszowanie na niczym nie przyłapana, opuściła
pomieszczenie, jeszcze raz upewniwszy się, iż wszystko wygląda na
nienaruszone. W takim stanie nikt nie powinien się czegokolwiek
domyślić.
W pokoju na spokojne przeanalizowała fakty. Z pozoru dowiedziała
się tylko o nic nieznaczących faktach z życia jej matki. Prawie
każdy człowiek był w szpitalu z powodu złamania przez głupi
wypadek na schodach czy nawet na prostej drodze. Każda matka
zachowywała pamiątki z okresu stanu błogosławionego. Tutaj
również nie wyczuwała niczego tajemniczego. Jedynym
zastanawiającym faktem była ostatnia notatka i fakt, że wszystkie
te wiadomości z jakiegoś powodu jej matka chciała ukryć.
Mai nagle zrobiło się zimno. Podeszła do kaloryfera i odkręciła
pokrętło na maksimum. Jej wzrok skierował się ku oknu.
– Ożesz ty. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam! – krzyknęła.
Zapomniała o Maćku. Przecież jeszcze dzisiaj miała mu zanieść
lekcje. W końcu był piątek. Zerknęła na zegar. Wskazywał na
czwartą. Hipotetycznie mogłaby jeszcze iść do niego i dać mu
wcześniej skserowane notatki, ale chciała być w domu w razie,
gdyby jej tata miał właśnie wrócić.
W duchu była sobie wdzięczna, że kupiła doładowanie na komórkę
i wysłała chłopakowi sms– a.
Sorki, ale dzisiaj nie mogę dać lekcji. Przyjdę jutro
Nie czekała zbyt długo na odpowiedź. Firana w jego oknie
zafalowała i Maciek patrzył prosto w jej stronę, jednocześnie
wskazując na telefon. W tym samym czasie komórka zawibrowała.
Wszystko ok?
Tak, ale nie mam czasu.
Podniosła jeszcze kciuk do góry, by Nowak nie miał żadnych
wątpliwości. Ten jedynie uśmiechnął się. Mai jakoś tak zrobiło
się cieplej na sercu. To miłe, że zapytał, czy wszystko gra.
Maciek wrócił do tego, co robił. Rudowłosa jeszcze przez chwilę
patrzyła na miejsce, w którym zniknął. Czasami zadziwiało ją
to, że zna go tak długo, a tak naprawdę nie wie o nim tyle, ile by
chciała.
Z westchnieniem pełnym czegoś na kształt smutku i rozczarowania,
które pojawiło się znikąd, ale zapanowało w tym najważniejszym
dla ciała mięśniu, oderwała się od okna i poszła do kuchni coś
zjeść. W końcu była głodna.
Drzwi do mieszkania zaskrzypiały, obwieszczając, że ktoś wchodzi.
Panele poniosły po mieszkaniu odgłos butów wydeptujących drogę.
Szelest torby oraz ciężki oddech sprawiły, że Maja rozpoznała w
gościu własnego ojca. Niepewnie wyszła z pokoju. Nadeszła pora na
konfrontację.
Nie wiedziała czego się spodziewać, ale gdy zobaczyła swojego
rodzica, coś wewnątrz niej się zacisnęło.
Filip wszedł do korytarza skulony jak pies. Wyglądał jak chodzący
trup. Twarz miał poszarzałą, zapadniętą z cieniami pod oczyma.
Same oczy były podpuchnięte i zaczerwienione, z czego jedno –
lewe – zostało podbite i wyglądało niczym dorodna śliwka.
Maja oparła się o futrynę drzwi swojego pokoju. Milczała i
obserwowała. Czekała na pierwszy ruch ojca. Ten obrzucił ją
spojrzeniem zdrowego oka, zdjął kurtkę i miał się już odwrócić,
by wejść do dużego pokoju, gdy rudowłosa wreszcie się odezwała.
– Nie zamierzasz nic powiedzieć?
– Matka i tak pewnie wszystko ci powiedziała – pan Dębkiewicz
chciał wzruszyć ramionami, ale widocznie za bardzo go to bolało,
gdyż skrzywił się.
– Powiedziała to, co wiedziała – zauważyła dziewczyna. –
Jest jeszcze wiele luk. Jak chociażby zwykłe: Dlaczego?
– Chodź – ojciec powiedział tylko tyle i wskazał na pokój.
Usiadł na kanapie, potarł nieogolone policzki, muskając lekko
podbite rejony. Zasyczał z bólu – Cholera jasna, mamy jakieś
woreczki z lodem, groszek lub mięso?
Maja pokręciła głową w geście zaprzeczenia. Ona usiadła na
fotelu, tuż naprzeciwko niego.
– Co wiesz? – spytał tata.
Jego córka pokrótce opowiedziała jej to, co jej mama. O tym, że
obie już wiedzą, że nie chodzi do pracy od dłuższego czasu, jak
i o tym, że zadłużył się u paru osób i przez to wywołał
bójkę.
– Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?
– Nie zrozumiesz tego, jesteś...
– Jestem zbyt młoda – przerwała mu. – Daj spokój. To marny
argument. Nie jestem dzieckiem, już dawno zaczęłam rozumieć, że
sytuacja w naszej rodzinie nie jest taka, jaka być powinna. Ta
obojętność... to nie jest dobre.
Filip pokiwał głową. Nie mógł się nie zgodzić.
– Po prostu co coś między mną a twoją matką zaczęło się
wypalać. Żyjemy razem, a jednak osobno. Przykro mi to mówić, ale
jedyną rzeczą, jaka nas łączy jesteś ty – powiedział jej
prosto w oczy,
W środku, w głębi duszy Mai coś pękło. Wiedziała o tym
doskonale, ale potwierdzenie tego w taki sposób było okrutne.
Bolesne.
– Przepraszam, że to tak zabrzmiało – dodał po chwili ojciec.
Zmarszczył czoło. – To mogło zabrzmieć zbyt ostro.
– Przyzwyczaiłam się. Powiesz coś, czego nie wiem? Bo na razie
mówimy o sprawach oczywistych – nie mogła powstrzymać sarkazmu
cisnącego się na jej usta. To była reakcja obronna.
– Co mam powiedzieć? Jak do tego doszło? Po prostu. Wypaliłem
się.
– To nie jest żadne wytłumaczenie.
– Proszę cię, nie utrudniaj mi tego – powiedział pan Dębkiewicz zmęczonym tonem.
– To. Po. Prostu. Mi. Powiedz – wycedziła.
Ten spojrzał na nią poważnie, zmarszczył brwi i otworzył usta,
by po chwili zamknąć i ponownie otworzyć. Maja widziała, że się
waha.
– Nie oceniaj mnie za to, co teraz powiem, okej?
– Postaram się.
– Hmm – westchnął. – Od czego zacząć. Zostałem wyrzucony z
pracy dwa miesiące temu. Wiesz, psychiatra pod wpływem używek w
pracy może liczyć tylko na natychmiastowe zwolnienie. Po prostu
niektóre rzeczy mnie przerosły. Oczekiwania twojej matki wobec mnie
i zarobków. Doskonale rozumiesz, jak bardzo lubi żyć na
przyzwoitym poziomie.
Nie chciałem, aby się o tym dowiedziała, więc musiałem grać.
Wychodziłem codzienne rano do pracy, a tak naprawdę szlajałem się
gdzieś po mieście. Przez to musiałem brać skądś kasę.
Zapożyczałem się u znajomych oraz innych ludzi. Niekoniecznie u
takich, którym by się to nie opłacało. Zadłużenie rosło i
rosło, aż mieli tego dosyć. Też nie byłem lepszy. Prowokowałem,
myślałem, że bardziej zależy im na oddaniu forsy niż na tym, jak
oni wyjdą po tej bójce. Przeliczyłem się – parsknął na wpół
żałośnie, na pół ze śmiechu.
– I tylko dlatego nic nie mówiłeś?
– Poniekąd. Nie wiesz, jak to jest być w takiej sytuacji.
– Owszem, nie wiem – przyznała. – Ale nadal sądzę, że to
bezsensowne.
Kłykcie dziewczyny pobielały, zaciśnięte dłonie na krawędzi
stołu, pulsowały.
– Nic nie mówicie, tylko milczycie. Ty masz tajemnice, mama ma.
– Maju – zaczął – każdy chowa coś przed światem i to
całkowicie zrozumiałe. Choćbyś znała kogoś przez całe życie,
nigdy nie poznasz go w całości. Takie jest życie i lepiej, żebyś
poznała tę prawdę już teraz. A teraz daj mi chwilę, muszę
pomyśleć – powiedział.
Machnął ręką, tak jakby chciał odgonić córkę. Ta przełknęła
ślinę i schowała dumę w kieszeń. Nic jej ta rozmowa nie dała.
Jedynie znowu spowodowała więcej pytań. Jedynym promykiem słońca
wśród tych burych chmur był fakt, że jej ojciec po raz pierwszy
od dłuższego czasu przyszedł trzeźwy jak nigdy.
Kiedy jej mama wróciła, Maja znalazła się znowu w swoim pokoju.
Zza zamkniętych drzwi słyszała podniesione głosy. Były zbyt
niewyraźne, by mogła coś z nich wyłuskać. Zrezygnowana zajęła
się czytaniem książki. Tym razem kłótnia nie przebiegała tak,
jak zwykle. Mimo hałasu rozmowa była stosunkowo wyważona. Obyło
się bez niepotrzebnej siły.
Maja miała nadzieję, że to może świadczyć o lepszym jutrze.
Następnym dniem była sobota. Maja nareszcie mogła się wyleżeć w
łóżku i starała się jakoś zaplanować swój dzień. Wiedziała,
że na pewno będzie musiała iść do Macieja oraz zacząć robić
te przeklęte lekcje. Mimo że rok szkolny trwał już prawie trzy
miesiące nauczyciele nie mieli litości. Zadanie poganiało
kartkówkę, a ona była jedynie preludium do sprawdzianu. Wszystko i
tak dążyło ku kwietniowi, kiedy to wreszcie nadejdą egzaminy.
Zmarszczyła czoło. Było nadzwyczajnie cicho i spokojnie jak na
sobotni poranek. Zwykle budził ją zapach kawy, którą pili rodzice
oraz śniadania, jednak nie tym razem. Zerknęła na budzik. Było
wpół do dziesiątej. Wstała i swoje pierwsze kroki skierowała ku
dużemu pokojowi. Siedzieli w nim jej rodzice, a w tle cicho
przemawiał reporter o wydarzeniach rozgrywających się za granicą.
– Cześć – powiedziała cicho i niepewnie. Weszła do pokoju i
usiadła obok nich.
– Hej – odpowiedzieli.
Coś wisiało w powietrzu. Latorośl Dębkiewiczów odchrząknęła.
– Coś się stało?
– Dlaczego miałoby się coś stać – od razu odparowała mama. –
Po prostu tutaj siedzimy.
– Aż, nie po prostu. Może po prostu powiesz, o czym
rozmawialiście?
Rodzice spojrzeli po sobie. Głos podjął Filip, do tej pory
milczący i kontemplujący kwiatek stojący obok telewizora.
– Mówiliśmy o mnie, o tym, o czym i tobie mówiłem. Wszystko
sobie wyjaśniliśmy, prawda?
– Tak, oczywiście – poparła go mama.
– Przestańcie – przerwała Maja. – To nie w waszym stylu.
Przyznaję, nienawidzę, gdy się kłócicie, ale to – wskazała
palcem na nich – jest o wiele dziwniejsze i gorsze.
Zirytowana poszła do kuchni coś zjeść. Dała im chwilę namysłu,
by zdecydowali czy przemilczeć ponownie to, co się między nimi
działo, czy też może powiedzieć wszystko, jak na spowiedzi.
Zrobiła sobie jakąś kanapkę i jednych uchem słuchała cichej
konwersacji między swoimi rodzicami.
– Ty to zrób. To twoja wina – fuknęła Małgorzata
– To nijaki argument.
Zdecydowanym krokiem wróciła.
– To jak? – spojrzała po nich. To było śmieszne. Zachowywali
się, jakby byli dziećmi, a to ona dorosłą. Uniosła jedną brew
tak, jak robiła to jej mama, gdy coś nie szło po jej myśli.
– Siadaj. Z tego, co wiem – tu mama Mai zlustrowała męża
ostrym spojrzeniem – nie powiedział ci o jednej ważnej rzeczy.
– Po prostu przez tę bójkę będę miał sprawę w sądzie –
rzucił ojciec. – Nie chciałem ci tym zaprzątać głowy.
Maja wytrzeszczyła oczy. W sumie to się tego spodziewałam,
ale... – pomyślała.
– I chciałeś nic nie mówić – skierowała do ojca, po czym
zwróciła się do matki – ty tak samo!
– Masz szesnaście lat. To nie powinno ciebie interesować –
zauważyła chłodno jej matka. Spięte włosy w ciasny warkocz
spowodowały, że twarz wydawała się ściągnięta.
– Mam szesnaście lat i właśnie dlatego mogę – sparowała. –
Tylu rzeczy nie wiem.
– O niektórych rzeczach nikt nie powinien wiedzieć i jesteśmy
tego świadomi obydwoje z twoim ojcem.
Maja już otworzyła usta, by dalej drążyć temat, ale
zrezygnowała. Już wiedziała jak to dalej będzie się toczyć. Jej
słowo przeciwko ich.
– Cokolwiek powiem i tak będziecie to mieli gdzieś, prawda?
Jestem przegrana – warknęła.
– Daj jej spokój, Gośka – wtrącił się jej ojciec. – Teraz
zdecydowanie wyolbrzymiasz. Było okej, spokojnie, a teraz znowu...
– Ja po prostu proszę was o szczerość. Sami wymagacie tego ode
mnie, ale ja już nie mogę na to liczyć – powiedziała rozżalona
Maja.
Ciepła dłoń jej ojca oparła się o czubek jej głowy. Dawno nie
dostała od ojca grama uwagi, a co dopiero jakiegokolwiek miłego
gestu, więc nieźle ją to wstrząsnęło. Oczywiście to byli jej
rodzice, także wszelkie uczucia byłyby tu wskazane, a wręcz
oczekiwane, ale w jej rodzinie było to niebywałe. Dawno nie odczuła
z ich strony czegoś takiego.
Kiedy miała dziesięć lat, zakończył się u niej pewien etap
dzieciństwa. To właśnie do tej pory żyła w bańce szczęścia, a
przynajmniej pewnej jej iluzoryczności. Była głucha i ślepa na
to, co się wokół niej działo, bo tego chcieli jej rodzice. Dbali
o nią jak o kruchą porcelanową laleczkę, ale po pewnym czasie,
gdy zaczęła dorastać, docierały do niej pewne fakty.
Przecież nie było zwyczajne to, że dwoje rodziców żyło ze sobą,
ale jednocześnie jaku oddzielnie. Nie jadali razem obiadów, jedynie
na święta Wielkanocy i Bożego Narodzenia siadali przy jednym
stole. To nie było normalne, to nie było dobre. To wtedy powstała
między nimi ta bariera, która istniała po dziś dzień.
Maja zamrugała, by odpędzić wspomnienia. Dłoń została zabrana,
a jedynym śladem, że znajdowała się na jej głowie, była nieco
przyklapnięta czupryna.
– Postaramy się – obiecał Filip.
Pani Dębkiewicz zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Tylko nie wiem co, to zmienia. To nie są sprawy dla dziecka, bo
pragnę przypomnieć, że nim jesteś – powiedziała.
– Nic nie zmienia. Ja po prostu chcę wiedzieć, co się wokół
mnie dzieje. Czy to takie trudne do zrozumienia?
Wzrok Małgorzaty nieco zmiękł. Może uświadomiła sobie, że
może jest trochę zbyt ostra? – pomyślała jej córka.
– Widocznie tak. Skoro już chcesz wszystko wiedzieć, to jak
słyszałaś, ojciec będzie miał sprawę razem z tamtymi gośćmi.
Na razie został wypuszczony, ale to tylko tymczasowe rozwiązanie –
tłumaczyła.
Maja pokiwała głową na znak tego, że rozumie. Po opisaniu
sytuacji i nakreśleniu jej toru biegu cała rodzina jak nigdy
wcześniej zjadła śniadanie.
Może to coś zmieni? Może nadeszły lepsze czasy?
Myliła się, a do uświadomienia sobie tego potrzebowała jeszcze
trochę czasu.
Odrobiwszy swoje lekcje, stwierdziła, że pora pójść do Maćka i
dać mu te lekcje, by w niedzielę się tym nie kłopotać. Założyła
jedynie gruby sweter, bo nie widziała sensu w zakładaniu kurtki do
przejścia kilkunastu metrów do bloku obok i już była u kolegi.
– Dzień dobry pani Renato – przywitała się – Jest Maciek,
mam lekcje?
Podniosła plik kartek, które trzymała w dłoni na potwierdzenie
swoich słów.
Kobieta uśmiechnęła się.
– Wchodź. Nie ma go, musiał wyjść na chwilę, chociaż mówiłam
mu, żeby został. Jeszcze bardziej pogorszy swój stan – pokręciła
głową z dezaprobatą.
– Aha – Maja westchnęła – To ja mu to położę na biurku i
...
– Nie no co ty! Może herbatki? Poczekasz na niego. Mówił, że
macie jakąś pracę do szkoły.
– Nie, dziękuję. Jeszcze musimy parę rzeczy omówić. Zaczniemy
cokolwiek robić w kierunku tego projektu może dopiero za tydzień.
– Hmm... no dobrze. Nie jest ci za zimno? – spytała z troską
pani Nowak. Jakby na przekór tym słowom w mieszkaniu było
stosunkowo ciepło. Widocznie w kuchni było coś pieczone, gdyż w
powietrzu unosił się zapach przypraw, a z kierunku serca mieszkania
buchało ciepłem.
– Nie, nie jest. To ja tylko odłożę i już znikam –
powiedziała jeszcze raz Maja.
Naprawdę lubiła mamę Maćka, ale nie miała dość dużo
cierpliwości do tego typu ludzi, którzy potrafią zawracać nos z
jakiegokolwiek powodu.
Drzwi do pokoju Macieja były uchylone. W pomieszczeniu panował
lekki bałagan, zupełnie jakby po przebudzeniu chłopak nie trudził
się z ogarnięciem całego rabanu.
– Mógłby coś zrobić – mruknęła pod nosem. Żwawym krokiem
podeszła do biurka. Na samym wierzchu położyła ksero. Z
ciekawością zerknęła na rysunki leżące tuż obok.
Była naprawdę pod wrażeniem. Na kartkach nie rozpoznawała
większości postaci, ale na widok tych, które znała, aż się
uśmiechnęła.
Mogła zobaczyć postacie z gier, książek, nawet karykatury paru
nauczycieli. Jednym słowem miał talent. W tej chwili zorientowała
się, że najlepiej dla niego byłoby nie marnować talentu, jaki
naprawdę miał. Przeglądała rysunki. Po datach zapisanych z tyłu
widziała, jak bardzo zmieniał się w ciągu tego całego okresu.
Lepiej oddane szczegóły, pewniejsza kreska. Może i nie znała się
na rysunku zbyt dobrze, a może nawet wcale, to z ręką na sercu
mogła powiedzieć, że to było naprawdę coś.
Najnowszy rysunek był na razie jedynie szkicem. Owal twarzy, zarys
oczu i ust. Nic poza tym. Na pewno będzie tak samo udany, jak
poprzednie – pomyślała Maja. Odłożyła wszystko na swoje
miejsce i gdy upewniła się, że wszystko jest nienaruszone, wyszła
z pokoju, pożegnała się z Renatą i opuściła mieszkanie Nowaków.
Miała cały weekend, by zrobić porządek z tym całym bałaganem,
który zrzucił na jej głowę.
Nowy tydzień rozpoczęła dość optymistycznie. W domu był
względny spokój, więc wreszcie nie musiała się skupiać na
opanowywaniu sytuacji. Oczywiście to nie sprawiło, że zamknęła
oczy na nowe sytuacje, które postawiły rodzinę do góry nogami.
Tym bardziej z większą energią i zawziętością postanowiła, że
postara się wszystko wyjaśnić, jakkolwiek trudne by to było.
Do szkoły przyszła, bujając w obłokach. Jej myśli ciągle
kierowały się ku znaleziskom lub projektowi na plastykę.
– Cześć, Maja – usłyszała głos Sandry. Blondynka szła
dziarskim krokiem z przeciwnej strony.
– Hej. Co tam? Jak ci minął weekend? – spytała.
– Było spoko. Ojciec zabrał mnie i brata do kina. Wiesz, by
zacieśnić więzy. Separacja, te sprawy – powiedziała na luzie.
– To dobrze – stwierdziła Maja. Obie dziewczyny weszły do
szkoły, pogadały jeszcze trochę o sytuacji u Sandry i poszły pod
salę od matematyki. Rudowłosa lekko uśmiechała się, słuchając
tego, jak podczas seansu jakaś parka przed nimi starała się sobie
umilić czas, ale coś im nie wyszło, gdyż chłopak pomylił
stronę, po której siedziała jego ukochana i przez przypadek
zmolestował jakąś starszą kobietę.
– I go uderzyła, uwierzysz?! Śmialiśmy się z tego przez dobre
piętnaście minut, a inni się na nas gapili.
– Nie zazdroszczę doznań – zażartowała Dębkiewicz.
– Co się zobaczyło, się nie odzobaczy.
– Tez prawda.
Kiwnęły głowami w kierunku Kingi oraz Darii, która stała wraz z
Tomkiem i jak zwykle się do niego przytulała. Gdzieś dalej Antek,
razem z Kubą i Łukaszem zaśmiewali się z czegoś do rozpuku.
Nigdzie nie było widać Maćka ani Michała.
– Nie w miejscu publicznym – Sara zganiła Darię oraz Tomka.
– Daj im spokój. Są tacy uroczy – zaprzeczyła Kinga.
– Yhym, tak uroczy, że za chwilę nie powstrzymam tej tęczy, co
chce się ze mnie wydostać.
Daria i Tomek szczerzyli się, słysząc przekomarzania ich
znajomych.
– Cześć, Maja – przywitała się Daria – A ty nic nie
powiesz?
– A co mam powiedzieć. Póki nie dojdziecie – w tym miejscu
przewróciła oczami – do drugiej bazy w moim pobliżu, nie mam nic
przeciwko.
Tomek poruszył brwiami w znaczący sposób.
– Ten widok będzie zarezerwowany tylko dla czterech ścian mojego
pokoju.
– Już coś takiego planujesz – Daria dźgnęła go w żebro.
– Ała. Ja tylko głośno myślę.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem.
– Ja wiem, że jestem twoją dziewczyną, ale nadal mam
wątpliwości, czy myślisz. Nie martw się, kocham cię i tak jako
takiego „buta”.
Maja milczała. Przyglądała się scenom rozgrywającym się na jej
oczach i targały nią wątpliwości.
Miłość. Czy mają prawo mówić o czymś tak poważnym? W
ich wieku można myśleć o zauroczeniu, zakochaniu się, ale czy
można o miłości? Nie wiedząc dlaczego, Mai wydawało się to zbyt
poważne, jak dla nich. Ledwie wyrośniętych od ziemi. I chociaż
brzmiało to tak, jakby ona sama miała co najmniej siedemdziesiąt
lat, to tak właśnie myślała i raczej nie zapowiadało się na to,
by rychło zmieniła zdanie.
– Zawiesiłaś się, czy co? – poczuła szarpnięcie prawej ręki.
Zamrugała i spojrzała na Sandrę, która patrzyła na nią z
troską. Po tamtej kłótni zupełnie nie wracały do tematów, które
wcześniej poruszono i zachowywały się jak gdyby nigdy nic.
– Oh, nie. Tylko się zastanawiałam.
– Nad czym?
– Nad nimi – wskazała na parę obok nich.
– Hmm? I co?
– Nic, w sumie to życzę im, aby się udało dotrwać ich
związkowi przynajmniej do końca roku szkolnego.
Poruszyły temat trwałości poprzednich związków Tomka i Darii,
przez co długość ich wspólnego rysowała się dość kiepsko,
jednakże nie można niczego brać w życiu za pewnik.
Gdy zadzwonił dzwonek, weszli do sali wraz z panią Niedziałkowską.
Dopiero w trakcie sprawdzania obecności do sali wpadł zdyszany
Maciek.
– Przepraszam za spóźnienie – wysapał.
– Ostatnio nieobecny, a jak przyłazi, to się spóźnia –
zauważyła ironicznie.
– Tak wiem, wszyscy mi mówią, że jestem niereformowalny –
uśmiechnął się. Na ten komentarz wszyscy się roześmiali.
– Przynajmniej dobrze, że się przyznajesz, a teraz siadaj na
miejscu.
Rozbawiona nauczycielka dokończyła sprawdzanie listy.
– Więc nie ma tylko Michała. Frekwencje macie w tym roku naprawdę
niezłą – stwierdziła. – Mam nadzieję, że tego nie
zepsujecie. A teraz przejdźmy do kochanych funkcji.
Nauczycielka powtórzyła to, co omawiali w piątek, a Maja cichym
szeptem spytała Sandrę, czy może wie, dlaczego nie ma Michała.
– Nie słyszałaś? Nie weszłaś od soboty na facebooka?
– Powiedz, co się stało? – zirytowała się Maja. – Byłam
zajęta.
– Antek znowu coś wstawił. Tym razem chyba przesadził, bo
oberwało się właśnie Michałowi.
– To znaczy? – dopytywała Dębkiewicz.
Sandra pełna powagi pokręciła delikatnie głową i jeszcze
bardziej zniżyła głos.
– Lepiej sama zobacz na następnej przerwie.
Jejku tak dawno mnie tu nie było. Nie miałam czasu ani pisać, ani czytać, a teraz jak wzięłam się za siebie, to spotkała mnie tu taka miła niespodzianka :) Przeczytałam wszystkie rozdziały, które powstały podczas mojej nieobecności i mogę powiedzieć tylko jedno - Genialne! Tak jak wcześniej byłam zainteresowana relacją głównej bohaterki z Maćkiem, tak teraz zeszło to na drugi tor na rzecz jej sytuacji rodzinnej. Zaintrygowałaś mnie tą końcówką. Przeczuwam, że Antek tym razem ukazał tak skrywaną (rzekomą) inną orientację Michała i boleśnie odbije się to na chłopaku. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału, żeby dowiedzieć się, czy moje domysły są prawdziwe *.* Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńŚciskam, Kasia.
Kasiu cieszę się, że nadszedł czas na twój comeback. Czekałam na kolejny rozdział na twoim blogu i zbieram się, żeby go przeczytać.
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozostaje mi powiedzieć, że masz słuszne domysły :)
Oooo, to bardzo miłe, serdecznie zapraszam :*
UsuńSkoro moja teoria jest słuszna, to tym bardziej nie mogę się doczekać *.*
Sama nie wierzę, że połknęłam 8 rozdziałów tak szybko. Jestem pewna, że gdyby było ich więcej to siedziałabym do 5 rano i je czytała :)
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział jest coraz ciekawiej. Na początku liczyłam, że relacja Maja-Maciek, będzie tutaj na pierwszym planie, ale nie zawiodłam się. Ich znajomość rozwija się fajnie i powoli (chociaż znają się od dziecka), a nie leci szybko. Mam nadzieję, że z czasem pojawi się jakiś wątek i zostaną parą, a nie skończy się na tym że tylko pod koniec wyznają sobie uczucia i będzie koniec bloga.
Ok, ale koniec z Maćkiem i Mają, przejdźmy do jej sytuacji w domu. Zaczęło się niepozornie - jest córka i są rodzice zajęci pracą. Potem te kłótnie, problemy z ojcem, tajemnice matki. Maja była niczym tajny detektyw :) Pewnie jeszcze bardziej rozwiniętesz ten wątek, bo chciałabym poznać odpowiedzi na wszystkie pytania, które dręczą Maję.
Moglabym przeciągać ten komentarz w nieskończoność, ale nie wiem czy jest sens ;p
Chciałabym pisac tak jak ty. Po prostu masz "to coś" i każdy rozdział który napiszesz czyta się świetnie!
Blagam, nie zostawiaj tego bloga proszęęę :( Przeczytałam, że kolejny rozdział ma się pojawić pod koniec sierpnia. No cóż, pozostało mi tylko czekać :) Wiem, że komentarze motywują do dalszej pracy, więc pisałam za każdym razem :D Mam nadzieję, że mimo dużej ilości nauki w liceum dasz radę i będą nowe rozdziały na blogu :)
Jak zwykle i tak zapomniałam napisać i coś jeszcze o czymś co chciałam haha Więc po prostu ślę wenę :)
"Zawsze Maciek i Maja, zawsze" :D
Miałam szeroki uśmiech czytając twoje komentarze :) Przyznaję się do winy. Dziękuję za przemiłe słowa, dały kopa do pisania, a tego zazwyczaj mi brakuje. Powiem szczerze, że ten blog na początku był dla mnie formą zabawy i wylania uczuć. Dopiero czekając na tramwaj do szkoły rysowała się fabuła związana ze wszelkimi tajemnicami na jakie natknęła się i dopiero się natknie Maja.
UsuńPostaram się nie porzucić bloga, zazwyczaj kończę co zaczynam, więc możecie mnie wszyscy trzymać za słowo.
Pozdrawiam i jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Ps. Do tej pory zastanawiam się jak to zakończyć, bo przyznaję się, że uwielbiam smutne zakończenia.
Intrygujesz coraz bardziej! Sytuacja rodzinna Mai jest co najmniej dziwna... Te dokumenty... Niby wszystko się zgadza, ale jednak coś jest nie tak. Tylko zastanawiam się co... I jeszcze te wypisy ze szpitala. Aż tyle? Co się działo kiedyś w życiu matki Mai? Ach, nie mogę się doczekać, kiedy odkryjesz przed nami te wszystkie tajemnice!
OdpowiedzUsuńJest też Maciek... Czemu mam wrażenie, że ten rysunek, to będzie portret Mai? Bo coś mi się wydaję, że ten chłopak jest w niej najzywczajniej w śiwecie zakochany :D
A ten Antek... Nie wiem, co tym razem przeskrobał, ale i tak chyba nie za bardzo go lubię :D