Sam tytuł posta mówi sam za siebie, prawda?
Nie wiem co mam napisać, aby nie czuć się bardziej winną, niż już i tak się czuję.Nie wiem jakich słów oczekujecie, więc nie chcę kłamać. Ja po prostu już dawno straciłam do tego bloga pomysły. Założenie tego bloga, rozpoczęcie DW miało być czymś zupełnie innym, miało mieć zupełnie inną fabułę, która miała się ograniczyć tylko do wątku romantycznego między Maćkiem i Mają, jednak coś mi nie wyszło i za bardzo zaszalałam. Pogubiłam się w tym wszystkim. Zapętliłam się w rozpoczętych wątkach, które nie wiem, jak chciałam doprowadzić do końca. Opowiadanie mnie przerosło i może po prostu zabrakło mi tyle samozaparcia, aby pociągnąć dalej fabułę. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że przecież mam też szkołę, a liceum niestety nie okazało się być bułką z masłem. Możecie pod tym postem, o ile ktoś to w ogóle czyta, pisać, co myślicie o tym wszystkim.
Postanowiłam być jednak uczciwa i napisać jakieś słowa wyjaśnienia, niż po prostu porzucić to wszystko bez żadnej informacji.
Zdecydowanie lepiej idzie mi w krótszych formach i może to jeszcze nie pora na własne światy. Potrzebuję czasu, a nie chcę pozostawiać was w niepewności.
Bloga nie usunę, niech sobie wisi. W końcu chyba te jedenaście rozdziałów nie wadzi nikomu. Ale zaraz, zaraz. Jak jedenaście, pytacie, skoro na blogu jest tylko dziesięć?
Ano zdecydowałam, że wstawię fragment tego, co napisałam od listopada zeszłego roku, chociaż tyle mogę zrobić dla was.
Nie mówię nie historii Mai i Maćka. Może powróci gdzie indziej i kiedy indziej, może pod inną postacią. Szukający ją znajdą :)
Tymczasem pozdrawiam Was wszystkich i życzę Wam mnóstwa zakończonych i dobrych opowiadań, ponieważ wiem, że moje nie zaliczało się do żadnej grupy.
Rozdział 11
Wszystkie kłamstwa duże i małe
Dzisiaj
miała się odbyć rozprawa. To nie było zbyt trudne, jak sądziła,
że będzie. Miała po prostu czekać na rodziców w domu, gdy wróci
ze szkoły. Mogłoby się wydawać, że nie jest to nic trudnego. W
końcu niczego od niej nie wymagano, jednak naprawdę, ale to
naprawdę nie potrafiła się nie stresować. Zajmowała się
praktycznie wszystkim, by o tym nie myśleć.
Odrobiła
wszystkie lekcje, posprzątała szafę, ale to nadal było za mało.
Włączyła więc laptopa i otworzyła folder z dokumentami
związanymi z jej mamą.
Prawdę
mówiąc, było to dość żałosne, prawda? Zbieranie informacji jak
jakiś podrzędny detektyw. To nic nie dawało. Owszem przecież
niektóre sprawy nigdy nie doczekiwały się rozwiązania, ale
liczyła na coś więcej, niż to, co miała. Jakąś podpowiedź,
wskazówkę, która pomogłaby jej jakoś zacząć.
Miała
zaledwie parę informacji o lekach, o których wspomniane było w
karcie zdrowia. Nie wiedziała jednak z czyjej ani gdzie ta osoba
przebywała. Totalnie ślepa uliczka.
Maja
uważnie przyjrzała się nazwom plików. Karta, akt urodzenia_mama,
akt urodzenia_tata, własne. Tak naprawdę nic jej to nie dawało.
Trzeba to było jakoś zebrać w jedną spójną całość. Problemem
było to, aby znaleźć jeden wspólny mianownik.
Nie
wiedząc, co zrobić weszła na jeden z portali społecznościowych.
Zobaczyła, że zielona kropka jest widoczna przy nazwisku jej
koleżanki. Ta prawdopodobnie zobaczyła to samo, bo niecałą minutę
później przyszła do niej wiadomość.
Sandra:
No cześć :)
Maja: Hej
Sandra: Co robisz? Ja męczę
się z matmą.
Maja: Nudzę się, nie wiem
co ze sobą zrobić.
Sandra: Może włącz muzę
na całość i zatańcz coś :P
Maja: Nie mam humoru.
Sandra: Coś się stało?
Maja: Nie, po prostu. Wiesz, jak jest :)
Kłamanie w Internecie było zaskakująco łatwe. Rudowłosa przez
chwilę zrozumiała fenomen tego, jak ludzi podawali się pod inną
osobę. To tylko zbitek liter tworzących złudny obraz. Dwa różne
miejsca w przestrzeni, które dzielą od siebie dwoje ludzi.
Sandra: W razie czego to wiesz, wal śmiało.
Maja: Dzięki i jak tam matma?
Sandra: Funkcje mnie dobijają.
Maja: Za rok będzie jeszcze gorzej...
Sandra: Ale ty umiesz pocieszać.
Maja: Taka już moja rola.
Sandra: Na razie to musimy skończyć gimbazę. Mamy całe pół
roku.
Maja: Co racja, to racja.
Sandra: A właśnie...
Maja: ?
Sandra: Myślę o wycieczce.
Maja: A kto nie myśli :P
Sandra: Nie wiem, czy warto jechać.
Maja: Na razie nic nie wiemy. Wstrzymaj się.
Sandra: Moja mama mówi, że prawdopodobnie pójdziemy do
katedry albo do muzeum.
Maja: Byłoby słabo. Z jakiegoś powodu jesteśmy w klasie d.
Ponoć profil przyrodniczy...
Sandra: I co z tego xD Od pierwszej klasy nic z tym nie
robimy. To tylko nazwa xD
Maja: Ja mam nadal nadzieję.
Sandra: W ogóle gdzie byśmy poszli? Coś jest ciekawego w
Gnieźnie?
Maja: Nie wiem.
Sandra: Poczekaj...
Maja: Ok
Dziewczyna przełączyła kartę w przeglądarce na pocztę.
Sprawdziła, czy nie dostała żadnych wiadomość, a gdy usłyszała
charakterystyczny dźwięk powiadomienia, wróciła na poprzednią
zakładkę.
Sandra: Już jestem. Poszłam
do kuchni po herbatę.
Maja: Okej, okej :D
Sandra: Przy okazji spytałam
się mamy co ciekawego jest pod względem przyrodniczym...
Maja: I co?
Sandra: NIC
Maja: Mówiłam.
Sandra: Jest rezerwat
przyrody...
Maja: A my mamy park, więc
nie ma sensu.
Sandra: Chyba że
psychiatryk xD Możemy tam usadzić kogoś z naszej klasy :P
Maja poczuła się tak, jakby poraził ją prąd. Czyżby to było
to, czego szukała? Czy odpowiedź na wszystko mogła się mieścić
w tym jednym zdaniu? To nie mogło być takie proste, inaczej
przeklnęłaby siebie za swoją głupotę.
Zmarszczyła brwi. Nie szkodziło znaleźć pewnych informacji.
Nadmiar wiedzy nie był czymś bolesnym.
Maja: Taa, to dobry pomysł. Słuchaj, muszę zejść. Nie
wiem, kiedy wrócę.
Sandra: Okej :D Mam nadzieję, że idziesz do Maćka :3
Rudowłosa zaczerwieniła się, czytając te słowa. To nie tak, do
diabła!
Maja: To nie jest śmieszne.
Sandra: No już, już. Nie bulwersuj się tak :)
Maja: Pa :*
Sandra: Pa i wiesz, ja i tak wiem swoje ;P
Dębkiewicz nie zamierzała już nawet komentować ostatniej
wiadomości od koleżanki i po prostu ją zignorowała.
Była trochę podekscytowana tym, o czym się dowiedziała. To mogło
jakoś pomóc ruszyć sprawie. Wpisała w wyszukiwarkę słowa
kluczowe i po chwili kliknęła pierwszy odnośnik do strony
szpitala. Pierwsze co, to rzuciła się jej w oczy uboga szata
graficzna, jednak po krótkim namyśle rudowłosa stwierdziła, że
to zupełnie nie przeszkadza. Tu chodziło jedynie o informacje, a
nie o bycie miłym dla oka.
Kto z własnej woli wchodzi ot tak po prostu na stronę dziekanki. Od
razu otworzyła plik z komputera, na którym miała notkę z karty
zdrowia. Była w nim mowa o jednym z oddziałów. Postarała się go
poszukać w szpitalu, na mapce obiektu, która była zamieszczona na
jednej z podstron. Nie było to tak trudne, jak myślała, że
będzie.
Pozostało jedynie przemyślenie wszystkiego. Szpital znajdował się
w Gnieźnie. Tam też urodziła się jej mama. To w tym mieście
schowała swoje dawne życie, rozpoczynając nowe w Poznaniu.
Dlaczego? — to pytanie błąkało się po myślach Mai. Co
takiego musiało się stać, że jej matka była pacjentką w
szpitalu psychiatrycznym. Biorąc pod uwagę informacje o lekach,
jakie były wypisane na karcie, to nie było nic błahego. Tu
chodziło o coś poważniejszego, o coś, czego normalnie nie da się
ukryć. Ale jednak... Jednak coś jej nie pasowało. Skoro tak było,
to dlaczego jej mama żyła normalnie. Owszem niektóre schorzenia da
się wyleczyć, ale czy takie też można?
Nie, to za mało — stwierdziła w myślach dziewczyna. —
Muszę coś zrobić.
Pytanie tylko brzmiało: co? Miała związane ręce. Przecież nie
podejdzie do matki i nie spyta się: Cześć mamo jak tam w pracy? A
przy okazji, powiesz mi, czy byłaś leczona psychiatrycznie?
To nie brzmiało zbyt dobrze. Tylko że naprawdę nie widziała
innej opcji. Mimo wszystko poczuła napływ nadziei. Coś ruszyło.
Minimalnie, ale jednak. Być może nie powinna chwalić dnia przed
zachodem słońca, ale była dobrej myśli. Przecież kiedyś
wszystko musiało się wyjaśnić. Pozostawało jedynie czekać, ale
to nie leżało w naturze rudowłosej. Mimo że lubiła spokój i
ciszę, to musiała działać. Podejmować decyzję, byleby nie
zostać w jednym miejscu. Inaczej byłoby to zbyt niewygodne.
Podsumowała wszystkie fakty w jednym miejscu. Początkowo cała
sprawa wydawała się prosta, jednak z każdą kolejną informacją,
pojawiały się coraz to nowsze pytania, które sprawiały, że
sytuacja robiła się zagmatwana i w swój tajemniczy sposób
przerażająca. Może w tej chwili Maja nieco dramatyzowała i
przerysowywała sytuację, ale tak właśnie czuła. Coś się
zmieniło.
Zupełnie jakby w jednej chwili otworzyła puszkę Pandory, a w
następnej całe zło wydostało się na światło dzienne.
Rudowłosa zamrugała oczyma. Bo to wcale nie wyglądało na
przypadek. To wszystko zaczęło się już wcześniej, tylko nie
widziała żadnych objawów. Całe jej życie zbliżało się do tego
momentu. Napięta sytuacja w domu wybuchnęłaby w każdej chwili, a
teraz był na to najmniej dogodny moment. Mimo to cała sytuacja
śmierdziała. Ktoś ewidentnie podłożył coś od siebie. Inaczej
nie natrafiłaby na wszystkie te rzeczy, nie byłaby ich świadkiem i
prawdopodobnie nie miałaby o niektórych rzeczach zielonego pojęcia.
Tylko kto to miał być? Kto mógł wiedzieć, o całej tej sytuacji?
Maja tego nie wiedziała. Wiedziała natomiast, że wszystkie tropy
prowadzą do jej matki, więc musiała zacząć tam, gdzie ona
zaczęła.
Musiała jedynie poczekać do wycieczki, o ile miałaby dojść do
skutku.
W ciągu kilku następnych dni siedziała jak na szpilkach. Nie dość,
że musiała się pilnować w domu, aby nie palnąć jakiejś
głupoty, która wydałaby ją na tacy, to w szkole, jak i zarówno
poza nią starała się unikać Macieja. W gruncie rzeczy stało się
to łatwe. Projekt z plastyki został już oddany, więc nie mieli
już pretekstu do rozmowy, pomijając zwykłe sąsiedzkie dyskusje,
ale nawet i one odeszły na dalszy tor. Maciek jakby to wyczuł.
Kiedy kilka razy z rzędu Maja wychodziła bardzo wcześnie z domu,
by tylko razem nie iść do szkoły, a potem w klasie odzywała się
do niego monosylabami, w sytuacjach, kiedy już nie miała innego
wyjścia jak odezwać się, zrozumiał, że coś musiało być na
rzeczy. Wyszedł jednak z założenia, że nie będzie pytał, co się
stało, bo gdy przyjdzie odpowiednia pora, wszystko wyjdzie na jaw.
Obydwoje jakoś radzili sobie w tej sytuacji, chociaż była
niezwykle krępująca.
I to nawet nie dla nich samych. Ich znajomi w końcu nie byli ślepi,
widzieli, co się działo i w ich małej społeczności klasowej
zastanawiali się, co się mogło stać. Większość obstawiała
zwykłą kłótnię, ale niektórzy wiedzieli więcej, niż mogłoby
się wydawać i wysuwali odpowiednie wnioski.
Maja usilnie starała się to ignorować, ba! Nawet robiła wszystko,
byleby odwrócić od siebie uwagę. Dementowała wszelkie plotki,
byleby nie doprowadzić do jakiejkolwiek konfrontacji. Nie była na
to gotowa i prawdopodobnie nigdy by nie była. Nie wiedziała jednak,
że ktoś ma inne plany, co do jej życia.
Sandra w tym czasie uspokoiła się, nie wypytywała, ponieważ miała
swoje podejrzenia. Uważnie obserwowała dwójkę przyjaciół i
wręcz pragnęła, by cała ta sytuacja została doprowadzona do
końca. Szczęśliwego końca. Nie było nic dziwnego w tym życzeniu,
bowiem dziewczyna była niepoprawną romantyczką. No i uwielbiała
wtykać nosa w nie swoje sprawy, przyznawała się do tego nawet
przed sobą, co było dość trudne. Pomoc była jej drugim imieniem,
nawet gdy ktoś jej nie potrzebował, a nawet unikał. Taka po prostu
była.
Nie pozostało jej więc niż innego jak zeswatanie tej dwójki. Nie
było bowiem nic piękniejszego na świecie niż miłość.
Dźwięk dzwonka przeszył korytarz w mieszkaniu Dębkiewiczów.
Nagie ściany sprawiły, że akustyka doskonale rozniosła do
wszystkich pomieszczeń. Maja siedząca tuż przy biurku, odrabiająca
zadanie domowe z angielskiego z westchnieniem wstała z krzesła,
żeby zobaczyć, kto dobija się do drzwi. Przyciszyła nieco radio,
by do uszu gościa nie dobiegły szumy z radiostacji. Krzesło wydało
z siebie cichy pisk, kiedy przesunęło się po podłodze.
Tuż przy drzwiach Maja odwróciła się w kierunku zasłoniętego
okna. Dzwonek zmienił się w delikatne pukanie.
— Już, zaraz! — krzyknęła. Szybko podeszła do zasłony, by
sprawdzić, czy jej sąsiad jest w swoim pokoju. Jak na złość
Maciek miał spuszczone rolety. Rudowłosa zacisnęła mocno usta i w
myślach pomodliła się, aby to nie był on. Niepotrzebnie się
tak wydarłam — pomyślała. — Mogłam udawać, że nie ma.
Gdyby to był ktoś ważny przyszedłby znowu.
No ale skoro powiedziało się „a”, trzeba powiedzieć „b”. W
końcu to nie musiał być Nowak. Mimo to Maja przechodząc obok
lustra, zdążyła przygładzić włosy, które akurat tamtego dnia
postanowiły zostać nieujarzmionymi.
— Już, już! — jeszcze raz krzyknęła. Zerknęła jeszcze przez
wizjer, aby się upewnić, kto stoi za drzwiami i jedynie utwierdziła
się w swoich przekonaniach.
Z szybciej bijącym sercem otworzyła drzwi i stanęła twarzą w
twarz z Maćkiem. Opierał się o futrynę. Prawa ręka zwisała mu
luźno wzdłuż tułowia. Kurtkę miał częściowo rozpiętą,
ponieważ na klatce schodowej było ciepło. Po raz pierwszy ich
współdzielenia postanowiła naprawdę grzać.
— Cześć — powiedział Maciek. Uśmiechnął się lekko i
wskazał na korytarz. — Mogę wejść?
Maja przesunęła się w bok, pozwalając chłopakowi zrobić krok do
przodu.
Dziewczyna w milczeniu przyglądała się, jak Maciek wchodzi i
zdejmuje z siebie kurtkę. Bez słowa wskazała dłonią wieszak,
dając milczące przyzwolenie, że może powiesić okrycie
wierzchnie.
Wiedziała, że spytanie tak po prostu, po co do nie przyszedł, byłoby niegrzeczne, ale korciło ją to niemiłosiernie. Przyglądała
się, jak chłopak pochyla się by zdjąć buty, chociaż wcale mu nie
kazała tego zrobić. Mimo to rozumiała go. Maciek dość często
przychodził do niej, kiedy w domu była jej mama, a to ona miała
hopla na punkcie wygody stóp gości. Czyste wariactwo.
Wróciła bez słowa do pokoju. Usiadła na krześle, z którego
przed chwilą wstała. Maciek przypatrzył się jej przez chwilę, po
czym zajął wolne miejsce na łóżku, naprzeciwko dziewczyny.
— Maja... — zaczął. Widocznie nie wiedział, od czego zacząć,
a rudowłosa wcale nie chciała mu tego ułatwić.
— Chcesz coś do picia? — spytała go, ignorując to, że
widocznie bił się w myślach z samym sobą.
— Nie, ja tylko na chwilę.
Ciemnowłosy chłopak wiercił się przez chwilę na materacu. Dłonie
zaplótł o siebie i oparł o podołek.
— Czy coś się ostatnio stało? Unikasz mnie, milczysz...
Dębkiewicz okręciła się trochę na krześle. W myślach ważyła
słowa, jakby chcąc zmniejszyć ich wagę i konsekwencje ich
wypowiedzenia. Westchnęła cicho. Trzeba było znaleźć wyjście i
to na dodatek odpowiednie wyjście, by kłamstwa się nie
napiętrzały. Powiedzenie prawdy nie wchodziło w rachubę, a
ciągnięcie farsy... Nagle coś zaskoczyło w umyśle Mai. Wyjście
okazało się zbyt oczywiste i proste, by mogła na nie tak po
prostu wpaść. Przecież może powiedzieć prawdę, ale nie tą, o
którą mu chodziło. Nic by nie zaszkodził, gdyby dowiedział się,
co się dzieje u niej w domu. Prawdę mówiąc, potrzebowała jakiegoś
sprzymierzeńca w poszukiwaniach i robieniu alibii.
— Nie wiem od czego zacząć — powiedziała, chcąc przedłużyć
czas swojego namysłu.
— Może od początku — zachęcił chłopak.
I Maja powiedziała wszystko, co zaczęło się w tym roku. Od bójki,
od tajemnic, od rozmowy telefonicznej, od wszystkiego, co ją
spotkało, umiejętnie ukrywając tę jedną rzecz.
Po wysłuchaniu całego wywodu Maciek potrząsnął głową.
— Wow, to dużo informacji. Za dużo jak na jeden raz. Na pewno
chciałaś mi to powiedzieć? ... Nie cofam, to było głupie
pytanie. Skoro powiedziałaś, to znaczy, że chciałaś. Naprawdę...
Nie wiem c powiedzieć.
— Wiem. I może zrozumiesz, że mam teraz inne rzeczy na głowie.
— Co zamierzasz zrobić?
Maja zastanowiła się przez chwilę. Milczała, a Maciek bacznie się
jej przyglądał.
— Nie wiesz?
— No nie. Nie wiem, od czego zacząć. Tego wszystkiego jest za dużo
jak na mnie.
— Na twoim miejscu skorzystałbym z okazji i kiedy będziemy w
Gnieźnie to, co znajdziesz. Albo wybierz się kiedyś. To nie jest
zbyt długo, a bilet na pociąg nie jest drogi.
— Niby tak, ale sam wiesz, jak jest. Niby kiedy?
— W jakiś piątek. Albo przed świętami, kiedy będzie więcej
luzu. Musiałabyś tylko pojechać rano i szybko się wyrobisz.
W sumie to nie był zły pomysł, kiedy Maja się nad nim
zastanowiła. Mogła powiedzieć, że idzie na zakupy, by kupić
prezent dla kogoś z klasy, a tak naprawdę pojechałaby do Gniezna.
Maciek jednak trafił w sedno. Musiałaby jedynie pojechać dość
wcześnie, by szybciej wrócić, a to odrzucało dni szkolne,
ponieważ jedynie czego jej brakowało do szczęścia to godziny
nieusprawiedliwione.
— No ale ktoś musiałby mnie kryć. Mama wie, że sama nie chodzę
na zakupy, bo nie mogę się nigdy zdecydować — powiedziała.
— A czy powiedziałem, że masz tam iść sama? — zdziwił się
chłopak.
— No nie, ale...
— Oczywiście, że pojadę tam z tobą — zadeklarował,
przykładając rękę do serca.
— Co?! No chyba nie! — wykrzyknęła Maja.
— Czemu? — sparował czarnowłosy. Wydawał się urażony tak
szybką i odmowną reakcją.
Rudowłosa uniosła głowę i wbiła wzrok w sufit, nagle stał się
bardzo interesującym punktem do prowadzenia obserwacji.
— Nie wiesz, co może się stać, a mimo wszystko jestem
chłopakiem, a ty tylko...
— Jeżeli chcesz powiedzieć, że dziewczyny są słabsze, to się
zamknij — przerwała mu. Zgromiła go spojrzeniem, aż nie zamknął
ust.
— A nie mogę tak po prostu pomóc? Widzę, co się dzieje.
Martwisz się.
— A ty byś się nie martwił? To jest tak zagmatwane. Może to
wszystko — zamachnęła dłonią — to kłamstwo.
Chłopak przyjrzał się jej dokładnie. Ona się martwiła, więc i
on się martwił. Maja to widziała w jego oczach. Nie bez powodu
były nazywane oknami duszy.
— Tak — przyznał. Ułożył się wygodnie na jej łóżku.
Rudowłosa jedynie zmarszczyła brwi. No cóż, Maciek dosłownie
traktował słowa: „Czuj się jak u siebie”.
— Nie za wygodnie?
— Jak tak pytasz, to nie za bardzo. Masz twardy materac.
— Zawsze zostaje ci podłoga — zauważyła i wskazała na nią.
— Bardzo śmieszne.
Maja westchnęła cicho. Coś ścisnęło ją w żołądku, ale
zignorowała to. To nie była odpowiednia pora na wewnętrzne
przeżycia dotyczące życia romantycznego.
— Nie pojedziesz ze mną — powtórzyła.
Czarnowłosy jedynie przewrócił oczyma.
— Nie decydujesz za mnie, to po pierwsze. Po drugie: Jeżeli
myślisz, że to sprawiłoby mi kłopot, to mówię nie. — Wyjaśnił
łagodnym tonem, tak sprzecznym z jego postawą. Rzucał dziewczynie
lekko wyzywające spojrzenie, jakby miała podnieść rękawicę do
walki na słowa.
— Okej, okej — poddała się. Nie umiała być zbyt stanowcza,
wiedziała, że to jest jej słabość. — Ale naprawdę przemyśl
to. Nie chcę sprawiać kłopotu. Nie wiem, co może z tego
wszystkiego wyniknąć.
— Czyli mówisz, że to może być niebezpieczne? — Chłopak
ożywił się na samą myśl, o czymś takim.
— No naprawdę. To takie typowe dla chłopaków. Nie ma ryzyka, nie
ma zabawy, czy nie? — Zironizowała.
Nowak puścił te słowa mimo uszu. Założył ręce za głowę i
przyjrzał się uważnie koleżance.
— Może. Ale to dobrze, że już wszystko uzgodniliśmy.
— Tylko ty tak sądzisz.
— I mi to wystarcza — przyznał chłopak.
Po ostatnich słowach bruneta zapadła cisza. Słychać było jedynie
cichy szum płynący z radia. Spiker zapowiadał kolejny hit Eda
Sheerana, po czym zaczęły płynąć pierwsze nuty nowej piosenki.
Zrobiło się niezręcznie. Dopóki istniał temat, rozmowa się jakoś
kleiła, ale kiedy zabrakło celu rozmowy, wszystko się posypało.
— Ja robiłam angielski...
— To może ja...
Zaczęli jednocześnie. Maciej uśmiechnął się przyjaźnie i
opuścił nogi na podłogę.
— I tak przyszedłem tutaj na chwilę, więc powinienem się
zbierać.
— Nie wyganiam ciebie, czy coś — powiedziała szybko dziewczyna.
Długopis, którym przed chwilą się bawiła, sturlał się z biurka
i z cichym puknięciem uderzył w podłogę.
Chłopak machnął ręką, lekceważąc jej słowa.
— Wyganiasz, ale nie umiesz tego powiedzieć normalnie.
Maja otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale nic z siebie nie
wykrztusiła. Miał rację — przyznała. — Wie o tym
doskonale i jeszcze z tego korzysta, bo inaczej by się tak nie
zachowywał.
— Jak poproszę o spisanie zadania z majcy, to pewnie i tak
odmówisz? — zmienił temat.
— Nie musisz się starać. I wiesz, że odmówię.
— Kiedyś się ugniesz — zawyrokował i wyszedł z pokoju. Maja
wstała, by go odprowadzić do wyjścia.
— Nie sądzę. Nie wiem, co miałoby mnie do tego zmusić.
Maciek zaśmiał się złowieszczo. Ściągnął kurtkę z wieszaka i
narzucił ją na siebie, namyślając się.
— Mam swoje sposoby.
Dębkiewicz uniosła jedynie brew w wyrazie zaciekawienia. Oparła
się o ścianę i skrzyżowała ręce.
— Aż nie mogę się doczekać, kiedy je poznam. — Ciemnowłosy
prychnął i pokręcił głową, jakby to, co mówiła dziewczyna, było
herezją.
— Nawet się nie domyślisz. — Mrugnął zawadiacko okiem.
Rudowłosa chyba tylko siłą woli powstrzymała rumieniec, który
pchał się na jej policzki.
— No to cześć — powiedział chłopak. Otworzył szeroko drzwi,
więc doskonale było widać klatkę schodową.
Maja mruknęła słowa pożegnania i kiwnęła głową. Zamknąwszy
drzwi za Maćkiem, oparła się o obicie drzwi.
Nie, to wcale nie musiało być takie trudne.